Maciek Jaźwiecki/Agencja Wyborcza.pl

Bez podwyżki inflacyjnej

Udostępnij:
– Przedsiębiorca, szczególnie kiedy bezrobocie w Polsce wciąż jest niskie, dla własnego bezpieczeństwa oferuje „podwyżkę inflacyjną” w swojej firmie. Jednak dla pracowników instytucji publicznych – ochrony zdrowia, nauczycieli, urzędników, służb specjalnych, wojska – inflacja to tragedia – ocenia Paweł Kowal z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
Komentarz Pawła Kowala, politologa z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk:
Inflacji nie da się ukryć przed ludźmi. I dlatego pracownicy prywatnych firm już od roku dostają podwyżki. Przedsiębiorcy dawno zorientowali się, że nie mają wyboru – aby utrzymać pracowników, muszą co kilka miesięcy oferować „podwyżki inflacyjne”. Piszę w cudzysłowie, bo chociaż wszyscy interesujący się gospodarką uczą się na nowo tego pojęcia, nie znajdą go w Kodeksie pracy. Przedsiębiorca, menedżer, szczególnie kiedy bezrobocie w Polsce wciąż jest niskie, dla własnego bezpieczeństwa oferuje „podwyżkę inflacyjną” w swojej firmie. Jednak dla pracowników instytucji publicznych – ochrony zdrowia, nauczycieli, urzędników, służb specjalnych, wojska – inflacja to tragedia.

Łatwo powiedzieć w dyskusji telewizyjnej– sfera budżetowa. W rzeczywistości pracują w niej ci, którzy w sensie statystycznym tradycyjnie w Polsce zarabiają najmniej, ale to na nich stoi cała organizacja państwa. To oni zostali na posterunku w czasach pandemii – pani w urzędzie miasta wydająca dowody, pielęgniarz, który także nie mógł pracować online, doskonale przecież zdając sobie sprawę z tego, że jest wiele prac, które można w ten sposób wykonać, w przeciwieństwie do jego służby. Oni wszyscy, schowani pod tym jednym hasłem „sfera budżetowa”, „podwyżki inflacyjnej” łatwo nie dostaną. Ci, którzy są zależni od państwowej pensji, zwykłej podwyżki także nie. Wielu z nich to pracownicy urzędów miast czy gmin. A nie dostaną podwyżki dlatego, że właśnie samorządy najbardziej dostają teraz po kieszeni. W czasach inflacji z miesiąca na miesiąc pozycja budżetówki w stosunku do innych grup społecznych będzie się pogarszała.

Pracownicy budżetowi w sensie socjologicznym to klasa średnia. Ale taka nasza klasa średnia. W odróżnieniu od klasy średniej bogatych zachodnioeuropejskich państw, nasza często jest bez majątku, kamieniczki na wynajem i złota w skarbonce. Nasza klasa średnia ma mieszkanie na kredyt hipoteczny i pracuje w urzędzie, szpitalu, szkole, prawie bez możliwości dorobienia dodatkowych paru stówek, żeby sobie zrekompensować brak „podwyżki inflacyjnej”. Kiedy więc pielęgniarka otrzyma do zapłaty kolejną ratę kredytu, zrozumie, że zaczął się dla niej najgorszy czas od dekad. Mieszkanie na kredyt staje się obciążeniem ponad miarę, rata co miesiąc źródłem stresu, bo bywa, że jej wysokość sięga kilku tysięcy, a oszczędności (statystycznie to jest właśnie tyle) kurczą się w oczach. Za chłodnymi informacjami o ponad 17-proc. inflacji kryje się świadomość kolejnych stresów w domu pod koniec miesiąca. Każdy komunikat Adama Glapińskiego, podany w formie polityczno-gospodarczego stand-upu, dla wielu dziennikarzy oznacza szanse na następne smakowite cytaty, ale dla pracowników bez podwyżki jest czekaniem na wyrok, czy jeszcze w tym miesiącu dadzą radę. Tak zaczyna się czarna noc polskiej klasy średniej, która jeszcze nie zdążyła dobrze powstać.

Tekst opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 11/2022.

Przeczytaj także: „Inflacja zjada wydatki na zdrowie”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.