Fot. Arch. B. Janicka

Uparciuchy z Miodowej i Wiejskiej

Udostępnij:
Jedną z czterech reform, jakie w 1999 r. wprowadził rząd III RP, była reforma systemu ochrony zdrowia. Zmieniono model jego finansowania z budżetowego na paraubezpieczeniowy i formę własności zakładów ochrony zdrowia. Kim powinien być, a kim jest lekarz rodzinny w polskiej rzeczywistości?
Zacznijmy od założeń reformy. Przede wszystkim wprowadziła ona – wzorem znakomitej większości państw europejskich – instytucję lekarza rodzinnego. Zmiana modelu finansowania miała uwolnić system opieki zdrowotnej od przetargów politycznych dotyczących wielkości nakładów na jego funkcjonowanie, do jakich dochodziło corocznie przy uchwalaniu budżetu państwa. Nakłady te nie mogły być niższe niż w roku poprzednim, a ich wzrost miały gwarantować z roku na rok rosnąca składka ubezpieczeniowa i rosnący PKB. Zmiana formy właścicielskiej zakładów ochrony zdrowia miała natomiast powstrzymać permanentne zadłużanie się zakładów ochrony zdrowia, wcześniej wielokrotnie oddłużanych. Udało to się jedynie w odniesieniu do podstawowej opieki zdrowotnej i to tylko tam, gdzie wprowadzono instytucję lekarza rodzinnego. (...)

W szpitalu czy ambulatorium

Istotą europejskich systemów ochrony zdrowia jest to, że zdecydowana większość świadczeń zdrowotnych, porad i zabiegów wykonywana jest przez lekarzy rodzinnych. Ambulatoria lekarzy specjalistów i szpitale pełnią w tych systemach funkcję suplementarną. W poradniach specjalistycznych i szpitalach diagnozowani i leczeni są tylko pacjenci ze skomplikowanymi problemami zdrowotnymi. Proste rany zaopatrywane są przez lekarzy POZ, a nie przez chirurgów. Płukanie uszu jest zabiegiem wykonywanym także przez lekarza rodzinnego, a nie przez laryngologa. Ciało obce z worka spojówkowego, a nawet z rogówki, w Szwecji usuwa lekarz rodzinny, nie zaś okulista. Podział kompetencji pomiędzy poszczególnymi segmentami systemu ochrony zdrowia został dawno ukształtowany i nie dziwi ani pacjentów, ani lekarzy. W Polsce od kilkunastu lat trwa rywalizacja pomiędzy lekarzami rodzinnymi a specjalistami i lekarzami szpitalnymi o wyłączne prawo do leczenia. Ci ostatni chcą widzieć poradnie lekarzy rodzinnych jako biura preskrypcji, w których wykonywane będą wszystkie czynności paramedyczne: powtórki recept, wystawianie zaświadczeń lekarskich czy druków L4. Usiłuje się różnymi metodami zaszczepić pacjentom przeświadczenie, że wszelkie formy leczenia i postępowania diagnostycznego są możliwe do uzyskania dopiero od poziomu lekarza specjalisty lub szpitala. Takiego wyobrażenia o systemie ochrony zdrowia, będącego schedą po PRL, zarówno u pacjentów, jak i w opierającym się zmianom środowisku profesjonalistów medycznych nie udało się zmienić reformatorom. W tym także należy upatrywać przyczyn niedokończenia reform zapoczątkowanych w latach 90. i dzisiejszej słabości POZ.

Zamierzonym celem reformy ochrony zdrowia III RP była zmiana formy własności zakładów ochrony zdrowia, by powstrzymać niekontrolowany proces ich zadłużania. Było oczywiste, że prywatny właściciel przedsiębiorstwa nie będzie mógł sobie pozwolić na bezkarne zadłużanie swojej własności. Będzie o nią lepiej dbał, a to przełoży się na lepszą jakość udzielanych świadczeń. Cel ten został z powodzeniem osiągnięty w wypadku lekarzy rodzinnych. Część z nich przyjęła na siebie funkcję przedsiębiorcy. Utworzyli własne przychodnie, stali się pracodawcami, podjęli ryzyko prowadzenia działalności na własny rachunek. I choć to było dla nich z pewnością dużym wyzwaniem, uzyskali w zamian coś, czego pozbawieni byli w mrocznych czasach PRL – wolność płynącą z posiadania własności.

Każde państwo europejskie przyjmuje własne rozwiązania w organizacji systemu ochrony zdrowia. Często wynikają one z historycznych uwarunkowań. W każdym jednak z nich podstawą systemu ochrony zdrowia są praktyki lekarzy rodzinnych. Tak też z pewnością stanie się w Polsce mimo wielu prób odwracania kierunku reform. Ta, z którą mamy do czynienia teraz, polegająca na wypieraniu z POZ lekarzy rodzinnych i zastępowaniu ich na powrót pediatrami i internistami, już spaliła na panewce. W całej Polsce z szansy utworzenia własnej praktyki skorzystało zaledwie kilku pediatrów i internistów. Stało się tak być może dlatego, że lekarze mają świadomość, że specjalności te nie są wystarczające, by podołać trudom bycia lekarzem rodzinnym. Mają także z pewnością świadomość, że w świetle dyrektywy unijnej pediatra i internista nie są lekarzami POZ. To jest możliwe tylko w Polsce. W krajach Unii Europejskiej lekarzem rodzinnym może być tylko ten z polskich lekarzy, który ma specjalizację z medycyny rodzinnej lub ogólnej.

Pełny tekst Bożeny Janickiej, prezes PPOZ można przeczytać w najnowszym numerze Menedżera Zdrowia, który dostępny jest on-line pod tym linkiem: Uparciuchy z Miodowej i Wiejskiej
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.