iStock

Dlaczego warto zrezygnować z publicznego systemu ochrony zdrowia

Udostępnij:
– Mimo permanentnych problemów publicznych systemów ochrony zdrowia znaczna część Polaków wciąż zdaje się podzielać pogląd o ich niezbędności i wierzyć, że problemy z nimi związane można rozwiązać dzięki lepszemu zarządzaniu, większym nakładom i centralnemu planowaniu. Na przekór prezentuję argumenty za odchodzeniem od systemów publicznych oraz korzyści, jakie mogą przynieść rozwiązania rynkowe – pisze dr Łukasz Jasiński.
Artykuł dr. Łukasza Jasińskiego, asystenta na Wydziale Ekonomicznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz współpracownika Fundacji Instytut Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa:
Przedstawię siedem argumentów.

Po pierwsze – system publiczny za bardzo ogranicza rolę konsumenta
Na rynku, pomimo istotnej roli przedsiębiorców oraz kapitalistów, to właśnie konsument stanowi najważniejsze ogniwo. W sensie ekonomicznym cały proces oraz organizacja struktury produkcji podporządkowane są konsumentowi. On decyduje o sukcesie lub porażce przedsiębiorców, gdyż wszystko skierowane jest na osiągnięcie przez niego satysfakcji. Największym „orężem” w jego rękach jest właśnie swoboda wyboru. Przedsiębiorcy nie mają innej możliwości niż jak najlepsze spełnianie potrzeb konsumenta.

Dlatego zaspokajanie jego potrzeb zdrowotnych w warunkach rynkowych przyniosłoby wiele korzyści. Konsument mógłby swobodnie przebierać w ofertach ubezpieczeń zdrowotnych czy podmiotów świadczących swoje usługi bezpośrednio. Procesy konkurencji kładłyby nacisk na poprawę jakości, obniżkę cen czy szerszy zakres oferowanych dóbr i usług.

Tymczasem, w przypadku systemów publicznych, nawet nie wspomina się o konsumentach, ale o pacjentach, ubezpieczonych czy beneficjentach. Mimo że system publiczny zdaje się być im podporządkowany, to jest to złudne wrażenie. Ubezpieczeni nie mają wpływu (lub jest on znikomy) na to, ile środków przeznaczy się na konkretne świadczenia, jaki lekarz i kiedy zostanie im przydzielony, jakimi środkami/technologią będą leczeni itp. W skrócie: ich kluczowa rola konsumenta w warunkach systemu publicznego zostaje silnie zmarginalizowana, jeśli nie całkowicie wyeliminowana. Ich suwerenne decyzje zostają zastąpione arbitralnymi procedurami tworzonymi przez urzędników i polityków.

Po drugie – system publiczny niekorzystnie ogranicza rolę producenta i dostawcy
W przypadku producentów i dostawców świadczeń medycznych sytuacja przedstawia się bardzo podobnie. Jeśli chcą oni funkcjonować w ramach systemu publicznego, muszą spełnić wiele kryteriów narzucanych im nie przez konsumenta kierującego się swoimi sądami wartościującymi, lecz przez zbiurokratyzowany system, co dodatkowo zawyża koszty. Mimo że są to podmioty prywatne, to nie mogą one nigdy do końca rozwinąć swoich możliwości tak, jak odbyłoby się to w warunkach rynkowych. Większą swobodę uzyskują one, funkcjonując poza systemem publicznym, ale z uwagi na jego powszechność liczba klientów jest z góry ograniczona. Nie każdego stać, aby płacić drugi raz. Innym problemem mogą być też kolejne regulacje ograniczające zakres oferowanych usług na rynku tak, aby nie mogły one konkurować z rozwiązaniami publicznymi.

Innym niekorzystnym skutkiem takiego stanu rzeczy może być przekonanie części społeczeństwa, że systemy publiczne znane ze swoich swoich bolączek, mimo wszystko, oferują „darmową” opiekę zdrowotną, a rozwiązania rynkowe pomimo lepszej dostępności usług — wyższe ceny.

Po trzecie – system publiczny prowadzi do wytworzenia nieracjonalnej struktury finansowania świadczeń medycznych
Powszechny system ochrony zdrowia narzuca na „ubezpieczonych” podatki/składki, które mają finansować dostęp do świadczeń medycznych. Prowadzi to również do stworzenia systemu jednego płatnika — państwowego ubezpieczyciela, który ma za zadanie odpowiednio wydatkować tak pozyskane środki. Jednak takie „ubezpieczenie” nie ma nic wspólnego z ubezpieczeniem rynkowym, gdzie kluczową rolę odgrywa kalkulacja składek na podstawie ryzyka zdrowotnego ubezpieczonego. Co więcej, nie od wszystkich zdarzeń można się ubezpieczyć: np. od zdarzeń, które już wystąpiły lub w takich przypadkach, kiedy nie jest możliwe zastosowanie rachunku prawdopodobieństwa i tym samym oszacowanie ryzyka1.

„Wrzucanie” wszystkich do jednego „worka” lub puli ma też tę fatalną właściwość, że ubezpieczeni nie nabywają świadczeń medycznych, w oparciu na systemie cen. Dotyczy to zarówno prawidłowo oszacowanych składek ubezpieczeń zdrowotnych, jak i płatności bezpośrednich. Ich wydatki bezpośrednie na konkretne dobra lub usługi medyczne zostają zmarginalizowane. Utrudnia to rozeznanie się w sytuacji. „Darmowa” opieka zdrowotna tworzy iluzję obfitości i dostępności, podczas gdy w rzeczywistości sztucznie pobudzony popyt prowadzi do kolejek i ograniczenia dostępności do świadczeń2.

Kolejnym niekorzystnym skutkiem jest to, że pojedynczy (publiczny) płatnik jest także głównym nabywcą technologii medycznej, a płacąc za nią nie swoimi pieniędzmi, nie wykazuje cech oszczędnego konsumenta. Także dostawcy dobrze zdają sobie sprawę, że za zakupami nie stoją masowi i indywidualni konsumenci, w związku z tym nie mają oni dostatecznej motywacji do obniżania kosztów i cen, a nawet wykazują tendencje do ich sztucznego zawyżania. To główny powód, dla którego technologia medyczna jest „droga”. Nie wynika to ze specyfiki opieki zdrowotnej, ale właśnie z dominacji systemu jednego płatnika3.

Po czwarte – system publiczny wprowadza złe relacje na linii pacjent-lekarz
Kolejną grupą niemogącą należycie rozwinąć skrzydeł w systemie publicznym są lekarze. W celu oszczędności środków to na nich spada wiele administracyjnych obowiązków, które odciągają ich uwagę od pacjentów. Każda procedura, zlecenie badań czy konsultacji muszą zostać opisane, a wydatkowanie na nie funduszy uzasadnione. Ma to co najmniej dwie negatywne konsekwencje. Lekarze bardziej muszą się podporządkować systemowym wytycznym niż potrzebom pacjentów. Poza tym podczas przyjmowania pacjentów więcej czasu spędzają oni przy biurku, kiedy pochłonięci są papierkową robotą. W efekcie wpływa to negatywnie na rozwój relacji pomiędzy pacjentem a lekarzem.

Zdrowie stanowi niejako intymną sferę pacjenta i dlatego potrzebuje on ludzkiego podejścia do jego problemów. To wymaga czasu, uwagi oraz empatii lekarzy. W warunkach sztywnych ram wyznaczanych przez systemy publiczne jest to trudniejsze do osiągnięcia. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku korzystania z usług prywatnych.

Po piąte – system publiczny ogranicza naszą odpowiedzialność za własne zdrowie
Kiedy konsument nie zapewnia sobie usług medycznych przez własne wydatki, trudniej mu zorientować się w swoich własnych potrzebach. Nie twierdzę tutaj, że system publiczny automatycznie prowadzi do nieracjonalnych zachowań w zakresie własnego zdrowia, ale raczej to, że pozbawienie znacznej części decyzyjności jednostki w tym zakresie może skutkować niepożądanymi skutkami.

Jeśli społeczeństwo tkwi w przeświadczeniu, że system publiczny daje mu prawo do opieki zdrowotnej, to jednocześnie może słabnąć jego uwaga i czujność w stosunku do możliwych rozwiązań oferowanych na rynku. Tym samym zmniejsza się aktywność społeczna w dbaniu o własne zdrowie np. poprzez odpowiednie odżywianie, zdrowszy styl życia, systematyczne korzystanie z usług oferowanych przez placówki prywatne w zakresie okresowych badań profilaktycznych czy monitorowanie rynku w poszukiwaniu rozwiązań chroniących przed konsekwencjami poważnych chorób lub nieszczęśliwych wypadków.

Analogicznie, wydatkowanie własnych pieniędzy na żywność powoduje, że konsument zwraca uwagę na jakość, cenę oraz może wykazywać większe zainteresowanie danym produktem w szerszym kontekście. Natomiast w sytuacji, kiedy fundusze pozostają poza jego bezpośrednią kontrolą, może przyjmować on bardziej bierną postawę.

Część osób zdających sobie sprawę z wadliwości systemów publicznych bardziej interesuje się rozwiązaniami rynkowymi np. ubezpieczeniami zdrowotnymi, co pozytywnie wpływa na rozwój tego rynku.

Po szóste – system publiczny prowadzi do dalszych interwencji w innych częściach gospodarki
Zorganizowanie swojego własnego prywatnego systemu ochrony zdrowia wymaga dysponowania odpowiednimi funduszami przez jednostki. Im więcej środków ludzie będą mogli przeznaczyć na nabywanie świadczeń medycznych, tym lepiej będą zaspokajane ich potrzeby. Nie ma tutaj znaczenia, czy dotyczyć to będzie zakupu prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego, abonamentu medycznego czy też płatności za dane usługi bezpośrednio z własnej kieszeni. Tym samym każda interwencja, która pośrednio lub bezpośrednio ograniczać będzie ten wachlarz możliwości, może mieć mniejsze poparcie ze strony społeczeństwa.

Dzięki temu stanie się też ono bardziej świadome swoich potrzeb i interesów. Ponadto w takich uwarunkowaniach wzrośnie szansa na lepsze zrozumienie procesów rynkowych, a zwłaszcza skutków, jakie przynosi interwencjonizm w opiece zdrowotnej i gospodarce rynkowej w ogóle. Jeśli społeczeństwo dostrzeże korzyści z ograniczania interwencji w jednej części gospodarki, to wzrosną szanse na to, że zacznie się domagać podobnych działań w jej innych częściach, np. na rynku mieszkaniowym itd.

Po siódme – system publiczny ogranicza pomoc dla najbardziej potrzebujących
W przeciwieństwie do rozwiązań publicznych, na rynku istnieje wiele instytucji charytatywnych, które za dobrowolnie pozyskane środki pomagają potrzebującym4. Nie funkcjonują one, opierając się na sztywnych regułach, dzięki czemu ich działalność nie jest obarczana dodatkowymi kosztami i biurokracją. Instytucje tego typu nie posiadają scentralizowanej struktury, która by nimi odgórnie zarządzała, co umożliwia ich szybki rozwój tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne. Dodatkową korzyścią jest większa świadomość społeczna oraz rozwój odpowiednich postaw etycznych.

Ponadto warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny fakt: prywatne instytucje charytatywne nie tworzą iluzji pomagania jednym przez drugich. Jasno komunikują, że dla powodzenia ich działań potrzebna jest ofiarność konkretnych osób chcących oddać część swojego majątku na rzecz innych. Dla kontrastu, żaden polityk obiecujący dodatkowe nakłady na opiekę zdrowotną w celu pomocy potrzebującym nie może wykazywać w ten sposób swojej wrażliwości i odpowiedniej postawy etycznej z uwagi na fakt, że nie przeznacza on na ten cel swoich własnych środków.

Podsumowanie
Na pewno istnieje więcej powodów do rezygnacji z systemów publicznych. Można nawet stwierdzić, że powodów jest tyle, ilu konsumentów. Wbrew obiegowym opiniom systemy publiczne nie są szczególne czy specyficzne i można je urynkowić — bez większych obaw o nasze zdrowie. Ważne jest też, aby społeczeństwo było nie tylko świadome wad systemów publicznych, lecz jednocześnie dostrzegało zalety rozwiązań rynkowych.

Piśmiennictwo:
1. https://mises.pl/blog/2021/03/29/jasinski-prywatne-a-publiczne-ubezpieczenia-zdrowotne.
2. https://mises.pl/blog/2018/11/28/jasinski-zawodnosc-prywatnych-ubezpieczen-zdrowotnych.
3. https://mises.pl/blog/2020/09/09/jasinski-czy-rozwoj-technologii-prowadzi-do-wzrostu-kosztow-w-opiece-zdrowotnej.
4. https://mises.pl/blog/2021/02/18/jasinski-rola-platnosci-i-instytucji-charytatywnych-w-rynkowym-systemie-ochrony-zdrowia.


Przeczytaj także: „Dlaczego amerykańskie szpitalnictwo jest drogie?”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.