123RF

2020 rok w ochronie zdrowia

Udostępnij:
Siedmioro ekspertów z Kancelarii Rafała Janiszewskiego podsumowuje 2020 rok w ochronie zdrowia – analizują najważniejsze zmiany dotyczące legislacji, finansów, polityki lekowej, wynagrodzeń i kadr oraz te związane z inwestycjami, systemami informatycznymi i rozliczeniami świadczeń z NFZ. Krytykują, ale konstruktywnie.
Komentarz Artura Fałka, eksperta ochrony zdrowia, w szczególności polityki lekowej, w tym regulacji związanych z refundacją produktów leczniczych:
– Najważniejszym wydarzeniem 2020 r. była pandemia – to oczywiste. Po pierwsze – koronawirus nie tylko postawił nowe wyzwania przed systemem, ale też odkrył jego liczne braki. I nie mam na myśli jedynie systemu ochrony zdrowia, ale również system zarządzania kryzysowego – okazało się, że ten nie do końca sprawdza się w sytuacji ekstremalnej. Wniosek? Potrzebujemy uaktualnienia systemu zarządzania kryzysowego w Polsce.

Po drugie – porażką czasu epidemii był chaos legislacyjny. O ile można szybko zmieniać przepisy – pomijam to, czy one są dobre, czy nie – o tyle trzeba mieć na uwadze, że ich wdrożenie ma pewną inercję. W naszym kraju ktoś ewidentnie zapomniał o tym, że nie działa to w ten sposób, że jeżeli ktoś we wtorek wymyśla nowe rozwiązania i zmienia przepisy, a już… w czwartek ma kolejny pomysł i tworzy kolejny przepis, to wszyscy się do tego z automatu dostosowują. Instytucje – służba zdrowia nie jest w stanie dostosować się tak szybko! Tak się nigdy nie dzieje, tymczasem w naszym kraju tuż po ogłoszeniu stanu epidemii, przepisy zmieniały się średnio… co 3,5 dnia! Takiego „rytmu” zmian nie wytrzyma żaden system – taka „gorączka legislacyjna” działa nieskutecznie, bo po trzech, czterech takich rozpaczliwych próbach wszyscy zaczynają, mówiąc wprost, je ignorować. W efekcie przełożenie prawa na rzeczywistość totalnie się rozprzęga – każdy robi, jak uważa albo jak potrafi – i powstaje gigantyczny bałagan. A dodatkowo złe prawo wypiera dobre prawo – ustawy i rozporządzenia zastępowane są komunikatami i poleceniami. To zła, bardzo zła sytuacja. Pozostaje tylko nadzieja, że ktoś z tego bałaganu wyciągnie wnioski na przyszłość.

Po trzecie – porażka instytucjonalna 2020 r. to Agencja Rezerw Materiałowych. Nieudolność agencji „utopiła” wizerunkowo i Ministerstwo Zdrowia, i osobiście ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, który osobiście zajął się kupowaniem maseczek od narciarzy – w efekcie przypłacił to utratą wizerunku i stanowiska.

Po czwarte – porażką regulacyjną jest także ustawa o Funduszu Medycznym. Mówiąc całkiem poważnie – nie lubię, gdy ktoś robi sobie ze mnie żarty i mi mówi, że daje dodatkowe 4 mln zł na zdrowie, że „dosypuje” te pieniądze do systemu, podczas gdy to jest kwota, która została już tam i tak skierowana zmianą ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowych ze środków publicznych, mówiącą o tym, że stopniowo zwiększamy nakłady na ochronę zdrowa. 4 mld zł, które miały zadziałać na wyobraźnię wyborców – bo przecież projekt ustawy o Funduszu Medycznym nieprzypadkowo pojawił się w czasie kampanii wyborczej – i tak trafiłyby do systemu i mogłyby być przeznaczone na świadczenia zdrowotne. Dodatkowe ich „ometkowanie” nie czyni z nich „dodatkowych pieniędzy” – to po prostu mydlenie oczu.

Po piąte – polityka lekowa w 2020 r. to totalna „plaża”. Obowiązuje nas oczywiście dokument „Polityka lekowa państwa 2018–2022”, tylko że w 2020 r. niewiele się w zakresie realizacji jego zapisów działo. Niewątpliwie porażką jest choćby to, że nadal nie uregulowano kwestii całkowitego budżetu na refundację. Rządzi prezes Narodowego Fundusz Zdrowia, który przygotowuje projekt planu finansowego – nie tak to powinno wyglądać. Potrzebujemy stabilnego wzrostu środków na refundację leków.

Po szóste – w 2020 r. nadal nie ma Planu dla Chorób Rzadkich, a już w 2009 roku Unia Europejska zobowiązała wszystkie kraje członkowskie do stworzenia takowego do 2013 r. O ile Polska była jednym z pierwszych państw, które do jego tworzenia przystąpiły entuzjastycznie – powołano kolejno cztery zespoły oraz ustanowiono pełnomocnika – o tyle po 12 latach jako jedni z nielicznych wciąż planu nie opracowaliśmy.

Komentarz Katarzyny Adamskiej, prawniczki specjalizującej się w regulacjach związanych z rozliczaniem świadczeń opieki zdrowotnej z NFZ:
– Po pierwsze – porażką 2020 r. było z pewnością zamieszanie związane z rozliczeniami szpitali w czasie epidemii koronawirusa – często zmieniające się wytyczne, działające z mocą wsteczną. Szpitale miały i wciąż mają problemy ze sprawozdawaniem i rozliczeniem z Narodowym Funduszem Zdrowia udzielonych świadczeń zdrowotnych – tym bardziej że – na przykład – zarządzenie, które zaczęło obowiązywać w listopadzie 2020 r., odnosiło się do rozliczania procedur od października, co oznacza konieczność korekt i poprawiania wysłanych do funduszu sprawozdań.

Po drugie – nie można nie wspomnieć o chaosie wokół wynagrodzeń personelu medycznego pomagających chorym na COVID–19. W pełni rozumiem irytację lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych tygodniami obserwujących legislacyjny bałagan i przepychanki wokół tego, ile powinni zarabiać za walkę z epidemią. Najpierw rząd przyjął ustawę, którą podpisał prezydent, a ta przewidywała dodatkowe 100 proc. wynagrodzenia dla wszystkich zajmujących się pacjentami covidowymi. Jednocześnie pojawiło się znowelizowane polecenie ministra zdrowia dla NFZ, by wypłacać dodatkowe 100 proc. ale tylko pracującym w szpitalach drugiego i trzeciego poziomu zabezpieczenia covidovego, ratownikom medycznym i części diagnostów laboratoryjnych. Trwały spory i dyskusje, co tak naprawdę należy rozumieć pod pojęciem „personel medyczny walczący z covid”? Czy wszystkie osoby obsługujące pacjentów covidowych, czy tych, których do pracy przy zwalczaniu skutków epidemii skierowali wojewodowie? Pytano, gdzie sprawiedliwość. Pojawiły się też różne interpretacje dotyczące kwoty, od jakiej ma być wypłacane dodatkowe wynagrodzenie, czy obejmuje ona również wszystkie dodatki. Dodać należy, że ustawa podpisana przez prezydenta została ostatecznie opublikowana w Dzienniku Ustaw, jednak stało się to dopiero, kiedy opublikowano jednocześnie poprawkę do tejże ustawy, która wykreśliła zapis, iż dodatkowe 100 proc. wynagrodzenia należy się wszystkim pracownikom ochrony zdrowia walczącym z COVID-19. Komu więc się należy? Tylko oddelegowanym przez wojewodę? Czy wszystkim, którym dodatkowe pieniądze będzie chciał dać dyrektor szpitala? Zamieszanie trwa, a sytuację trudno określić inaczej, niż niepoważną.

Po trzecie – utrudnienia w dostępie do świadczeń dla pacjentów niecovidowych to sprawa naruszająca zagwarantowane prawo pacjenta do świadczeń gwarantowanych wskazane w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.

Już wiosną rząd wprost namawiał do ograniczenia udzielania świadczeń zdrowotnych. Dotyczyło to tych pacjentów, którzy oczekiwali na planowe zabiegi. Fundusz wydał przez nikogo niepodpisany komunikat, w którym wprost wskazywał, by planowe operacje w niektórych zakresach świadczeń się nie odbywały. Komunikat ten nie był zgodny z prawem, jednak wiele placówek zastosowało się do tego polecenia i pacjentom przełożono zaplanowane zabiegi. Truizmem byłoby stwierdzenie, że stanowiło to dla nich poważne ryzyko pogorszenia stanu zdrowia. Jednocześnie większość placówek POZ i AOS, zasłaniając się względami bezpieczeństwa, oferowało pacjentom konsultacje lekarskie niemal wyłącznie w formie teleporad, co również oceniam raczej krytycznie bowiem bardzo często pacjenci ci wymagali jednak realnego spotkania z lekarzem i wizyty stacjonarnej. Z pewnością ogromne utrudnienia w kontakcie z lekarzem pierwszego kontaktu i lekarzem specjalistą spowodowały znaczny spadek wystawionych kart DiLO, a co za tym idzie – po czwarte – ograniczenie dostępu do leczenia onkologicznego. Absolutnie nie chcę dzielić pacjentów na bardziej i mniej zasługujących na leczenie. Bezdyskusyjnym jest fakt, że przesunięcie rozpoczęcia leczenia w przypadku pacjenta onkologicznego stanowi dla niego ogromne niebezpieczeństwo ponieważ, przede wszystkim liczy się tu czas. Im wcześniej pacjent zostanie zdiagnozowany tym ma większe szanse na skuteczność leczenia.

Komentarz Mateusza Pałki, prawnika specjalizującego się w przepisach regulujących funkcjonowanie podmiotów leczniczych:
– Najważniejsze wydarzenie 2020 roku? Bez wątpienia było to wdrożenie i uruchomienie od 1 stycznia platformy P1, która umożliwiła placówkom integrację z Systemem Informacji Medycznej. W historii informatyzacji polskiego systemu ochrony zdrowia był to bez wątpienia krok milowy. W poprzednich latach z informatyzacją mieliśmy spory problem– przede wszystkim dlatego, że brakowało swego rodzaju spoiwa między systemami dziedzinowymi udostępnionymi przez MZ. System P1 takim właśnie spoiwem się stał. To on między innymi umożliwił sprawne wdrożenie e–recept oraz i umożliwi w styczniu 2021 r. wprowadzenie e–skierowań, które obecnie znajdują się w fazie pilotażu.

Porażką były szybko zmieniające się i niezrozumiałe przepisy prawne, które zamiast porządkować system ochrony zdrowia w okresie epidemii koronawirusa, wprowadzały wciąż dodatkowy chaos. Problemy i poważne błędy pojawiły się już wiosną, kiedy zaraz po ogłoszeniu stanu epidemii w Polsce, byliśmy świadkami niezwykłego chaosu kompetencyjnego między organami zwalczającymi epidemię. Z jednej strony niemal codzienne, niedające jasnego przekazu konferencje prasowe rządu i zmieniające się jak w kalejdoskopie pomysły na to, jak sobie z epidemią radzić, z drugiej strony wszelakie wypowiedzi w mediach czy też nawet tweety polityków, z trzeciej– nieposiadające przymiotu aktu powszechnie obowiązującego wszelkiego rodzaju komunikaty NFZ – to wszystko złożyło się na obraz chaosu.

Zabrakło przede wszystkim konsekwencji w rzetelnym informowaniu świadczeniodawców – informowaniu za pomocą wiążących aktów prawnych, co do których nie byłoby wątpliwości interpretacyjnych. Jednocześnie trudno nie wytknąć rządowi, że chaos i bałagan pojawiały się nawet tam, gdzie mieliśmy regulacje na szczeblu ustawowym. Przykładem niech będzie zamieszanie wokół wynagrodzeń dla medyków walczących z COVID-19.

Przyczyną tego bałaganu był bez wątpienia fakt, że polski rząd nie miał tak naprawdę całościowego i konkretnego planu, jak z epidemią walczyć. Zabrakło strategii z prawdziwego zdarzenia. Odczuliśmy ogromny brak strategii opartej na wielowektorowym spojrzeniu na różne gałęzie funkcjonowania państwa. Zamiast łatania dziur od przypadku do przypadku i naprawiania błędów ad hoc potrzebowaliśmy dobrego planu wskazującego drogę do wyjścia z epidemii. Myślę szczególnie o Strategii 3.0, która okazała się niczym innym jak historyczną analizą poprzednich miesięcy epidemii. Tego zabrakło i stąd największym wyzwaniem systemu w 2021 roku będzie powrót do udzielania świadczeń zdrowotnych pacjentów przynajmniej na takim poziomie, jaki obserwowaliśmy przed wybuchem epidemii COVID–19.

Komentarz Emilii Sujkowskiej, ekspertki z zakresu finansów, w szczególności podmiotów leczniczych:
– Najważniejszym wydarzeniem mijającego roku była bez wątpienia epidemia, z którą rządzący nie potrafili sobie poradzić w sposób profesjonalny.

Powiedzmy sobie szczerze – zarówno dla zwykłych obywateli, jak i przedsiębiorców i sektora ochrony zdrowia – świat po prostu stanął na głowie. Kolejne antykryzysowe tarcze dla biznesu oraz rozwiązania, mające wspomóc sektor ochrony zdrowia, okazywali się niewystarczające a same przepisy tak zawiłe i często się zmieniające, że już nawet podążanie za nimi okazywało się wielką trudnością.

2020 r. był bardzo trudny dla wszystkich, ale najtrudniejszy z pewnością właśnie dla placówek ochrony zdrowia, bo to tutaj trwała walka z wirusem w dosłownym tego słowa znaczeniu. Konieczne było przeorganizowanie pracy, układanie od nowa grafików, zarządzający musieli radzić sobie z brakami personelu, trudności w sprawozdawaniu do funduszu i rozliczaniu oraz konieczność sfinansowania dodatkowych procedur i zakupu chociażby środków ochrony osobistej – to wszystko powodowało, że również od strony finansowo–księgowej mijający rok w ochronie zdrowia zapisał się jako niesłychanie trudny.

Porażką 2020 r. były też często niewypłacane „zembalowe” podwyżki dla pielęgniarek. Bałagan wokół ich wynagrodzeń trwa od… pięciu lat! W niektórych szpitalach pielęgniarki otrzymują obiecane jeszcze za ministra prof. Mariana Zembali podwyżki, w innych nie otrzymują. Według mnie nie jest to wina dyrektorów szpitali. Nie uważam, by celowo uprawiali oni krzywdzącą pielęgniarki politykę. Przyczyną chaosu był raczej brak konsekwentnej puenty rządu wobec tego, co pięć lat temu pielęgniarkom enigmatycznie obiecano, brak jasnych przepisów, wytycznych. Faktem jest jednak, że efektem była krzywda pielęgniarek i ja się nie dziwię, że są one dziś zdesperowane do tego stopnia, że grożą rządowi ogólnopolskimi strajkiem.

Komentarz Katarzyny Moczylskiej, specjalistki w zakresie organizacji komercyjnych usług medycznych:
– 2020 rok pokazał z całą mocą, jak niewydolna jest publiczna ochrona zdrowia i zmusił pacjentów do częstszego korzystania z sektora prywatnego, który także miał potężne kłopoty organizacyjne.

Ledwo ogłoszono stan epidemii a już okazało się, że… hurtownie świecą pustkami. Maseczki, rękawiczki, płyny do dezynfekcji – zakup tych materiałów był nierealny, a kiedy już uzupełniono zapasy często wprowadzano… reglamentację towarów – w dodatku horrendalnie windowano ceny.

Kiedy podaż środków ochrony osobistej zwiększyła się na tyle, by zaspokoić epidemijny popyt okazało się, że sektor prywatny ma inny, znacznie poważniejszy problem. Zdecydowana większość specjalistów przyjmujących prywatnie łączy przecież to zajęcie z bazową, podstawową pracą w sektorze publicznym, tymczasem w epidemii – w obawie przed niekontrolowanym rozprzestrzenianiem wirusa – zakazano takich praktyk. W efekcie nawet około 70 proc. gabinetów prywatnych zostało przymusowo zamkniętych. Wtedy w systemie zaczęło się robić grząsko! Zamknięcie prywatnych gabinetów, które w dużej mierze odciążały sektor publiczny, uwidoczniło niewydolność państwowego ochrony zdrowia. Być może dlatego już latem niektórym lekarzom – tym, którzy nie walczą z COVID–19 na pierwszej linii frontu – pozwolono wrócić do gabinetów prywatnych.

Prywatna służba zdrowia staje się coraz ważniejsza częścią systemu i w 2021 roku z pewnością trend ten będzie się utrzymywał. 2020 rok niemal dosłownie wrzucił wielu pacjentów w objęcia przychodni prywatnych. Dodzwonienie się do lekarza pierwszego kontaktu czy kontakt ze specjalistą graniczyły z cudem. Ratunkiem była właśnie wizyta prywatna. I tu moja uwaga – zauważmy, że cena tzw. e–wizyty u specjalisty najczęściej wcale nie była tańsza, niż wtedy, kiedy odbywała się w gabinecie. Według mnie to nadużycie zdesperowanych pacjentów, którzy najczęściej byli pozbawieni możliwości kontaktu z lekarzem w publicznym systemie i oczywistym było, że zapłacą za konsultację czy leczenie online każdą, nawet bardzo wysoką cenę tym bardziej, że również w prywatnej opiece zdrowotnej, zapisanie się na wizytę często stanowiło problem. Szczególnie jeśli chodziło o wizytę bezpośrednio w gabinecie.

Komentarz Iwony Siporskiej, specjalistki do spraw kadr i księgowości:
– 2020 r. z punktu widzenia kadrowca to przede wszystkim podwyżki. W połowie roku kwota bazowa dla wszystkich osób zatrudnionych w placówkach medycznych zwiększyła się z 4,2 do 4,9 tys. zł, co przy zastosowaniu odpowiednich przeliczników oznaczało podwyżki dla wszystkich począwszy od pracowników technicznych przez sekretarki medyczne po biały personel. Zyskali również rezydenci specjalizujący się w 22 dziedzinach priorytetowych. W pierwszych dwóch latach zatrudnienia zarabiają obecnie 4793 zł a ci, którzy dostali się na specjalizację w drugim postępowaniu kwalifikacyjnym w 2017 roku i pierwszym postępowaniu 2018 – 4933 zł. Po dwóch latach zatrudnienie w trybie rezydentury wynagrodzenia wrośnie do 5300 zł.

W pozostałych dziedzinach w pierwszych dwóch latach zatrudnienia wynagrodzenie wynosi aktualnie 4299 zł, natomiast po dwóch latach rezydentury – 4633 zł.

Komentarz Jerzego Bójko, specjalisty do spraw inwestycji w ochronie zdrowia, byłego zastępcy dyrektora Departamentu Budżetu, Finansów i Inwestycji w Ministerstwie Zdrowia:
– W 2020 r. ze szczególnym zainteresowaniem obserwowałem powstawanie ustawy o Funduszu Medycznym. Prezydencki dokument pojawił się w nieprzypadkowym momencie – późną wiosną, kiedy Andrzej Duda walczył o reelekcję. Wtedy też przetoczyła się wokół tej inicjatywy bardziej lub mniej merytoryczna debata. Jak to zwykle bywa uwaga koncentrowała się szczególnie wokół pieniędzy. W 2020 ro Fundusz Medyczny dysponuje kwotą 2 mld zł, w 2021 r. – i aż do 2029 r., bo mówimy o cyklu dziesięcioletnim – będzie to niemniej niż 4 mld zł rocznie. Celowo nie napisałem, że Fundusz Medyczny zostanie tą kwotą „zasilony”, ponieważ nie dochodzi tu do pojawienia się żadnych dodatkowych pieniędzy na ochronę zdrowia. Pieniądze zostają wydzielone, „przesunięte” z ogólnej kwoty, jaką w danym roku państwo przeznacza na cel jakim jest ochrona zdrowia, czyli gwarantowanych 6 proc. PKB. Miliardy, które przykuły uwagę opinii publicznej podczas dyskusji o Funduszu Medycznym nie wzięły się znikąd. Dzisiaj ustawa jest już prawem obowiązującym – ja zaś zwracam szczególną uwagę na dwa utworzone w Funduszu Medycznego subkonta, które dotyczą bezpośrednio inwestycji – to fundusz strategiczny i fundusz modernizacji podmiotów leczniczych. Kto może zawalczyć o środki z tych subfunduszy? Spośród około 1700 podmiotów zapewniających obywatelom udzielanie świadczeń zdrowotnych, subfundusz strategiczny obejmuje wyłącznie szpitale onkologiczne, pulmonologiczne i pediatryczne, szpitale ogólnopolskie oraz kliniczne. Tylko te placówki są wymienione jako jego potencjalni beneficjenci. Wszystkie szpitale – również powiatowe i miejskie – mogą natomiast ubiegać się o pieniądze z subfunduszu modernizacji podmiotów leczniczych. Jakie inwestycje zostaną uznane za kluczowe z punktu widzenia państwa? To już dookreśli minister zdrowia, który otrzymał nieograniczoną swobodę w tworzeniu programu inwestycyjnego. Wiadomo na pewno, że program ten może wspierać – między innymi – infrastrukturę świadczeń zdrowotnych lub wsparcia procesów konsolidacyjnych podmiotów leczniczych, ale dotyczy również tak prozaicznego zadania jak wymiana łózek szpitalnych. Jakimi środkami dysponować będą subfundusze Funduszu Medycznego? Dookreślą rozporządzenia. Dziś wiemy, że fundusz jako całość, będzie dysponował w 2021 r. niebagatelną kwotą prawie 6 mld zł. Jestem bardzo ciekaw, w jaki sposób kwota ta zostanie rozdysponowana.

Komentarze ekspertów z Kancelarii Rafała Janiszewskiego dotyczące tego, co wydarzy się w 2021 r. w ochronie zdrowia opublikujemy wkrótce.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.