Biliński: Usłyszeliśmy, że nie mamy co liczyć na podwyżki i to nawet do końca kadencji

Udostępnij:
- Udając się na to spotkanie liczyliśmy na przełom. Można było tak sądzić, skoro aż trzech ministrów zostało desygnowanych na rozmowy z Porozumieniem Rezydentów. Z przykrością muszę stwierdzić, że było to "spotkanie dla nabijania statystyk”. Panowie nie byli nawet przygotowani do merytorycznego dialogu - mówi Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący PR i nie wyklucza styczniowego strajku "Pracy zgodnej z normami", który może sparaliżować system ochrony zdrowia.
Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów:
- Pani minister Beata Kempa, w odezwie na naszą prośbę z czerwcowej manifestacji Porozumienia Rezydentów, zaaranżowała w ubiegły czwartek spotkanie z Pawłem Szrotem, zastępcą szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Stanisławem Szwedem, wiceministrem z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz Jarosławem Pinkasem, wiceministrem zdrowia.

Udając się na to spotkanie liczyliśmy na przełom. Można było tak sądzić, skoro aż trzech ministrów zostało desygnowanych na rozmowy. Z przykrością muszę stwierdzić, że było to "spotkanie dla nabijania statystyk”. Panowie nie byli przygotowani do merytorycznego dialogu. Zapewne był to ciąg dalszy prośby pani premier o wyciszenie niepokoju w ochronie zdrowia. Jakże bowiem inaczej nazwać spotkanie z grupą ludzi walczącą o poprawę warunków leczenia i pracy w ochronie zdrowia, zawsze merytorycznie przygotowaną i znaną z dociekliwości, nonkonformizmu, gdy pierwszym pytaniem do nas, po roku aktywnych działań, pomysłów i konkretów jest „Jakie są wasze postulaty?”

Okazuje się, że komunikacja między resortami leży. Problemy ochrony zdrowia są zamknięte w budynku Ministerstwa Zdrowia.

Pozostało nam zatem po raz kolejny szczegółowe poinformowanie panów ministrów o problemach jakie napotyka polski pacjent, o problemach kadry medycznej, o tym, że przeszliśmy już całą drogę rozmów z Ministerstwem Zdrowia, na których zawsze byliśmy świetnie przygotowani i analizowaliśmy warianty niezbędne do natychmiastowego wprowadzenia w życie.

Próbowaliśmy uzyskać odpowiedź na pytania dlaczego komunikacja międzyresortowa jest tak słaba, dlaczego polska resortowa ciągle ciągnie się za naszą polityką, dlaczego nie ma stratega patrzącego całościowo, dlaczego tak strategiczne pole jakim jest ochrona zdrowia nie jest spięte klamrą z całym systemem i modelem rozwoju gospodarczego kraju, dlaczego ochrona zdrowia jest na szarym końcu jeśli chodzi o politykę państwa, dlaczego trzecia pod względem wielkości gałąź gospodarek narodowych na świecie jest kompletnie niedostrzegalna w Polsce. Pytaliśmy o to, jak polski rząd chce zrealizować „Plan Morawieckiego” bez inwestycji w kapitał ludzki, bez dobrze funkcjonującej ochrony zdrowia, bez zdrowych ludzi gotowych do pracy, bez szybkiego przywracania do pracy ludzi chorujących ten plan nie ma szans się powieść.

Opowiedzieliśmy ministrowi Szrotowi o dialogu z Ministerstwem Zdrowia i o tym, że resort ma związane ręce, bo nie ma woli politycznej do zmian w ochronie zdrowia. Kto tę wolę musi zatem wykazać?

W toku rozmów odpowiedzialność tę przekierowano na ministra Morawieckiego i panią premier, stąd nasz kolejny, mocny apel o umożliwienie spotkania z nimi.

Pan minister Szrot zobowiązał się w ciągu dwóch tygodni zorganizować spotkanie z panią premier, ewentualnie z panią minister Kempą. To ostatnia deska ratunku. Jeśli pani premier i pan minister Morawiecki nie pomogą Polakom - w tym pracownikom ochrony zdrowia - należy uznać, ze ostatecznie zakończono pokojowe ubieganie się o tak ważne i strategiczne sprawy jak zdrowie obywateli…

Jako, że Ministerstwo Zdrowia nie dostało żadnych dodatkowych funduszy, od ministra Pinkasa usłyszeliśmy, że nie mamy co liczyć na podwyżki, realne zmiany i to nawet do końca kadencji tego rządu. Ministerstwo bowiem nie może przewidzieć ile by takie podwyżki kosztowały. W tym momencie kolejny raz przytoczyliśmy wyliczenia, które znamy już na pamięć, wskazaliśmy, że dwa tysiące rezydentur mniej w przyszłym roku to wystarczająca pula pieniędzy do sfinansowania części podwyżek. Minister Szrot poprosił ministra Pinkasa o przygotowanie analiz ekonomicznych w ciągu dwóch tygodni, na kolejne spotkanie z minister Kempą lub panią premier.

Długa część rozmowy poświęcona była właśnie komunikacji. To jest największy zawód, szczególnie rzeszy młodych ludzi, którzy wierzyli, że dialog, taki prawdziwy, merytoryczny, nastawiony na osiągnięcie celu jest możliwy i skuteczny.

Strona rządowa twierdzi, że dialog jest, my to nazywamy polilogiem, gdyż jedna strona mówi ciągle to samo, ciągle uważa, że się nie da, a my z różnych stron próbujemy przekonać, że bez spełnienia postulatów środowiska medycznego czeka nas w niedługich latach krach w medycynie. Kadry medycznej brakuje i będzie jeszcze większa luka. Słyszymy, że resort walczy i stara się jak może, aby inne resorty dostrzegły ten palący problem. Jakie to starania zatem skoro minister kancelarii premiera i minister pracy nic o nas nie wiedzą?

Jedyne co ustało się ustalić na spotkaniu, to zobowiązanie ministra pracy do przeprowadzenia kontroli umów lekarzy rezydentów, którzy zmuszani są do dyżurowania w ramach umów zlecenia, poniżej kosztów i bez wszelkich przywilejów pracowniczych.

Na koniec zostaliśmy poproszeni o zgłoszenie innych niż pokojowe, działań z naszej strony. Poinformowaliśmy, że pierwszą z form (niestety) nacisku, będzie akcja „Pracujemy zgodnie z normami czasu pracy”, czyli maksymalnie 48 godzin tygodniowo. Wypowiemy "opt-outy", czyli klauzule zgody na pracę ponad normę. Jeśli do akcji przystąpi choćby 20 lub 30 procent lekarzy to wiele dużych szpitali i mniejszych - już borykających się z kiepską sytuacją kadrową - stanie, bo nie będzie miał kto dyżurować i pracować.

Dziś spędzamy w pracy nawet 400-500 godzin miesięcznie. To my łatamy "dziury" w kadrach za stawki uwłaczające godności osoby wysoko wykształconej. Pacjenci umierają w kolejkach, a jak już przychodzi do leczenia to na wszystko brakuje pieniędzy. A nas, mimo, że przedstawiamy konkretne rozwiązania, pracujemy ponad siły społecznie, aby wprowadzić dobrą zmianę w ochronie zdrowia, ignoruje się i zbywa.

Trzeba wreszcie powiedzieć dość. Nawet jeśli to spowoduje niedogodności dla chorych. Bo co jest bardziej etyczne? Kilka dni lub tygodni niedogodności i trudów, których naprawdę chcieliśmy uniknąć, czy lata zaniedbań, dalsze marginalizowanie ochrony zdrowia i skracanie ludziom życia tylko dlatego, że nakłady w Polsce nie spełniają nawet minimum bezpieczeństwa zalecanego przez WHO?

Dylemat moralny jest bardzo trudny i potworny, ale skoro politycy nie biorą za to odpowiedzialności, to my pracownicy i pacjenci musimy się upomnieć i to wywalczyć. Szkoda tylko, że znów o tak ważnych sprawach decydować musi ulica i formy strajku.

Informacja o strajku była dla ministrów otrzeźwieniem. Widać było lekką konsternację. Bo wszyscy wiedzą, że jeśli przestaniemy pracować ponad siły to dla rządu będzie to wielki problem, gdyż nie zapewnią bezpieczeństwa zdrowotnego obywatelom. Szkoda tylko, że merytoryczny dialog nie dał wypracowania strategii realnych zmian. Szkoda, że ludzie zajmujący się najważniejszą dziedziną życia człowieka muszą się zniżać do poziomu strajku. Na decyzje o rzeczywistych zmianach w ochronie zdrowia zostało niewiele czasu. Od stycznia akcja "Pracy zgodnej z normami ma ruszyć".

W poniedziałek (14 listopada) wysłaliśmy kolejne pismo do pani premier. We wtorek i w środę wyślemy listy do premiera Morawieckiego i prezesa Kaczyńskiego. Skoro wszyscy nasi rozmówcy przerzucają odpowiedzialność za budżet państwa na ministra Morawieckiego i premier Beatę Szydło pozostało nam spotkanie z tymi dwoma osobami. Po nim będzie jasna sytuacja – albo jest wola polityczna do zmian, albo jej nie ma.

Przeczytaj także: "Biliński analizuje rekomendacje na temat kształcenia podyplomowego"

Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.