Tusk obraża i straszy - twierdzą lekarze

Udostępnij:
Słowa premiera Tuska "mówiłem bardzo otwarcie, minister Arłukowicz też, że skrócenie kolejek oznacza naruszenie czyichś interesów i na pewno nie będziemy skracać kolejek, dosypując więcej pieniędzy lekarzom" wywołały oburzenie w środowisku medycznym. Lekarze twierdzą, że premier zniżył się do karczemnego poziomu.
Premier, gdy zapowiadał ogłoszenie pakietu kolejkowego, wspominał o tym, że znajdą się pieniądze i formy finansowania na pewno zostaną przedstawione. Pytany, gdzie te pieniądze są, nie umiał odpowiedzieć, odpowiedzi nie udzielał też minister Arłukowicz. Ogłoszenie tajemniczego pakietu kolejkowego okazało się stekiem nielogicznych pomysłów, wyrwanych chaotycznie z zasłyszanych podczas konferencji i spotkań oczekiwań środowisk medycznych. Minister nazywał to konsultacjami, czemu zdecydowanie zaprzeczali eksperci, bo nikt z nimi niczego nie uzgadniał, nie pytał o opinie.

Teraz premier zapowiada niesamowitości, które świadczą o tym, że jego pojęcie o aktualnej sytuacji w resorcie zdrowia jest na niewielkim poziomie. Bo już nawet ten bardziej zdolny wie, że jak gdzieś zwiększa się kompetencje, to idzie za tym wzrost finansowania, a na tym dopiero można zbudować coś nowego, przeorganizować, ulepszyć. Aby coś przyniosło zysk, to trzeba zainwestować. Premier i minister tego nie wiedzą.

Tusk jednak nic sobie z tego nie robi i posuwa się do tonu niezbyt parlamentarnego, a nawet zdecydowanie niegrzecznego, zapowiadając, że kasy lekarzom nie będzie dosypywał, że jest to sprzeczne z czyimiś interesami, że wreszcie nie skróci to kolejek. Nazywa to „racjonalizacją systemu” i twierdzi, że będzie szukał „takich sposobów, które będą też premiowały, także finansowo, tych, którzy naprawdę wkładają jak najwięcej dobrej woli, energii i swojego czasu, ale per saldo skrócenie kolejek nie będzie oznaczało, że system będzie płacił dużo więcej lekarzom i z tym musimy się pogodzić”.

Środowisko medyczne nie bardzo chce się z tym zgodzić.

- Kiedy samorząd lekarski mówi o wzroście procentu PKB na zdrowie, a reakcja pana premiera polega na twierdzeniu, że nie będzie dosypywał pieniędzy lekarzom, to ja natychmiast oponuję – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes NRL. - Tu chodzi o publiczne pieniądze na leczenie chorych, a nie o dosypywanie nam pieniędzy. Państwo ma problem z pacjentami, którzy mają gwarancje ochrony życia i zdrowia na papierze, a w realnym świecie spotykają się z niepewnością, czy należne świadczenie otrzymają. Sformułowanie o dosypywaniu pieniędzy lekarzom jest obraźliwe dla naszego środowiska i wynika z niezrozumienia problemów polskich obywateli. Premier może traktować temat jako zamknięty, ale tylko po demokratycznej dyskusji z całym społeczeństwem – dodaje Hamankiewicz.

Premier zapomina, zdaniem lekarzy, że zapowiadał ich lepsze wynagradzanie. Przypomina o tym dr Marek Balicki, były minister zdrowia – Premier podczas swojej kampanii mówił, że będą nas leczyć dobrze wynagradzani lekarze, a zwrócenie się teraz do nich w ten sposób jest obraźliwe i lekceważące. Zupełnie inaczej zwraca się do górników, bo zademonstrowali siłą. Świadczy to o tym, że ulega argumentowi siły. Mówi o tym, że kopalnie nie mogą się kierować zasadą zysku, a tę zasadę chce narzucić szpitalom – mówi Balicki. – Jest to cynizm polityczny. Jak chce pozyskać np. Śląsk, to robi gest w kierunku górników i ulega sile ich manifestacji, a wiedząc, że lekarze są rozproszoną grupą i nie są w stanie wywrzeć na rządzie presji siłowej, to ich lekceważy.

Zapowiadana troska o lekarzy rodzinnych też stoi pod znakiem zapytania, bo przecież w poz pieniądze same się nie zarobią tylko dlatego, że lekarze będą dłużej, więcej i ciężej pracować.
- Kilka lat temu był problem z zarobkami lekarzy, ale w tej chwili przepisy nie mówią, ile powinni pracować – mówi Łukasz Krupa, poseł Twojego Ruchu. – Problem jest dla lekarzy rodzinnych, którzy zarabiają najmniej i tutaj należy tę politykę usprawnić. A bez dodatkowych pieniędzy nie da się tego zrobić – podkreśla poseł Krupa.

Lekarze są przekonani, że to wszystko zmierza w kierunku zrzucenia na nich odpowiedzialności za niepowodzenie pakietu kolejkowego.

- Nikt nie oczekuje od pana premiera czy jego ministra, by dosypywał pieniędzy lekarzom. To nie jest kwestia darowizny i łaskawego gestu pana premiera – mówi dr Joanna Szeląg z KLRwP. - Pan premier nic nikomu nie dosypuje. Lekarze pracują i z oddaniem opiekują się swoimi pacjentami. To kwestia uczciwego zapłacenia za wykonywaną pracę. Oczekujemy, że przedstawiając program zmian i zwiększając zakres pracy, zostaną przewidziane środki, które te zmiany sfinansują. Twierdzenie, że premier zamierza toczyć bój z lekarzami, ponieważ chce ich skłonić do bardziej intensywnej pracy za te same pieniądze jest arogancją i brakiem szacunku nie tylko dla lekarzy, ale też ich pacjentów.

Donald Tusk ekspertem w dziedzinie medycyny nie był, nie jest i nie będzie i tego nawet wymagać od niego nie wolno, ale znajomości podstaw matematyki jak najbardziej można nawet od szefa rządu oczekiwać, a tu się tak nie dzieje. Lekarzy w kraju jest za mało i będzie ich coraz mniej, bo wielu z nich jest w wieku przedemerytalnym i na emeryturze. Co zrobić, żeby było ich więcej – odpowiedź wydaje się prosta. Odciążyć, uwolnić od przesadnych obowiązków administracyjnych, które zrobiły z nich urzędników resortowych, stworzyć takie warunki, by młodym ludziom chciało się podejmować studia na kierunkach medycznych, a przede wszystkim dotrzymywać słowa, bo gdy wiadomo, jak dramatycznie niedofinansowana jest podstawowa opieka zdrowotna, to nie sposób wyobrazić sobie, jak lekarze rodzinni mają wykonywać dodatkowe badania przy zachowaniu obecnego poziomu ich finansowania.

- Premier wykazuje się arogancją i nietaktem, a także niezrozumieniem, skąd biorą się kolejki – twierdzi Tomasz Latos, przewodniczący Komisji Zdrowia. – Tusk i Arłukowicz opowiadali o tym, w co sami nie wierzą. Tu nie chodzi o to, by forować lekarzy, ale nie da się skrócić kolejek bez zmiany finansowania. Za tym idzie zwiększenie obowiązków, zwiększa się finansowanie i wtedy zyskają wszyscy, nie tylko lekarze – wyjaśnia Latos.

- Premier chyba nie orientuje się dobrze w sytuacji - mówi Andrzej Włodarczyk, były wiceminister zdrowia. – Być może słucha nieodpowiedzialnych doradców. Kolejki są przede wszystkim efektem braku pieniędzy w systemie ochrony zdrowia. Premier wini za to lekarzy i wygląda na to, że na nich chce zrzucić odpowiedzialność i skłócić z nimi pacjentów. Najgorsze jest to, że prawdopodobnie sprzyja nieudolnym pomysłom kierownictwa resortu zdrowia, a te przecież spowodują jeszcze większy chaos i coraz dłuższe kolejki – twierdzi minister Włodarczyk.

Próbując zrozumieć premiera, bo być może środowisko medyczne zbyt skomplikowanych terminów używa w określaniu potrzeb i oczekiwań, poprosiliśmy osobę spoza resortu zdrowia.
- A kiedy jest mało pieniążków, to nie da się dobrze pracować, bo może nie być na jedzenie. A jak ja pójdę głodna do pracy, to będę chora, a ja chcę kiedyś leczyć ludzi, bo chcę być lekarką – mówi Gosia, lat 5 z przedszkola w Warszawie.

Jaki z tego wniosek?
Gosia jest już ekspertem, pan premier nadal nie.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.