Nieporozumienie Zawodów Medycznych? Dybek, Bukiel i Małas komentują

Udostępnij:
Pod jednym z naszych tekstów o możliwych jesiennych protestach pielęgniarek, rezydentów i ratowników pojawił się komentarz krytykujący Porozumienie Zawodów Medycznych. Organizację nazwano „Nieporozumieniem Zawodów Medycznych”. Dlaczego? Bo poszczególne grupy zawodowe – mimo zapowiedzi, że będzie inaczej – myślą tylko o sobie i żądają podwyżek dla siebie. Co o nieprzychylnej opinii sądzą eksperci? Spytaliśmy Tomasza Dybka, Krzysztofa Bukiela i Zofię Małas.
Tomasz Dybek, przewodniczący Porozumienia Zawodów Medycznych:
- Nie mówmy o Porozumieniu Zawodów Medycznych w taki sposób. Organizacja działa zgodnie z założeniami, poszczególne grupy spotykają się i rozmawiają, związki zawodowe (niektóre sprawniej, inne mniej) są skore do współpracy. Choć Ministerstwo Zdrowia dzieli zawody medyczne na najlepszy i gorszy sort, działamy nadal. Proszę nie obawiać się o przyszłość PZM. Najbliższe spotkanie odbędzie się 11 września.

Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy:
- Nieporozumienie Zawodów Medycznych? Ktoś, kto tak stwierdził nie rozumie jaka była idea powołania Porozumienia Zawodów Medycznych. Jestem inicjatorem powołania PZM (przynajmniej w tej części PZM, która obejmowała związki zawodowe zawodów medycznych, bo później do tej części doszły także inne organizacje, które - nawiasem mówiąc - także przekształciły się w związki zawodowe jak np. tzw. protest dietetyków będący początkowo dość luźną grupą lub związek zawodowy psychologów jako organizacja lokalna, która stała sie ogólnopolską) dlatego wiem, co powoływaliśmy. Wyjaśnię. PZM miało skupiać związki zawodowe reprezentujące poszczególne zawody medyczne (czyli zasadniczo związki jednozawodowe, na przykład oddzielnie związek pielęgniarek, oddzielnie ratowników, oddzielnie fizjoterapeutów, i tak dalej, i tym podobne).

Uważaliśmy bowiem (my jako OZZL), że przedstawiciele poszczególnych zawodów lepiej zadbają o te zawody niż centrale związkowe, które reprezentują wszystkie lub wiele zawodów. Czyli, że związek lekarzy lepiej zadba o lekarzy, związek fizjoterapeutów o fizjoterapeutów, związek pielęgniarek o pielęgniarki i tak dalej. W ten sposób każdy będzie lepiej zadbany.

Uznaliśmy zatem, że każdy związek w sprawach dotyczących swojej grupy zawodowej będzie podejmował różne swoje działania,a inne związki nie będą im w tym przeszkadzać, ale - przeciwnie - będą ich wspierać. Czyli miało być tak, że protestują ratownicy, to wszystkie związki z PZM popierają ratowników, protestują pielęgniarki to wszyscy popierają pielęgniarki, protestują rezydenci lub lekarze specjaliści i wszyscy popierają rezydentów lub lekarzy specjalistów.

Poza tym, uznaliśmy, że są pewne pola do działań wspólnych. Takim polem jest wspólne zabieganie o wyższe nakłady na ochronę zdrowia (bo skąd mają się wziąć pieniądze na podwyżki?) Wspólnym może być też wzajemne promowanie swoich oczekiwań płacowych - stąd powstał pomysł aby stworzyć konkurencyjną dla projektu rządowego propozycję ustawy o minimalnych płacach w ochronie zdrowia. Ta nasza obywatelska propozycja (która ostatecznie przyjęła postać obywatelskiego projektu ustawy, pod którą PZM zebrał 250 tys. podpisów i zgłosił do sejmu, gdzie utknęła w podkomisjach) zawiera autonomiczne propozycje stawek zgłoszone przez poszczególne związki i zawody. Czyli było tak, że zgodziliśmy się, że każdy związek zgłasza swoje postulaty, a inni się na to godzą.

Od początku przestrzegałem wszystkich uczestników PZM, żeby nie przyjmowali naiwnie, że któraś grupa zawodowa będzie przedkładać "obcy" interes nad "swój'. To znaczy, na przykład, że pielęgniarki będą walczyć o pensje dla lekarzy zamiast dla pielęgniarek, a ratownicy o pensje dla psychologów. Podkreślałem, że jest pole dla wspólnych działań i pole dla działań odrębnych a wartością PZM będzie to, że nie będziemy się wzajemnie zwalczać i krytykować. Więcej - uważałem i uważam, że wzrost wynagrodzeń jednej grupy zawodowej - tak naprawdę i w perspektywie jest na korzyść wszystkich grup, bo gdy podwyżki dostaną pielęgniarki to mobilizuje ratowników i daje im argumenty do rozmów z rządem.

Prawda jest taka, że ci, którzy byli mniej aktywni lub mieli mniejsze możliwości w działaniach na rzecz poprawy warunków wynagradzania członków swoich związków zawodowych zaczęli czuć coś w rodzaju zawiści wobec tych, którzy mają większe możliwości. Przykład? Diagności laboratoryjni wobec pielęgniarek lub lekarzy. Można to zrozumieć, ale nie można mówić, że ktoś tutaj zdradził porozumienie albo że idea porozumienia została zburzona. Idea była taka - są pola wspólne i pola odrębne. Na polach wspólnych działamy razem, na polach odrębnych każdy działa jak może, a inni mu w tym nie przeszkadzają, przeciwnie - wspierają ich.

Zofia Małas, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych:
- Trudno jest pogodzić interesy dziewięciu zawodów medycznych. Tak to już jest, że kiedy "kołdra jest za krótka", to każdy ciągnie ją w swoją stronę. Poszczególne grupy zawodowe nie oglądają się na innych, chcą podwyżek. Ale to nic nowego. Porozumienie Zawodów Medycznych ma niepewną przyszłość. Za dużo się zadziało w poszczególnych grupach zawodowych.

Pielęgniarki proszą o podwyżki, nie chcą czekać i oglądać się na innych, bo za chwilę znikną z rynku pracy. Nie chcą też pracować ponad siły tylko dlatego, że w ostatnim dwudziestoleciu zostały zdziesiątkowane.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.