Fumdacja Gwiazda Nadziei

Rozwiązaniem jest stworzenie w każdym szpitalu oddziału obserwacyjnego ►

Udostępnij:
– Do oddziałów obserwacyjnych trafialiby pacjenci z dodatnim wynikiem testu, ale tacy, których podstawową chorobą jest coś innego niż COVID-19. Byliby pod opieką specjalistów od swojej choroby zasadniczej, ale mieliby też zapewnioną izolację – mówi prof. Robert Flisiak, prezes PTEiLChZ i kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UM w Białymstoku, w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”.
Prof. Robert Flisiak twierdzi, że nie ma kontroli nad epidemią.

Czy powstanie sieci 16 szpitali koordynacyjnych dla pacjentów z COVID-19, co zapowiada minister zdrowia Adam Niedzielski, poprawi sytuację?



– Od marca powtarzam, że jedynym rozwiązaniem jest stworzenie w każdym szpitalu oddziału obserwacyjnego – proporcjonalnej wielkości do reszty placówki. Do tego oddziału trafialiby pacjenci z dodatnim wynikiem testu, ale tacy, których podstawową chorobą jest coś innego niż COVID-19, na przykład POChP, niewydolność krążenia, podejrzenie zapalenia wyrostka robaczkowego, złamanie nogi i utrata przytomności. Byliby pod opieką specjalistów od swojej choroby zasadniczej, ale mieliby też zapewnioną izolację. To jest jedyny sposób, aby zmniejszyć zagrożenia dla pozostałych dziedzin medycyny w realizacji świadczeń – przyznaje prof. Flisiak w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” i podkreśla, że Polacy nie mają zapewnionej optymalnej opieki medycznej.

– Oddziały zakaźne są zablokowane. „Padają” instalacje tlenowe. Proszę sobie wyobrazić sytuację, kiedy kilkudziesięciu pacjentów nagle pozbawianych jest tlenu – tlenu, od którego zależy ich życie – przyznaje Robert Flisiak.

Ekspert zwraca też uwagę na to, że zakaźników jest za mało.

– Tych, którzy mogą pomagać, jest około 450 – informuje.

– Nasz system opieki zdrowotnej nie jest dobrze przygotowany na koronawirusa. Brakuje personelu, sprzętu i miejsc, w których można leczyć pacjentów w poważnym stanie – dodaje.

Ekspert w maju 2020 r. w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” stwierdził, że wykonujemy za mało badań diagnostycznych.

Czy podtrzymuje swoje słowa?



– Oczywiście, że należy testować jak najwięcej. Tyle że testowanie wymaga potem „ogarnięcia” wyników, opiekowania się osobami z pozytywnym wynikiem. Dziś system opieki zdrowotnej ma problem z „wchłonięciem” dwóch tysięcy przypadków dziennie, ograniczeniem jest niewydolność służb sanitarnych, które mają kłopoty z kontrolowaniem ognisk choroby i przeprowadzaniem dochodzeń epidemicznych – mówi prof. Flisiak.

Jak ocenia wykonywanie testów antygenowych?



– Należy odróżnić testy pierwszej generacji zakupione przez Ministerstwo Zdrowia, które nie nadają się do niczego, od testów antygenowych nowej generacji, które właśnie pojawiły się i mają zupełnie inną jakość. Te pierwsze skonstruowano na początku pandemii, pracowano nad nimi w styczniu i lutym, od tego czasu minęły dwie epoki w diagnostyce laboratoryjnej. Jakość testów genetycznych polepszyła się. Niestety, nas zmusza się do wiary w testy, które od początku były mało czułe. Prof. Andrzej Horban, krajowy konsultant do spraw chorób zakaźnych, udostępnił wyniki badań prowadzonych w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie. Okazało się, że czułość testów antygenowych wynosi zaledwie 40 proc. To mniej niż prawdopodobieństwo wyrzucenia orła podczas rzutu monetą. Oznacza to, że możemy fałszywie ujemnych pacjentów kierować na inny oddziały, rozniecając nowe ogniska zakażeń w szpitalu – podsumowuje prof. Flisiak.

Przeczytaj także: „Prof. Flisiak: Tnąc krzywą epidemiczną u podstawy, nie dostrzeżemy szczytu zachorowań” i „Liczba zakażeń koronawirusem na wykresie”.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.