Archiwum

A może system samorządowy?

Udostępnij:
– Przy wszystkich dysfunkcjach aktualnego systemu ochrony zdrowia i niemożliwej do spełnienia wizji Andrzeja Sośnierza dostrzegam dobre i godzące nas rozwiązanie – jest to system samorządowy – komentuje były wiceminister zdrowia Piotr Warczyński, polemizując z posłem i byłym prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia.
Tekst Piotra Warczyńskiego, byłego wiceministra zdrowia, lekarza internisty i endoskopisty:
Czy powrót do 1999 r. byłby dobry? Wydaje się, że to zasugerował poseł koła Polskie Sprawy i były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Sośnierz w „Menedżerze Zdrowia”, mówiąc, że opieka zdrowotna wymaga zmian, poszczególne poziomy opieki zdrowotnej funkcjonują obok siebie, konieczne jest uporządkowanie finansowania i dobrze byłoby powrócić do zdecentralizowanych kas chorych. Duża część uczestników systemu opieki zdrowotnej nie pamięta tamtych czasach – ja tak, dlatego odniosę się do propozycji posła.

Po pierwsze – poseł Andrzej Sośnierz z rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” mówił, że opieka zdrowotna wymaga zmian.

Zgadza się – to fakt. Przy najniższym finansowaniu opieki zdrowotnej w Unii Europejskiej, jednym z największych spadków długości życia w Europie i najwyższym wzroście śmiertelności z powodu pandemii na kontynencie też uważam, że opieka zdrowotna wymaga zmian.

Po drugie – poseł stwierdził również, że poszczególne poziomy opieki zdrowotnej funkcjonują obok siebie.

Tak – pozwolenie na wykształcenie przez lata, poczynając od 1999 roku, silnych lobby dla poszczególnych obszarów opieki, czyli podstawowej opieki zdrowotnej (bardzo silne i jednorodne), ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (najsłabsze i w związku z tym najniżej finansowane), szpitalnictwa podzielonego na mniejsze frakcje – na przykład centra onkologii (najsilniejsze i najwyżej finansowane), i pozostałych, nawet tak egzotycznych jak jedyne na świecie lecznictwo sanatoryjne, było jednym z największych błędów zarządzających systemem z udziałem wszystkich rządów. Dziś wygląda to tak, że zarządzający systemem, czyli premier, minister zdrowia, zależny od niego prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, aktualnie nic nieznaczący dyrektorzy oddziałów płatnika i wszelcy inni dyrektorzy zarządzają systemem poprzez układanie i dogadywanie się z poszczególnymi lobby.

Po trzecie – Andrzej Sośnierz mówił także, że w systemie przede wszystkim uporządkowania wymaga finansowanie.

Tak – ryczałtowy sposób finansowania szpitalnictwa rujnujący jakość i konkurencję, podobnie jak kapitacyjny w POZ, wymaga dużych zmian. Uważam też, że oparcie się wyłącznie na zapłacie za wykonane świadczenie jest błędem, choć powinno być dominujące. Jednak system ochrony promowany przez posła Sośnierza został już nieodwracalnie zniszczony i popchnięty w kierunku budżetowego. Odbyło się to już za ostatniego rządu Platformy Obywatelskiej, który pieniądze przeznaczone na świadczenia zdrowotne przekierował na pensje dla pielęgniarek, potem zażądali tego lekarze, następnie pozostali uczestnicy systemu i tak powstała ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Trzeba podkreślić, że nie chodzi tu o to, że grupy te nie powinny mieć podwyżek, ale o złamanie fundamentalnej zasady, że pieniądze ze składki zdrowotnej przeznaczane są na świadczenia i dopiero po przekazaniu tych środków przez NFZ do podmiotu leczniczego podmiot ten decyduje o wysokości wypłacanych pensji pracownikom. Im więcej pieniędzy w systemie, tym wyższe pensje. To już przeszłość – to, co się stało, jest nieodwracalne, wróciliśmy do systemu centralnego, odgórnego ustalania pensji, tak jak to było przed 1989 rokiem.

Po czwarte – poseł Sośnierz jest zwolennikiem ponownego utworzenia kas chorych.

Dawno temu, będąc słuchaczem konferencji, która wyjaśniała planowane zmiany i wprowadzenie kas chorych, byłem tym projektem zachwycony. Niestety, co podkreślił również Andrzej Sośnierz, instytucje te nie miały szans na wykazanie swojej sprawności. Po dwóch latach funkcjonowania i po aferach związanych z dość rozpustnym bytem ich dyrektorów, jak na przykład wspólne wyjazdy do RPA na „szkolenia”, i w związku z negatywną oceną ich działalności przez społeczeństwo, media miały tu dominującą rolę, współtwórca ich bytu, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej, rękami ministra Mariusza Łapińskiego wysłał je w kosmos i ustanowił do dzisiaj panujący Narodowy Fundusz Zdrowia. Czy możliwe jest przywrócenie tego bytu? Moim zdaniem przy tylu nieodwracalnych zmianach w systemie jest to niemożliwe. W pełni za to podzielam intencje decentralizacji i ograniczonej konkurencji w systemie – dzięki nim powstaje jakość i etyczna rywalizacja o pacjentów, którzy wybierają, gdzie chcą się leczyć.

Mimo to, przy wszystkich dysfunkcjach aktualnego systemu i niemożliwej do spełnienia wizji Andrzeja Sośnierza, dostrzegam dobre i godzące nas rozwiązanie – jest nim system samorządowy.

Skoro kolejne rządy – czasem z tej samej formacji partyjnej – z powodów politycznych nie mogą kontynuować linii poprzedników, to może wada tkwi nie w koncepcjach, ale w wyborze złego realizatora tych praw i obowiązków?

Mamy przecież wybierane w powszechnych wyborach publiczne władze samorządowe. Po dwudziestu kilku latach ich funkcjonowania mają dla obywateli coraz większe znaczenie, są coraz bardziej dojrzałe i odpowiedzialne. W sondażach znacznie bardziej ufamy władzom samorządowym niż władzy centralnej. Samorządy są bliżej ludzi, lepiej znają lokalne potrzeby i oczekiwania. Czy nie czas, aby podobnie jak w przypadku opieki społecznej czy edukacji przejęły szerokie kompetencje i odpowiedzialność także w obszarze opieki zdrowotnej? Żaden centralny system nie uwzględnia w zadowalającym stopniu potrzeb lokalnych, nawet wojewódzkich, a co dopiero powiatowych czy gminnych. Wszystkie centralne systemy podlegają naciskom politycznym, a to nie polityka, ale praktyka, rzeczywista potrzeba, zadowolenie, satysfakcja lokalnej społeczności, obywatelska świadomość powinny decydować o ocenie systemu opieki zdrowotnej. Codziennością pacjenta nie są ośrodki wysokospecjalistyczne, lecz te znajdujące się najbliżej miejsca zamieszkania, te najbliższe także sercu, w których znamy lekarzy, pielęgniarki, dyrektorów i innych profesjonalistów ochrony zdrowia biorących udział w codziennym życiu lokalnych społeczności. Ze złej realizacji tego zadania znacznie łatwiej obywatelom w kolejnych wyborach rozliczyć samorząd niż władze centralne.

Takie samorządowe systemy funkcjonują w dużej części krajów, które bierzemy za wzór dobrego funkcjonowania opieki zdrowotnej – Skandynawia, także południe Europy, czyli Włochy, Hiszpania, Portugalia, w pewnym zakresie Niemcy – przecież landy mają ogromną samodzielność, a nawet Wielka Brytania, która ma odmienne systemy w Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii Północnej. Oczywiste jest, że ramy funkcjonowania systemu muszą być określone przez rząd i parlament. Minister zdrowia musi być nadal odpowiedzialny za nadzór nad lekami, wyrobami medycznymi, instytutami, uczelniami medycznymi (szpitalami klinicznymi), za państwowy system ratownictwa medycznego czy system kształcenia w zawodach medycznych. Opisywana zmiana przybliży nas do państwa obywatelskiego, w którym obywatele będą mieli znacznie większy wpływ na funkcjonowanie państwa, także w obszarze opieki zdrowotnej, i w tym zakresie podzielam intencje posła Andrzeja Sośnierza.

Przeczytaj także: „Minusy dodatnie – o kasach chorych”, „Kaso chorych, wróć...” i „Wizja zdrowia Andrzeja Sośnierza”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.