eISSN: 1897-4252
ISSN: 1731-5530
Kardiochirurgia i Torakochirurgia Polska/Polish Journal of Thoracic and Cardiovascular Surgery
Current issue Archive Manuscripts accepted About the journal Supplements Editorial board Reviewers Abstracting and indexing Contact Instructions for authors Ethical standards and procedures
Editorial System
Submit your Manuscript
SCImago Journal & Country Rank
1/2008
vol. 5
 
Share:
Share:
abstract:


Forum młodych chirurgów
Zostać kardiochirurgiem. Pozostać kobietą

Izabela Szymanik

Kardiochirurgia i Torakochirurgia Polska 2008; 5 (1): 88–89
Online publish date: 2008/03/20
View full text Get citation
 

Kardiochirurgia i kobieta...


Oba te wyrazy są rodzaju żeńskiego, ale „kardiochirurg” i „kobieta” już nie. Niby też na tę samą literę, tylko płeć się nie zgadza… Czy to zbieg okoliczności, czy złośliwość języka polskiego, że nie mamy żeńskiego odpowiednika słowa „chirurg”? No i jeszcze do tego fakt, że żeńska końcówka słów „lekarz” czy „adwokat” ma w sobie coś niepoważnego. Trzeba przyznać, że tak jak w polskim języku, tak i w polskim świecie medycznym „kobieta” i „kardiochirurg” to kłopotliwa para. Jakoś nie pasuje. A przecież i płeć piękna, i specjalizacja takoż. Więc dlaczego kobiety uprawiające ten zawód w naszym kraju możemy policzyć na palcach jednej ręki? Dlaczego w ogóle wśród młodych lekarzy specjalizacja ta nie cieszy się taką popularnością jak przed laty?
Jestem lekarzem. Kobietą-lekarzem. Kobietą-lekarzem kardiochirurgiem. Na razie młodym, w trakcie specjalizacji. Dopiero odkrywającym piękno i możliwości tego zawodu. Czuję, jak z dnia na dzień coraz bardziej mnie pasjonuje. Przecież ratuje się ludzkie serce, czasem wrażliwe na najdelikatniejszy dotyk. Tak jak my, kobiety. Więc dlaczego ten zawód uprawiają prawie wyłącznie mężczyźni? Chcę opowiedzieć krótko, dlaczego ja, kobieta, pokochałam kardiochirurgię.

6:15 rano. Budzik drze się niemiłosiernie. Pewnie wszyscy sąsiedzi zerwali się na równe nogi. Biedactwa. Szczególnie ten na górze. Dobrze mu tak, niech się nie zabawia wiertarką o 1:00 w nocy. Potem drugi budzik. Otwieram jedno oko. Za 5 minut trzeci. To telefon, i dobrze, bo znalazłby się na ścianie, gdyby był zwykłym zegarkiem. Kiedyś zresztą, będąc jeszcze w zbyt mocnych objęciach Morfeusza, tak właśnie potraktowałam słuchawkę telefoniczną. Na wszelki wypadek nastawiam wszystkie zegarki na 10 minut wcześniej, żeby znowu nie spóźnić się do pracy. Stary numer, ale nie zawsze się sprawdza. Nie lubię się spóźniać. Ale jeszcze bardziej nie lubię wstawać rano. Nie wiem, czy jest coś, czego bardziej nie lubię. Odwracam się do ściany i śpię dalej. Ostatni budzik za 5 siódma. Dopiero ten wyrywa mnie z łóżka. W biegu sączę kawę z mlekiem. Maluję rzęsy. Szybko. Cieni do oczu nie nakładam. Szkoda, bo je lubię. Ale po co, skoro mam mieć potem to wszystko na moich lupkach, nie będę nic widzieć i zamiast ładnie odpalić mammarię, ładnie ją upalę? Przecież nie chcę zepsuć pacjentowi operacji.
7:30...


View full text...
Quick links
© 2024 Termedia Sp. z o.o.
Developed by Bentus.