Stefan Romanik/Agencja Wyborcza.pl

Rachunek zysków i strat

Udostępnij:
– Miał być sukces, a wyszło chyba gorzej niż zwykle. Jeszcze w maju minister zdrowia Adam Niedzielski pisał na Twitterze, że „to przełom dla polskich medyków” – ocenia były minister zdrowia Marek Balicki, pisząc o ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych.
Komentarz byłego ministra zdrowia Marka Balickiego:
Podwyżki miały być znaczące, nawet o kilkadziesiąt procent. Narodowy Fundusz Zdrowia miał zapewnić wystarczające środki, co wobec niewykorzystanych w 2021 r. 10 mld zł brzmiało nawet wiarygodnie. Kłopoty zaczęły się od razu po wejściu w życie ustawy. Okazało się, że większość szpitali nie ma z czego sfinansować nowych wynagrodzeń. W najgorszej sytuacji znalazły się szpitale powiatowe. Minister na początku bagatelizował problem. Mówił, że 90 proc. szpitali nie zgłasza żadnych problemów, a środki przeznaczone na podwyższenie kontraktów wystarczą nie tylko na podwyżki, lecz również na pokrycie skutków inflacji.

Tymczasem dyrektorzy obstawali przy swoim, przedstawiając konkretne obliczenia. Podniesiona wycena świadczeń wiązała się bowiem z odebraniem dotychczas odrębnie wypłacanych pieniędzy na wcześniejsze podwyżki. W efekcie realny wzrost wartości umów w wielu placówkach był mniejszy, niż sądził minister, i środków musiało zabraknąć. Na domiar złego część personelu medycznego, która podwyżek po kilku tygodniach jeszcze nie dostała lub trafiła do grupy o niższym zaszeregowaniu, ogarnęło rozgoryczenie.

Presja szpitali jakiś efekt przyniosła. W połowie sierpnia NFZ podwyższył nieznacznie wartości ryczałtu dla szpitali pierwszego i drugiego poziomu referencyjnego, przyznając w ten sposób rację ich dyrektorom. Czy to wystarczy – pokażą najbliższe miesiące. Jedno wiadomo już dzisiaj. Operacja podwyżkowa zamiast przynieść korzyści polityczne, tak bardzo oczekiwane przez rządzącą koalicję, okazała się kolejną wpadką Ministerstwa Zdrowia.

Jej bezpośrednią przyczyną nie był brak środków, ale odejście od dotychczasowego sposobu finansowania centralnie regulowanych podwyżek. Zarówno w przypadku podwyżek dla pielęgniarek z 2015 r., jak i wynikających z ustawy o minimalnych wynagrodzeniach z 2017 r. placówki zdrowotne otrzymywały dodatkowy strumień pieniędzy, który mógł być przeznaczony wyłącznie na ich finansowanie. Dlatego mówiło się o „znaczonych” pieniądzach. Nie były wprawdzie powiązane z liczbą wykonanych świadczeń, ale zapewniały spokój dyrektorom. Placówki, które wykonywały nisko opłacane przez NFZ świadczenia i miały znaczny udział płac w swoim budżecie – np. szpitale powiatowe – bez problemu mogły te podwyżki realizować.

Minister Niedzielski zdecydował się na rezygnację z finansowania podwyżek „znaczonymi” środkami na rzecz rozwiązania bardziej „rynkowego”, polegającego na zwiększeniu ogólnej wyceny kontraktów. Zyskali ci, którzy wykonują dobrze opłacane przez NFZ świadczenia i mają niższy udział płac w kosztach swojej działalności. Inni relatywnie stracili, a część z nich może popaść w poważne kłopoty. Minister, który jest ekonomistą, musiał to wiedzieć. Dlaczego więc zdecydował się na ten ruch w czasie ogólnych napięć politycznych, pozostanie jego tajemnicą.

Kluczowe są jednak kwestie zasadnicze. Wprowadzone kilka lat temu ustawowe regulowanie płac jest niespójne z regułami funkcjonującego rynku wewnętrznego. To zawsze będzie rodzić jakieś problemy. Dlatego trzeba szukać modelu opartego na negocjacjach pracodawców i pracowników, w którym administracja rządowa będzie jedynie mediatorem.

Komentarz opublikowano w Miesięczniku Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie „Puls” 9/2022.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.