Specjalizacje, Kategorie, Działy

Prof. Jacek Fijuth: Onkologia nie ma pieniędzy na leczenie

Udostępnij:
- Ubolewamy, że w dotychczasowej postaci onkologiczne mapy potrzeb zdrowotnych, przygotowane przez resort zdrowia, powstały na podstawie danych statystycznych, bez bezpośredniej współpracy z praktykami - onkologami, czy dyrektorami szpitali. Mamy do nich wiele zastrzeżeń i postulujemy korekty – mówi prof. Jacek Fijuth, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.
- Tymczasem onkologia, funkcjonująca w realiach „pakietu onkologicznego” generuje straty - dodaje.

Poniżej treść wywiadu z prof. Jackiem Fijuthem, prezesem Polskiego Towarzystwa Onkologicznego z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Nowy prezes-elekt prof. Adam Maciejczyk dużą wagę chce przywiązywać do poprawy stanu finansowania onkologii. Czy jest on zły? Pakiet onkologiczny miał przecież poprawić sytuację.
- Niestety, w aspekcie finansowym, nie poprawił. Z perspektywy blisko dwóch lat funkcjonowania pakietu onkologicznego widzimy, że sytuacja się wręcz pogarsza. Pod koniec pierwszego kwartału tego roku, czyli po roku obowiązywania pakietu, pojawiły się niepokojące sygnały o stratach ponoszonych przez ośrodki onkologiczne. To stało się impulsem do powołania Ogólnopolskiego Zrzeszenia Publicznych Centrów i Instytutów Onkologicznych, którego prezesem jest prof. Adam Maciejczyk. Organizacja ta skupia dyrektorów szpitali onkologicznych i w założeniu, ma stać na straży wszystkich administracyjnych, prawnych i finansowych rozwiązań w zakresie funkcjonowania onkologii.

Z czego wynika strata?
- Z przeprowadzonych analiz wynika, że najpoważniejszą przyczyną takiego stanu rzeczy jest nieadekwatna, w stosunku do ponoszonych kosztów, wycena procedur onkologicznych, zwłaszcza hospitalizacji do radioterapii. Należy mieć świadomość, że całkowicie zmienił się profil kliniczny chorych przyjmowanych do oddziałów radioterapii. Rozszerzone zostały wskazania do leczenia i z tego względu przyjmowani są pacjenci starsi i obciążeni chorobami współistniejącymi. Tę zmianę można łatwo zauważyć porównując profil chorych leczonych obecnie i dwa lata temu. Nasi pacjenci przyjmowani do leczenia szpitalnego są obecnie w gorszym stanie ogólnej sprawności, wymagają znacznie więcej działań zarówno lekarskich, jak i pielęgniarskich, dodatkowych konsultacji, dodatkowego leczenia internistycznego i osłonowego, a to wszystko za trzy razy niższą stawkę. Wartość tzw. osobodnia wynosi bowiem 156 zł – tyle samo co pobyt hostelowy. I to jest absurd, że pobyt hostelowy, bez opieki medycznej i bez wyżywienia jest płatny na tym samym poziomie, co pobyt w klinice, czy oddziale. Drugą przyczynę niepokojącej sytuacji finansowej onkologii stanowi zbyt niska wycena wielu procedur medycznych, w szczególności w zakresie chirurgii onkologicznej. Nasze oddziały chirurgii onkologicznej w zdecydowanej większości są deficytowe. Oddziały onkologii klinicznej – chemioterapii, chociaż mają duże budżety ze względu na koszt stosowanych leków, plasują się na granicy opłacalności. Wszystkie oddziały radioterapii są zaś w głębokim deficycie. Według danych pochodzących z 16 dużych szpitali onkologicznych, w 2016 roku, różnica między przychodami ze sprzedaży świadczeń a kosztami bezpośrednimi, przekładająca się na ujemny wynik finansowy sięga blisko 300 mln. złotych.

Czyli straty na leczeniu. Nie można ich zrekompensować diagnostyką?
- Nie. Diagnostyka onkologiczna jest wykonywana w wielu ośrodkach. Ponad 800 podmiotów leczniczych zakontraktowało te świadczenia w ramach pakietu. Z naszych obserwacji wynika jednak, że w wielu przypadkach ta diagnostyka wykonywana jest zbyt powierzchownie, tanim kosztem. Potem odbywa się konsylium, chory zostaje skierowany do wieloprofilowego szpitala i okazuje się, że potrzeba przeprowadzenia brakujących badań diagnostycznych – jednego, kilku. A to generuje dodatkowe koszty, których nie można odzyskać z pakietu. Deficyt ogólny bierze się więc z tego, że pacjentów leczymy więcej, wykonujemy więcej pracy, a zapłata jest mniejsza. I to jest sytuacja nie do przyjęcia. Nie możemy i nie chcemy odmówić diagnozowania i leczenia, ale sytuacja wymaga zmiany. Liczymy na zdecydowane działanie w tym zakresie Ministerstwa Zdrowia.

Wspomniał pan, że zmieniły się wskazania do radioterapii i jest więcej chorych starszych. Co się zmieniło?
- W tej chwili regulacje administracyjne nakazują leczenie ambulatoryjne maksymalnej liczny chorych. Nie zawsze jest to możliwe do zrealizowania. Ten model leczenia przyjęty został w krajach Europy Zachodniej, w USA, które dysponują gęstszą siecią zakładów radioterapii i chory może do nich dojechać. Na przykład w Holandii nie ma problemu z dojazdem do ośrodka zlokalizowanego 30-50 km od miejsca zamieszkania. W Polsce nie ma tak gęstej sieci zakładów radioterapii, stąd dojazd nie zawsze jest możliwy. W niektórych rejonach Polski wschodniej, północnej i części środkowej czas dojazdu wynosi ponad godzinę, czyli jest nieakceptowalny. To zaś stanowi przyczynę, dlaczego w Polsce nie możemy leczyć ambulatoryjne tak dużego odsetka chorych jak to ma miejsce w krajach zachodnich UE, czy USA. Wcześniej, przed wprowadzeniem pakietu onkologicznego, NFZ nie kontraktował pobytu hostelowego. To zmieniło się praktycznie z dnia na dzień i obecnie chorzy w dobrym stanie ogólnym mogą być umieszczani w hostelu i stamtąd dojeżdżać na radioterapię. To spowodowało skrócenie kolejek do hospitalizacji, przez co mogliśmy przyjąć do oddziału chorych, którzy wcześniej plasowali się na tzw. granicy wskazań ze względu na obciążenie poważnymi chorobami współistniejącymi, czy upośledzony stan ogólny. Wcześniej, przed wprowadzeniem pakietu uznawaliśmy, że ci chorzy nie kwalifikują się do leczenia radykalnego.

Równocześnie mamy do czynienia z trendem, aby kwalifikować do radykalnego leczenia onkologicznego, oczywiście w sposób odpowiedzialny i rozważny, coraz starszych chorych. A wiadomo, że stan tych chorych, ich sprawność można bardzo łatwo załamać zbyt agresywnym leczeniem. To nie jest więc tak, że z dnia na dzień zmienione zostały wskazania. One zostały rozszerzone na grupę chorych, którzy w krajach zachodnich takim leczeniem byli objęci już wcześniej, a u nas byli dyskwalifikowani z powodu ograniczeń administracyjnych. Poza tym nasi chorzy są w większości przypadków biologicznie słabsi od swoich zachodnioeuropejskich odpowiedników. Są w gorszym stanie sprawności ogólnej i mniej wytrzymali na leczenie, przez co gorzej tolerują agresywna terapię i wymagają dodatkowych działań osłonowych. I to właśnie jest rafa, z którą się zderzyliśmy. Po pierwsze jest ona czysto medyczna, bo rozszerzając wskazania na chorych starszych musimy poświęcać im znacznie więcej uwagi oraz finansowa, bo mamy za mało płacone za taką wzmożoną opiekę.

Wycena chirurgii onkologicznej odzwierciedla politykę NFZ w odniesieniu do tej dziedziny?
- W opinii niektórych specjalistów zabiegi onkologiczne mogą z powodzeniem wykonywać chirurdzy ogólni w ramach swoich procedur. Ale chirurg-onkolog działa w systemie skoordynowanej opieki nad chorym, a ponieważ dzisiejsza onkologia to leczenie skojarzone, stąd przechodzenie z jednego etapu leczenia na kolejny jest w ramach takiej współpracy łatwiejsze. Ponadto chirurg-onkolog jest specjalistą, który zazwyczaj lepiej orientuje się w specyfice pacjenta onkologicznego, oraz ma większą wiedzę na temat możliwości i ograniczeń radioterapii i chemioterapii. Chirurdzy onkologiczni są ponadto wyspecjalizowani w przeprowadzaniu operacji oszczędzających i rekonstrukcyjnych, osiągając w tym zakresie dużą sprawność i doświadczenie. Niestety w dzisiejszej rzeczywistości oddziały chirurgii onkologicznej są w większości deficytowe. W naszej ocenie kompleksowe zabiegi chirurgiczne, np. w zakresie leczenia oszczędzającego, czy odtwórczego, są niedoszacowane o około 20-40 proc.. Nadzieje pokładamy w zapowiedziach płatności ryczałtowej za świadczenia kompleksowe a nie za pojedyncze udzielone świadczenie, co kilka dni temu zapowiedział Minister Zdrowia. Oczywiście problemem będzie ich prawidłowa wycena, co jest zadaniem dla naszego środowiska. Również w tym zakresie rysuje się współpraca z Ministerstwem. Reprezentanci naszego środowiska zostali zaproszenie w tych dniach do współpracy w zakresie zdefiniowania kompleksowych procedur i ich taryfikacji. Mamy nadzieję na wspólne skorygowanie map potrzeb w zakresie onkologii, wprowadzenie referencyjności i certyfikowania ośrodków. Chcielibyśmy także położyć większy nacisk na kontrolę jakości wykonywanych świadczeń, bo to gwarantuje skuteczność i niskie ryzyko powikłań.

Wróćmy do radioterapii. Specjalny raport o białych plamach w tej dziedzinie stał się swoistym bilansem otwarcia. Jakie wnioski można wysnuć i co trzeba poprawić?
- Raport miał pokazać miejsce Polski w onkologii na tle Europy. Przez 10 lat funkcjonował Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych. Założone w nim cele terapeutyczne – zrównanie wyników leczenia z krajami zachodnimi UE niestety nie zostały osiągnięte. Również pod względem wyposażenia aparaturowego w radioterapii odbiegaliśmy i odbiegamy nadal od stale podwyższanych standardów. Choć aparatury przybyło nawet o 50 proc, w dalszym ciągu w wielu województwach nie osiągamy normy dla krajów rozwijających się – 1 aparat na 250 tys. mieszkańców. Gdy tymczasem norma unijna to 1 aparat na 200 tys., a w Holandii – 1 na 135 tys. mieszkańców. Potwierdzono, że liczba aparatów do napromieniania ma wpływ na wyniki leczenia. Przygotowaliśmy raport, w którym wykazaliśmy niedostatki aparaturowe. To zbiegło się z opracowaniem założeń do nowego Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych (NPZChN). Jeśli chcemy nadążać za postępem, musimy dogonić standardy. Problemem jest więc wciąż niedostateczna liczba aparatów do napromieniania oraz to, że trzeba je wymieniać po 10 latach, a eksploatujemy je nadmiernie. Mamy nadzieję, że w ramach realizacji drugiej edycji NPZChN krok po kroku uda się choć w pewnym stopniu nadrobić zaległości. Ponadto w naszej opinii rozwój radioterapii w Polsce powinien być w większym stopniu kontrolowany i zgodny z mapami potrzeb zdrowotnych. Powstające zakłady nie powinny być jednospecjalistyczne, ale funkcjonować w oparciu o wielospecjalistyczne ośrodki, zapewniające kompleksową i skoordynowaną diagnostykę i leczenia. Rozmieszczenie zakładów radioterapii w Polsce jest bardzo nierównomierne - stąd wspomniane wcześniej białe plamy. Podejmując decyzję o budowie nowego zakładu musimy brać pod uwagę zarówno potrzeby epidemiologiczne jak i realia kadrowe. Liczba specjalistów jest wciąż za mała. Należy skorygować mapę potrzeb zdrowotnych w oparciu o dane epidemiologiczne, demograficzne i strukturę stopni zaawansowania nowotworów pochodzącą z danych Krajowego Rejestru Nowotworów i na tej podstawie prognozować z 5-10 letnim wyprzedzeniem potrzeby inwestycyjne i kadrowe.

Ministerstwo zdrowia doceniło pracę?
- Mapy potrzeb zdrowotnych w zakresie onkologii zostały opracowane przez doskonałych fachowców, ale bez bezpośredniego udziału naszego środowiska. Ale w ostatnich dniach zostaliśmy zaproszeni do współpracy przez Ministerstwo Zdrowia, co jest dla nas bardzo satysfakcjonujące. Mamy nadzieję na wspólne opracowanie nowoczesnego systemu skoordynowanej opieki onkologicznej, który będzie skutkował lepszą diagnostyką i skuteczniejszym leczeniem dzięki prawidłowo wycenionym procedurom.

Mapy resortowe opierają się przez to przede wszystkim na danych historycznych. Czy PTO pokusi się jeszcze o opracowanie kolejnych poza radioterapią?
- PTO ma inne zadania statutowe. Powinno szerzyć, naukę i edukację w zakresie onkologii oraz dbać promocję pracowników nauki. Ale weszliśmy także na drogę administracyjną, stając się głosem całego środowiska prowadząc dialog z regulatorem i płatnikiem. Wciąż zabiegamy o wdrożenie naszego sztandarowego dokumentu - Strategii Walki z Rakiem, polskiego Cancer Planu, w którym są nakreślone kompleksowe i perspektywiczne działania Państwa i środowiska onkologicznego. Ministerstwo Zdrowia deklaruje wolę stopniowego implementowania tego opracowania. Staramy się także, aby PTO było swego rodzaju katalizatorem opinii, aby głos środowiska onkologicznego był jeden i aby unikać rozbieżności w sprawach zasadniczych. Ze swojej strony staramy się środowisko integrować zapraszając do wszechstronnej i bezpośredniej współpracy Polskie Towarzystwo Onkologii Klinicznej, Polskie Towarzystwo Chirurgii Onkologicznej i Polskie Towarzystwo Radioterapii Onkologicznej. Naszą intencją jest, aby PTO było wiarygodnym i cennym partnerem dla administracji państwowej.

Rozmawiała Marta Koblańska
 
Redaktor prowadzący:
dr n. med. Katarzyna Stencel - Oddział Onkologii Klinicznej z Pododdziałem Dziennej Chemioterapii, Wielkopolskie Centrum Pulmonologii i Torakochirurgii im. Eugenii i Janusza Zeylandów w Poznaniu
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.