Efekt Justina Wilsona. Potężniejszy niż Angeliny Jolie i Przemysława Salety

Udostępnij:
Justin Wilson, kierowca wyścigowy, stracił życie. Dzięki jego organom uratowano sześć ludzkich istnień. To inspiracja dla innych: w Polsce odnotowano znaczny wzrost potencjalnych dawców narządów.
- Justin dzisiaj uratował sześć żyć. Postawił tym samym poprzeczkę jeszcze wyżej - napisał 25 sierpnia, na Twitterze, brat zmarłego zawodnika, z dopiskiem "Mój bohater" i " Dar życia". To wtedy rozpoczął "internetowy szał" na przekazywanie sobie informacji o tym, co zrobił sportowiec i klikanie lubię pod artykułami o operacjach ratujących życie. I to wtedy rozpoczął się efekt Justina.

O tym, co zrobił sportowiec mówi - jak czytamy na portalu "Sport.pl" - Stefan Wilson, jego młodszy brat: - On już dawno podjął decyzję o tym, że gdyby coś się z nim stało, chce uratować innych ludzi. Justin podjął decyzję o przekazaniu organów do transplantacji. My ją tylko zrealizowaliśmy.

Jak się okazuje wspomniane sześć osób, które uratował zawodowy kierowca, mogą nie być jedyne, którym pomógł. Już są wymierne rezultaty postawy Justina Wilsona i tego, że w sieci informacja o uratowanych jest popularna na portalach społecznościowych.

Paweł Klikowicz, rzecznik "Dawca.pl" (czyli kampanii promującej świadome dawstwo narządów) mówi otwarcie, że na skutek nagłośnienie tego, co zrobił sportowiec, tylko do godziny 14, zgłosiło do nich 56 osób (to tyle ile w ciągu całego dnia poprzedniego), które zgłosiły się do organizacji, chcę aktywnie promować dawstwo organów i deklaruje, że odda swoje narządy.

Aktualizacja informacji: Rzecznik "Dawca.pl" poinformował "Menedżera Zdrowia", że 26 sierpnia do klubu przystąpiło 111 osób, czyli dwa razy więcej niż dzień wcześniej!

- To wynik tego, że internauci przeczytali o Justinie w mediach albo na profilu "Dawca.pl" - mówi Paweł Klikowicz i opisuje skale zjawiska: - W środę, o godzinie 11.40 "facebookową" informację o tym, że Justin po śmierci oddałorgany polubiło ponad 3600 osób, a kolejne 260 udostępniło ją na swoich profilach tak, żeby inni ją widzieli. Mówi wprost o efekcie Justina. O godzinie 14 internautów, którzy popierali to, co zrobił sportowiec było 4855, a post wyświetlił się na monitorach 277 tysięcy osób.

Jak mówi Paweł Klikowicz, informacja o śmierci jest zawsze wiadomością tragiczną, jednak w tym przypadku zdecydowałem się opublikować notkę o Justinie Wilsonie. - I dobrze. Proszę przeczytać komentarze pod informacją. To m. in. "Szkoda, że mało jest takich ludzi, którzy nawet po śmierci chcą dać coś "od siebie" by pomóc innym" albo "Wielki człowiek o jeszcze większym sercu" -opisuje Paweł Klikowicz i podkreśla, że cieszy go fakt, że rodzina zmarłego zdecydowała się podać tę informację do wiadomości publicznej - przyznaje.

O tym, że nagłośnienie sprawy jest pożyteczne mówi również Dorota Raczkiewicz, szefowa "Drużyny Szpiku" (czyli grupy wolontariuszy, którzy m.in. wyjaśniają na czym polegają przeszczepy). Również ona na "facebookowym" profilu "Drużyna szpiku" opublikowała informację o Brytyjczyku-bohaterze z dopiskiem "Kierowca wyścigowy przed śmiercią zdecydował o przekazaniu organów do transplantacji. A w waszym portfelu znajduje się karta dawcy? To bardzo ważne!". Ten post o godzinie 15.30 w środę lubiło kolejnych 400 internautów.

Profesor Roman Danielewicz, dyrektor Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego do spraw Transplantacji "Poltransplant" również w pozytywnym tonie wypowiada się na temat rozgłosu jaki pojawił się wokół decyzji sportowca.

- Musimy mówić o takich decyzjach, jaką podjął sportowiec pozytywnie i z szacunkiem - przyznaje profesor Roman Danielewicz. - Informacja o tym, co zrobił Justin Wilson spotęguje coś, o czym "Poltransplant" mówi na co dzień. Chodzi o tym, że decyzję o oddawaniu po naszej śmierci narządów należy podejmować za życia. To zdejmie brzemię domniemanej odpowiedzialności za taką decyzję z barków rodziny zmarłego - mówi prof. Danielewicz. A jak przyznaje profesor, w przypadku trzech czwartych polskich rodzin w ogóle nie rozmawia się o oddawaniu organów

Krystyna Murdzek, prezes Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji mówi wprost, że taka informacja podana do wiadomości opinii publicznej może uratować kolejne życia w przyszłości.

- Ta decyzja "to perełka", którą trzeba nagłaśniać - mówi Murdzek. Prezes sama jest po przeszczepie nerki. Także ona na profilu stowarzyszenie podlinkowała do tekstu o wyczynie Wilsona. Porównuję sprawę Justina Wilsona do tego, co zrobili Angelina Jolie i Przemysław Saleta. Aktorka i reżyserka poddała się prewencyjnej mastektomii i tym samym zwróciła się uwagę na problem raka piersi. Sportowiec oddał nerkę swojej córkę udowadniając, że po operacji nadal można prowadzić aktywne życie.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.