Marek Bachański dla „Menedżera Zdrowia”: wiem, że pomogłem pacjentom

Udostępnij:
-Żałuję, że rozmawiałem z wiceministrem Igorem Radziewiczem-Winnickim, bo nie przyjął niczego z tego co mówiłem – mówi Marek Bachański w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
-Przekazywałem istotne informacje, które można sprawdzić. Nic takiego się nie stało. Wiem jednak, że pomogłem pacjentom, bo większość z nich czuje się dobrze lub bardzo dobrze i to jest fakt – dodaje.

-Wiceminister Radziewicz-Winnicki w odpowiedzi na pana list otwarty staje po stronie dyrekcji Centrum Zdrowia Dziecka zarzucając panu „szereg nieprawdziwych informacji”. Jak pan się do tego odniesie?
-Minister nie może wiedzieć wszystkiego na temat moich prób kontaktu z dyrekcją Centrum Zdrowia Dziecka, z którą rozmawiam tylko poprzez media, mimo wielokrotnych próśb o spotkanie. Minister może wytaczać różne argumenty, ale nie może zaprzeczyć, że przez 6 miesięcy leczenia dzieci pochodnymi marihuany z dobrym skutkiem nikt się tym tematem nie interesował. Nie miałem w tym czasie żadnych sygnałów, żeby leczenie to zgłosić do komisji bioetycznej. Nie było żadnych zastrzeżeń co do sposobu jego prowadzenia. Temu minister nie może zaprzeczyć. Rozmowy na temat komisji bioetycznej zaczęły się w marcu, kiedy pierwsza dawka leku została podana we wrześniu poprzedniego roku. W kwietniu pojawiły się zachęcające wyniki badania amerykańskiego i w maju ponowiłem prośbę o kontakt z dyrekcją Centrum Zdrowia Dziecka. Zaproponowałem udział 70-ciu pacjentów w badaniu tyle, że nikt się nie chciał na to zgodzić. Napisałem wtedy pismo, że pięciokrotnie próbowałem się spotkać z panią dyrektor, ale nie było żadnego odzewu z jej strony.

-Czy dlatego zwrócił się pan do ministerstwa?

-Tak. Byłem w ministerstwie 31 lipca. Chciałem się spotkać z ministrem Zembalą, ale rozumiem, że miał dużo obowiązków i nie mógł. Dotarłem do wiceministra Igora Radziewicza-Winnickiego. Była między nami spora różnica zdań. Na początku nawet krzyczeliśmy na siebie. Minister zapytał mnie, czy jestem celebrytą, czy lekarzem? Odpowiedziałem, że gdybym był celebrytą nie przychodziłbym do niego, a przyszedłem ponieważ zależy mi na rozwiązaniu problemu komunikacji z moją dyrekcją. Wiceminister na początku stwierdził, że jego ta sprawa nie obchodzi. Podniosłem głos i argumentowałem, że przyszedłem porozmawiać o problemach z prośbą, aby mnie wysłuchał i abyśmy wspólnie rozwiązali problem, że przecież nadzoruje pracę Centrum Zdrowia Dziecka. Przekazywałem bardzo istotne informacje z prośbą, by się z nimi zapoznał i prosiłem o kolejne spotkanie, kiedy zdoła się lepiej przygotować. Tego już nie było. I w sumie żałuję, ze rozmawiałem z wiceministrem, bo niczego z tego co mówiłem nie przyjął. Pozostał mi więc jedynie ten list otwarty, w którym mogę obronić się przez pomówieniami.

-Jak by pan wytłumaczył pewną niespójność tłumaczenia resortu jeśli chodzi o kwestię legalności terapii i zarzutów wobec pana. Czy kwestie biurokratyczne biorą górę nad efektem?
-Niestety tak. W większości pacjenci, którzy przyjmowali leki na bazie marihuany leczniczej czują się dobrze lub bardzo dobrze. W większości, ponieważ dwóm chorym ta terapia nie pomogła, ale także w sposób trwały nie zaszkodziła. Zaledwie u jednego dziecka pojawiały się objawy niepożądane, które po krótkim czasie ustąpiły. Skoro większości pacjentów terapia pomogła, to nie można kwestionować stanu ich zdrowia. Jeżeli więc stan zdrowia chorych jest dobry lub bardzo dobry, a to jest fakt, to przecież należałoby zrobić wszystko, aby inne przeszkody dotyczące tej terapii usunąć. Takie jest moje zdanie. Jest jeszcze coś, o czym się w naszym kraju nie mówi. Chorych z rozpoznaniem padaczki opornej na leki jest w Polsce około 120 tys. To są dzieci i dorośli. Większość z tych pacjentów nie ma skutecznego leczenia i dlatego każda terapia, która stanowi istotną szansę i ma potwierdzenie w piśmiennictwie medycznym powinna być także próbowana w Polsce tak jak to ma miejsce w innych krajach. Europa Zachodnia ma zresztą więcej możliwości leczniczych niż my. Dlatego chciałem przeprowadzić badanie na większej grupie dzieci, aby im pomóc, żadne inne względy nie grały roli. A chętni do badania zgłosili się od razu – około 50 dzieci. Zwracam się więc o pomoc do dyrekcji, do resortu zdrowia. I co? Nie dostaję tej pomocy. Dlaczego duże badanie? Różnica między małym badaniem w liczbie 15 osób, na co uzyskałem zgodę dyrekcji a badaniem w liczbie 70-80 osób, na które zgody nie uzyskałem jest zasadnicza. Grupa 15-osobowa ma bardzo niski walor naukowy.

-Czy myśli pan, że ktoś mógłby być zainteresowany przerwaniem terapii lekiem stosowanym przez pana? Pojawiły się takie spekulacje.
-Może tak być, ale żadna firma farmaceutyczna nie zgłosiła się do mnie z propozycją, że ma lepszy preparat niż ten, który stosowałem.

-Czy widzi pan nadal dla siebie miejsce w Centrum Zdrowia Dziecka?

-Tak. Jestem w stanie zapomnieć o oskarżeniach i pomówieniach i dalej leczyć, bo wiem, że pomogłem pacjentom. Chcę też zrozumieć panią dyrektor, która może mieć obawy w stosowaniu marihuany medycznej w celach terapeutycznych, tym bardziej, że jej umocowanie w polskim prawie jest niejasne, na co już zwrócił uwagę Trybunał Konstytucyjny.

-Pana terapia jest kontynuowana, choć bez pana.
-Rzeczywiście, z moich informacji wynika, że tak jest. Stało się tak także po moich pismach do dyrekcji, że moi pacjenci powinni mieć kontynuowane leczenie zaordynowane przeze mnie. Dyrekcja chciała przerwać tą terapię i zaproponować inny lek. Krytycznie wypowiadałem się i wypowiadam o leczeniu Sativeksem, który jest stosowany w stwardnieniu rozsianym i nie powinien być podawany dzieciom. Taka informacja jest w ulotce tego leku. Jest także ostrzeżenie, że nie powinien być stosowany w padaczce. Badania na zwierzętach wykazały, że ten lek może zwiększać ilość napadów padaczkowych. Wierzę zapewnieniom wiceministra Neumanna i Radziewicza-Winnickiego, że będę mógł wrócić do pracy w Centrum Zdrowia Dziecka. Natomiast doniesienie do prokuratury to strzał we własne kolano, ponieważ przez 6 miesięcy terapii nikt mnie nie pytał o dawkowanie, nikt nie sugerował, że coś trzeba byłoby poprawić, a przecież każda praca przebiega pod nadzorem. I jeśli pojawiają się wątpliwości to w pierwszej kolejności przecież prosi się pracownika o wyjaśnienie. Tutaj tego nie było.

-Skąd zakaz wystąpień publicznych? Czy po wypowiedziach w mediach o rewelacyjnych wynikach terapii?
-Rzeczywiście taki zakaz jest, ale w piśmie, które otrzymałem nie było żadnego uzasadnienia. Musiałem jednak go zerwać, aby się bronić. Pozostawiono mnie samemu sobie. Jestem pod ścianą, a wytoczono przeciw mnie najcięższe działa.

-Co panu powiedziała marszałek Sejmu?
-Pytała jak może mi pomóc. Powiedziałem, że nie wiem. Ale powtórzę raz jeszcze, wiem, że pomogłem pacjentom i na tym powinniśmy się skoncentrować, a nie na biurokracji.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.