Naczelna Izba Lekarska

Andrzej Matyja: Numerki nie usprawnią pracy SOR

Udostępnij:
Z wejściem w życie triażu każdy pacjent, który przyjdzie na SOR, pobierze numerek. Następnie zostanie poddany segregacji medycznej i rejestracji. Pacjentom będą przydzielane kolory. Od niebieskiego dla tych, którzy mogą poczekać na pomoc, do czerwonego, który otrzymają pacjenci wymagający pilnej pomocy specjalistów. - Ale numerki nie usprawnią pracy SOR - komentuje Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Dlaczego? Matyja wyjaśnia w rozmowie z "Super Expressem".

- Jedynym kryterium czasu oczekiwania pacjenta może być jego stan zdrowia, a nie wyznaczona przez numerki kolejność. A zatem retriaż w sposób oczywisty może spowodować zmianę kolejności. Nigdzie na świecie retriażu nie wykonuje się rutynowo. Wprowadzenie retriażu obowiązkowo u wszystkich pacjentów zaangażuje personel SOR w ponowne wykonywanie czynności, które już raz zostały wykonane, a zatem nie przyspieszy a wydłuży czas oczekiwania - mówi Matyja i podkreśla, że problemem jest nie tylko angażowanie pracowników w retriaż, ale także program komputerowy, który nie współpracuje z żadnym z programów działających w szpitalach.

- Powoduje to konieczność prowadzenia podwójnej dokumentacji medycznej. Problem braku kadry medycznej jest na tyle poważny, że ogromnie trudno jest znaleźć chętnych do tej ciężkiej i odpowiedzialnej pracy. Chciałem zwrócić uwagę, że to tam rodzą się najczęstsze konflikty i tam najłatwiej o pomyłkę. Dlatego trzeba odciążać pracę a nie dodatkowo dokładać administracyjne obowiązki.

Kiedyś nadużywano pogotowia, a dziś szpitalnych oddziałów ratunkowych
Eksperci przy rzeczniku praw obywatelskich twierdzą, że nawet 77 proc. pacjentów nie powinno trafić na SOR. Czy to hipochondrycy? - Nie, po prostu tak działa system naczyń połączonych: podstawowa opieka zdrowotna, ambulatoryjna opieka specjalistyczna, pogotowie ratunkowe i szpitalne oddziały ratunkowe. Problemy w tym układzie były zawsze, tylko że kiedyś nadużywano pogotowia, a dziś SOR - odpowiada Marek Balicki, były minister zdrowia.

- Kiedyś nadużywano raczej pogotowia. Ludzie wzywali karetkę do chorego na anginę do domu. Dziś pogotowie jest lepiej zorganizowane, dyspozytorzy lepiej przygotowani do oceny sytuacji, a za nadużycie grozi mandat - wyjaśnia Balicki w rozmowie z "Krytyką Polityczną".

- Karetki nie wzywamy na darmo, bo szkoda nam tych paru stów, rozumiem. I co wtedy? - pyta "Krytyka Polityczna".

- POZ kończy pracę o 18. Potem działa opieka nocna i świąteczna, ale rozsądny człowiek, który ma jakiś poważny problem wymagający interwencji w środku nocy, woli od razu pojechać do szpitala niż tam, gdzie dostępna jest głównie pieczątka i słuchawka. I w nocy zazwyczaj stąd te tłumy, z kolei za dnia to często konsekwencja długości kolejek do specjalistów. Jeśli chcemy mieć szybko zrobione USG i nie stać nas na wizytę prywatną, to lepiej przemęczyć się 12 godzin, niż czekać kilka tygodni albo i miesięcy - wyjaśnia Balicki i odpowiada na pytanie, co z tym zrobić i jak naprawić system.

- W Danii działa system POZ, w którym lekarz rodzinny pracuje zwyczajne 8 godzin. Tworzy się jednak rejony dyżurów liczące po około dwadzieścia tysięcy mieszkańców, z ośmioma lekarzami na rejon. Wtedy każdy lekarz rodzinny ma dyżur trzy, cztery razy w miesiącu i przez noc jest pod telefonem. Udziela porad telefonicznych, w razie wątpliwości może przyjechać albo od razu wezwać karetkę pogotowia, jeśli na podstawie otrzymanych informacji podejrzewa np. udar. Jeśliby powstał u nas taki system, dał poczucie bezpieczeństwa i umożliwił lekarzowi wizytę domową i ocenę problemu – to nie mielibyśmy po co jeździć na SOR - tłumaczy były minister zdrowia.

Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.