Specjalizacje, Kategorie, Działy

Prof. Krystyna de Walden-Gałuszko o życiu i opiece przy umieraniu

Udostępnij:
- Coś jest w powiedzeniu "jakie życie – taka śmierć". Im lepiej człowiek czyta alfabet wartości, tym bardziej je przeżywa w okresie umierania. Każdy człowiek niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy nie dąży do dobra, które jest wartością uniwersalną dla wszystkich ludzi na świecie - mówi prof. Krystyna de Walden-Gałuszko z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
Sposób opiekowania się umierającą osobą jest uniwersalny. Jednak chyba łatwiej rozmawiać z osobą wierzącą niż ateistą. Choć chyba warto zapytać w co wierzy ateista, bo przecież każdy zazwyczaj w coś wierzy, prawda?
- Tak, w dobro. Każdy człowiek dąży do dobra, które jest wartością uniwersalną dla wszystkich ludzi na świecie. Oczywiście można temu dobru nadawać różny sens, czasem będący zaprzeczeniem tego dobra, mimo, że w danej chwili wydaje się, że tak nie jest. Ludźmi rządzą uniwersalne prawa, choć zapewne pozostają one w sferze w większym stopniu nieznane niż prawa biologiczne, które można łatwo zdefiniować i których działanie można łatwo przewidzieć. W sferze duchowej, bo o takiej tu mowa, rolę podstawową odgrywa rozwijająca się stopniowo w ciągu życia człowieka struktura wartości takich jak dobro, prawda, czy piękno. Człowiek wierzący wiąże te wartości z osobową siłą wyższą zwaną czasem Bogiem. Ateista uznaje je jako wyraz duchowej ewolucji bez odniesień do Boga. Stosunek człowieka do tych wartości przekłada się na jego potrzeby duchowe takie jak wolność, poszukiwanie sensu, pragnienie nieśmiertelności. Oczywiście zanim człowiek osiągnie, jeśli w ogóle osiągnie, bo nie wszyscy do tego dochodzą, taką dojrzałość przechodzi poszczególne etapy rozwojowe. Na przykład dziecko pojmuje dobro egoistycznie. Dla niego dobro jest utożsamiane z tym, co jest dobre dla niego. Człowiek dojrzały potrafi dostrzec dobro ponadosobowe. W tej drodze do dojrzałości duchowej człowiek wierzący zasadniczo nie różni się od ateisty.

Czyli tak naprawdę przy pojmowaniu dobra nie jest ważne to, czy ktoś wierzy, czy nie.
- Tak. Ateista, można powiedzieć wierzy w wartości uniwersalne. Człowiek wierzący wiąże je z siłą wyższą, pojmowaną osobowo lub nie, uznając, że te wartości płyną od niej, że ona jest ich źródłem. Oczywiście wszystko zależy od stopnia rozwoju duchowego, ale w gruncie rzeczy te wartości łączą, nie dzielą.

Każdy człowiek odczuwa podobnie?
- W pewnym sensie, bo wszyscy ludzie mierzą się z problemami samotności, śmiertelności, wolności, czy sensu. Najprostszym do zdefiniowania jest problem samotności. Człowiek uczy się bycia z samym sobą nie doświadczając wówczas pustki, bo lekarstwem na to jest poczucie wspólnoty ze światem i innymi ludźmi. To może przejawiać się bardzo różnie, ale samotność zostaje wówczas wypełniona różnorodną treścią. Kolejnym zagadnieniem jest problem śmiertelności. W tym aspekcie rzeczywiście podejście do niej ateisty i osoby wierzącej jest zasadniczo odmienne. Ale i w tej sprawie można znaleźć coś, co te grupy połączy. W każdym człowieku tkwi bowiem pragnienie, aby coś po nim pozostało. I trzeba to pragnienie ożywić, czyli przejść przez życie pozostawiając po sobie dobry ślad. Warto tu przypomnieć, że każdy jest komuś w życiu potrzebny. Nie żyjemy w próżni. Każde nasze słowo, czy gest wywiera na otoczenie wpływ zostawiając właśnie ten ślad. Z kolei wolność można traktować jako coś, co się posiada, mając na przykład możliwość poruszania się, zmiany otoczenia. Takiej wolności nie posiada człowiek przykuty do łóżka, ale każdy w każdej sytuacji może być wolnym: wolnym wewnętrznie i duchowo.

Z czym ta wolność się wiąże?
- Z wyborem, z umiejętnością lub możliwością świadomego wyboru dobra niezależnie od okoliczności. Człowiek prawdziwie wolny w swoich decyzjach nie kieruje się opinią otoczenia. Potrafi także uniezależnić się od własnych emocji. Nie oznacza to braku miłości. Wręcz przeciwnie: bywa wyborem dobra dla osoby kochanej wbrew własnym egoistycznym pragnieniom.

Jak pomóc w osiągnięciu tej wolności?
- To trudne, bo w istocie wolności zawiera się myśl, że nikogo nie powinno prowadzić się za rękę, bo wtedy wpływamy na wolność tego drugiego człowieka. Każdy dokonuje wyborów samodzielnie, ale może pewną podpowiedzią jest to, że rozmówca powinien być jak lustro. Co to oznacza? Chodzi o takie prowadzenie rozmowy, aby rozmówca potrafił się dobrze w nas przejrzeć, czyli prościej mówiąc zrozumieć siebie. Jeżeli rozmówca zrozumie siebie, to my mu pomagamy podejmować decyzje. Niczego nie podpowiadamy, niczego nie sugerujemy, stoimy w cieniu, ale jednocześnie będąc tym lustrem pomagamy dokonywać wyborów. Najłatwiej jest wskazać to, co dany człowiek powinien wybrać, ale wtedy nie ma wolności.

Jaka jest wolność przed śmiercią?
- Jest, nieograniczona, bo wiele jeszcze wtedy zależy od nas. Można zaakceptować to, że odchodzimy, można jeszcze coś zrobić dla kogoś, można godnie przyjąć to, że nasz czas staje się coraz bardziej ograniczony, można wreszcie przezwyciężyć swój lęk, który jest naturalny. W życiu mamy różne zadania i umieranie jest też pewnym zadaniem życiowym, które nadal oferuje wiele możliwości wyborów na rzecz innych ludzi, na rzecz siebie. Nawet wtedy można zadać sobie pytanie, co jeszcze mogę zrobić? To parafraza tego, "nie mów co kraj może oferować tobie, ale co ty możesz oferować krajowi?". Naturalnym odruchem człowieka umierającego jest właśnie przeżywanie tych wartości, w które wierzy, chęć podzielenia się nimi choćby w stwierdzeniu, że świat jest piękny. Warto więc stworzyć możliwości przeżywania piękna przyrody, czy muzyki. Te wartości, które wyznajemy są obecne w naszym życiu poprzez konkrety. Znałam pewnego profesora, który do końca życia przygotowywał do egzaminu końcowego swoich magistrantów i doktorantów, aby im go ułatwić. Ludzie przed śmiercią piszą pamiętniki, listy. Dokonują swego rodzaju bilansu życia. Czasem podpowiadamy, aby napisać swój życiorys, ale inny niż typowe CV, ale aby w nim zawrzeć wszystkie najważniejsze wydarzenia, ważnych ludzi, którzy mieli wpływ na przebieg życia. Wówczas można dostrzec sens pewnych zdarzeń, zrozumieć je, co wcześniej pozostawało poza sferą świadomą. To pomaga spojrzeć na czas obecny. Jeżeli człowiek ma zapewniony komfort odchodzenia, czyli nie przeżywa depresji, ma zaspokojone potrzeby bytowe, wtedy to wszystko skłania do tworzenia wartości i spoglądania przez ich pryzmat na swoje życie. Często dopiero wówczas dostrzegamy, że większe znaczenie ma rodzina i przyjaciele niż nieograniczona liczba znajomych na Facebooku, czy kariera. I to również jest wspólne dla wierzących i niewierzących tym bardziej, że wierzący dzielą się na tych wierzących w sposób duchowy i tradycyjno-rytualny. Ci pierwsi mają więcej wspólnego z niewierzącymi niż ci drudzy.

Czy można powiedzieć, że człowiek, który odchodzi ma większa skłonność do nadawania symboli i symbolicznego myślenia o swoim życiu?
- To zależy jak spojrzy się na to swoje życie, jaką linie przypomina: czy pnie się w górę, czy spada w dół, czy przypomina zakola i meandry. Czasem wyraża je rysunek na przykład przypominający wędrowca, bo przecież życie jest wędrówką, która może przebiegać w różny sposób. Każdy człowiek jest inny i każde życie jest inne. Dlatego trudno stworzyć jeden symbol dla życia, choć na pewno ludzie próbują go nadawać na przykład w postaci drzewa, które może być zarówno wyprostowane jak i przygniecione. Nie każdy jest też zdolny do tego, aby swoje życie opatrzyć jakimś symbolem. Jest też grupa ludzi, zazwyczaj są to introwertycy, którzy komunikują swoje życie poprzez metafory. Na przykład poprzez metaforę podlewanego codziennie małego pomidorka, który zostaje zerwany tuż przed śmiercią.

Czyli życie daje nam to, co my mu dajemy?
- W pewnym sensie tak. Każdy z nas w pewnym wieku jest odpowiedzialny za wybory, jakich dokonuje. Tak jak wspomniałam na początku, wartości, które wyznajemy pomagają nam żyć, ale to nie oznacza, że zawsze się nimi kierujemy w chwili wyboru. Wiele też zależy od tego co z życia wynosimy i czego od niego oczekujemy. Jeden oprócz jazdy na sankach będzie chciał nauczyć się jazdy na nartach poszerzając tym samym zakres doznań. Inny poprzestanie na sankach tym samym pozostając w sferze przeżyć nie wzbogaconych o te wynikające z jazdy na nartach. Podobnie jest z muzyką. Jeśli człowiek zadba o swoją kulturę muzyczną, wzbogaci się o sferę przeżyć, które innym wydadzą się nudne i niezrozumiałe. To samo dotyczy innych potrzeb. Jeśli sprowadzają się one do wygody i poszukiwania przyjemności to mała jest szansa, że taki człowiek przed śmiercią dostrzeże inne wartości. Coś jest w powiedzeniu "jakie życie – taka śmierć". Im lepiej człowiek czyta alfabet wartości, tym bardziej je przeżywa w okresie umierania.

Czy miłość jest też wartością uniwersalną i czy można się jej nauczyć?
- Miłości są różne i każda zawiera w sobie pierwiastek duchowości. Inna jest miłość do przyjaciela, inna jest miłość dwojga ludzi, inna do dziecka, czy do rodziców. Zazwyczaj mówimy, że miłość to inaczej patrzenie we wspólnym kierunku, że nie jest dobrze, kiedy patrzy się tylko na siebie, bo za jakiś czas zaczynamy się w tym gubić. Miłość jest wartością najbardziej podstawową. Jesteśmy stworzeni do tego, żeby kochać. To miłość zaświadcza o naszym człowieczeństwie. Jednak w każdej miłości musi zawierać się element wolności, bo w przeciwnym razie nie mamy do czynienia z miłością, ale jej parodią. To szacunek i wolność składają się na miłość. Kiedy kochamy nie zwalania nas to z obowiązku poszanowania godności i wolności drugiej osoby i jej prawa wyboru.
 
Redaktor prowadzący:
dr n. med. Katarzyna Stencel - Oddział Onkologii Klinicznej z Pododdziałem Dziennej Chemioterapii, Wielkopolskie Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii im. Eugenii i Janusza Zeylandów w Poznaniu
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.