Koniec radosnej twórczości w tworzeniu nowych specjalizacji lekarskich

Udostępnij:
Resort zdrowia chce ograniczyć liczbę specjalizacji lekarskich i dentystycznych niemal o połowę. Dziś jest ich 86. Co na to eksperci?
Liczba specjalizacji miałaby zmaleć do 50. Na liście pozostałyby tylko podstawowe, jak chirurgia ogólna, położnictwo i ginekologia czy medycyna wewnętrzna. - Kierownictwo resortu poważnie zastanawia się nad likwidacją specjalizacji szczegółowych, takich jak endokrynologia i diabetologia dziecięca, endokrynologia ginekologiczna czy hipertensjologia – pisze „Rzeczpospolita”.

Dopytaliśmy ekspertów. Za projektem są i przedstawiciele lekarzy, i menedżerów szpitalnych i niezależni obserwatorzy.

Adam Kozierkiewicz, ekspert w ochronie zdrowia
- Skąd się biorą nowe specjalizacje? A no rodzą się na uczelniach medycznych. Ambitni naukowcy i klinicyści dostrzegają nowe pola działalności, tworzą nowe katedry zajmujące się np. hipertensjologią. Gdy takich katedr w Polsce powstanie kilka czy kilkanaście, tworzą się towarzystwa naukowe, a gdy już powstaną: pojawia się postulat wyodrębnienia nowej specjalizacji. Ile w tym dobrego? Cóż, tworzą się nowe centra referencyjne, powstają standardy. I to dobre – ale tylko tyle.
Bo nieustanne mnożenie nowych specjalizacji prowadzi w konsekwencji do odsyłania pacjentów od specjalisty, do specjalisty. Do fragmentaryzacji leczenia, braku opieki holistycznej, kompleksowej. I co warto podkreślić do osłabienia podstawowych dla medycyny specjalizacji, takich jak interna, czy chirurgia. W konsekwencji pacjent ze złożonymi, czy towarzyszącymi sobie wzajemnie schorzeniami ma coraz więcej specjalistów „do zaliczenia”, a coraz mniej szans na to, że znajdzie się lekarz, który ich problemy potraktuje całościowo. Proces tworzenia nowych specjalizacji trzeba odwrócić, już dziś jest ich za dużo.

Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali

- Deklarujemy pełne poparcie dla tej inicjatywy, postulowaliśmy to od dawna. W Europie należymy do grona rekordzistów w dziedzinie liczby specjalizacji lekarskich. Prócz utrudnień dla pacjentów, praktyce odsyłania ich do co raz kolejnych specjalistów chciałbym zwrócić uwagę na aspekt finansowy. Utrzymywanie tak ogromnej liczby specjalności kosztuje nas majątek. Bo wraz z powstaniem nowej specjalności zmieniają się i zaostrzają wymogi NFZ. Pod groźbą utraty kontraktu szpital zmuszony jest na przykład zatrudniać przedstawicieli nowych specjalności na stałe, zapewniać ich obecność na dyżurach. I to nawet wtedy, gdy logika podpowiada, że wystarczy, by w ramach normalnych, dziennych godzin pracy udzielał konsultacji pacjentom, którymi na dyżurach opiekuje się lekarz o innej specjalności.

Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej
- Na podobny projekt czekaliśmy od lat. Specjalności lekarskich jest za dużo. W Izbie żartowaliśmy, że o ile ich proces mnożenia potrwa jeszcze kilka lat doczekamy się lekarzy – specjalistów w dziedzinie leczenia lewego kolana, a odrębnie w dziedzinie leczenia prawego. To wielkie utrapienie dla lekarzy specjalności podstawowych (jak interna, chirurgia czy POZ). Bo zmuszeni są zasięgać konsultacji u coraz większej liczby specjalistów innych dziedzin. To wydłuża kolejki, to spowalnia proces leczenia, to szkodliwe i uciążliwe dla pacjenta. Czym zastąpić mnożenie wąskich specjalizacji? Naszym zdaniem kursami zakończonymi wydaniem certyfikatów umiejętności. W wąskich poddziedzinach, ale już nie osobnych dziedzinach medycyny.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.