Szymon Czerwiński

Nowe szkoły – kontynuacja czy weryfikacja? ►

Udostępnij:
„Prawie” szkoły kształcące lekarzy powinny zostać zlikwidowane, a ich studenci muszą trafić do dobrych uczelni i przejść weryfikacje. Wątpliwości w tej sprawie nie ma nikt – ani samorząd lekarski, ani rezydenci, ani dydaktycy uniwersyteccy, ani pracodawcy, ani Ministerstwo Zdrowia. Problemem jest to, że czasu na zmiany jest mało. W maju kolejna matura, a zaraz po niej nabór na studia.
W ostatnich trzech latach aż piętnaście uczelni zdecydowało się na otwarcie kierunku lekarskiego. Wiele z nich to placówki niespełniające norm kształcenia lekarzy. Mimo negatywnej oceny Polskiej Komisji Akredytacyjnej otrzymały jednak zgodę ówczesnego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka na prowadzenie nauczania.

O sprawie rozmawiano podczas Priorytetów 2024 w sesji „Nowe szkoły – kontynuacja czy weryfikacja?”.

Zamknięcie rozwiązaniem
– W ocenie samorządu lekarskiego po niekontrolowanym przyroście kierunków lekarskich nikt nie ma wątpliwości, że wiele z tych uczelni z jakością ma niewiele wspólnego – komentował sytuację prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski, podkreślając, że „konieczne jest znalezienie sposobu wyjścia z tej sytuacji”.

– Szkoły, które nie przeszły weryfikacji Polskiej Komisji Akredytacyjnej, powinny zamknąć kierunki lekarskie. W to miejsce można by przyznać im prawo do kształcenia kadr wspierających lekarza, tzw. zawodów pomocniczych. Osoby, które już rozpoczęły naukę, nie mogą płacić za decyzje państwa, dlatego powinny trafić do akredytowanych uczelni, a ich wiedza musi zostać zweryfikowana – wskazał prezes Jankowski.

Zdanie to podziela wiceminister zdrowia Urszula Demkow, dodając, że „szkołom bez akredytacji należałoby najpierw dać szansę na powtórną weryfikację przez komisje akredytacyjną”.

– Pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić, to zmienić ustawę, żeby nowe szkoły nie wchodziły do systemu. Uczelnie już działające zamknąć będzie trudno z wielu powodów. Po pierwsze, tam już uczą się studenci, po drugie – ośrodki włożyły bardzo dużo pracy i pieniędzy, żeby przygotować wydziały. Na pewno konieczne jest przeprowadzenie reakredytacji tych placówek i tym, które przejdą ten proces pomyślnie, pomóc – wyjaśniła wiceminister.

Jak izba chciała zablokować kształcenie w „niby-szkołach”
Prezes Łukasz Jankowski stwierdził, że „problem braku kadr nie był tak naprawdę do końca zbadany”.

– Przyznaje z bólem, że Naczelna Rada Lekarska prowadząca rejestr lekarzy nie tylko nie wiedziała, ilu mamy lekarzy aktywnych zawodowo, ale nie wiedziała również tego, ilu lekarzy rzeczywiście jest potrzebnych w Polsce. Ponieważ nie wiadomo było, z jakim problemem się mierzymy, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać szkoły uruchamiane na podstawie zgody Ministerstwa Zdrowia – zaznaczył, przypominając, że „władze niektóre z tych szkół wręcz mówiły, że nie potrzebują opinii Polskiej Komisji Akredytacyjnej, a jedynie zgody Ministerstwa Zdrowia”.

Prezes NRL wyliczył, jakie działania podjęła izba, by zawalczyć o jakość kształcenia na nowo powstałych kierunkach lekarskich.

– Po pierwsze, odnieśliśmy się do zaleceń Komisji Europejskiej i do dyrektyw unijnych. Wynikało z nich jednoznacznie, że kształcenie kadr lekarskich musi odbywać się co najmniej na poziomie akademickim, a najlepiej na uniwersytecie lub pod jego nadzorem, czyli w filiach. W związku z tym skierowaliśmy pismo do Komisji Europejskiej i otrzymaliśmy wyjaśnienie, że rzeczywiście takie są wymogi, jednak każdy kraj sam definiuje pojęcie uniwersytet. Minister Przemysław Czarnek przyjął to za dobrą monetę i bez opamiętania zaczął wydawać zgody na tworzenie nowych kierunków lekarskich – mówił prezes Jankowski.

Po otrzymaniu niejasnej odpowiedzi z Komisji Europejskiej izba poszła o krok dalej i podjęła próbę sprawdzenia, czy Naczelna Rada lekarska i izby lekarskie mogą podjąć próbę weryfikacji nowych studentów.

– To nie jest tak, że lekarze nie chcą nowych rąk do pracy, bo chcą, ale potrzebujemy kolegów lekarzy dobrze wykształconych, tak jak my, za których izby mogłyby wziąć odpowiedzialność. Dlatego chcieliśmy uruchomić artykuł 11. ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, który dawał możliwości weryfikacji przygotowania zawodowego nowych kolegów – mówił.

– Przyszły lekarz wychodzi z tak zwanej prawie szkoły, a izba powołuje komisję, by sprawdzić, jak jest przygotowany do zawodu. To byłoby olbrzymie wyzwanie dla izb, de facto blokujące jej działanie na innych polach. Otrzymaliśmy też wiele negatywnych komentarzy, w których zarzucano nam, że chcemy dyskryminować absolwentów tylko ze względu na uczelnię. Pomyśleliśmy więc, że dobrym rozwiązaniem byłoby scedować taką odpowiedzialność za przygotowanie wchodzącego do systemu lekarza na opiekuna stażu, który by co trzy miesiące weryfikował jego wiedzę i raportował do izby. Wtedy Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że przygotowuje się do likwidacji stażu podyplomowego, i nasze zamiary spełzły na niczym – wyjaśnił, dodając, że „odwołano się także do Państwowej Komisji Akredytacyjnej, jednak wówczas nastąpiły w niej zmiany”.

– Wreszcie Naczelna Rada Lekarska obradowała nad uchwałą zakazującą lekarzom pracy na uczelniach, które nie gwarantują jakości. Niestety, okazało się, że takiej uchwały nie możemy podjąć, ponieważ część członków izby już taką aktywność podjęła – tłumaczył.

To nie jest prawdą, że lekarzy brakuje
– Z ostatnich danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że mamy 3,6 lekarza na 1000 mieszkańców. To pokazuje, że „dobijamy” do średniej unijnej. Wprawdzie Polacy są w nieco gorszym stanie zdrowotnym niż pozostali mieszkańcy Europy Zachodniej, jednak nie oznacza to wcale, że potrzebujemy więcej lekarzy. Można na przykład tak lekarza „obudować”, żeby cały swój czas poświęcał pacjentowi, a inne zadania przejął asystent medyczny. Stąd pomysł, żeby kierunki lekarskie, które nie przejdą przez sito Polskiej Komisji Akredytacyjnej, mogły wykorzystać powstałą bazę do kształcenia zawodów pomocowych, na przykład asystentów chirurga, asystentów lekarza, anestezjologa, asystentów w podstawowej opiece zdrowotnej – mówił.

– Trzeba sobie zadać pytanie, czy my naprawdę potrzebujemy najdroższych pracowników medycznych, jakimi są lekarze, na których już dziś wykładają się szpitale powiatowe, czy innych pracowników medycznych? Jako izba rozpoczęliśmy już budowę modelu, który ma pokazać, ilu lekarzy brakuje w zależności od demografii, emigracji i tak dalej. Kiedy powstanie ten model, przedstawimy go w resorcie i licząc na współpracę z Ministerstwem Zdrowia, będziemy mogli zaprojektować system nielekarzocentryczny – podsumował.

KRAUM za weryfikacją nowych szkół
Prof. Marcin Gruchała, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych, podzielił zdanie samorządu, podkreślając, że nowe kierunki powinny zostać jak najszybciej zweryfikowane.

– Musimy pamiętać, że te nowe uczelnie bardzo się różnią między sobą. Część z nich na pewno ma szansę stworzyć dobre kierunki. Linia podziału na dobre i złe nie jest tożsama z podziałem na publiczne i prywatne – zapewnił.

Marcin Gruchała wskazał jednak, że „wszystkie nowe uczelnie trzeba jak najszybciej zweryfikować, ponieważ problem będzie z czasem narastał”.

– Za chwilę będziemy mieli kolejne rekrutacje, liczba studentów będzie rosła i coraz trudniej będzie coś z tym zrobić – mówił.

Zadeklarował również, że „szkoły zrzeszone w KRAUM przekazały Ministerstwu Zdrowia swoją gotowość przyjęcia do swoich uczelni studentów kierunków, które zostaną zamknięte”.

– Nie zapominajmy, że studenci ci zostali zrekrutowani na studia lekarskie i w majestacie państwa mają status studenta kierunku lekarskiego. Niemniej mają oni prawo studiować w szkole, która im zagwarantuje właściwą jakość nauczania – podsumował.

Miarą sukcesu jest dobre zarządzenie kadrami
Wiceminister zdrowia Urszula Demkow przyznała, że „zgadza się z tym, że trzeba jak najszybciej rozwiązać problem z nowymi szkołami kształcącymi lekarzy”.

– Na początku należy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nam rzeczywiście lekarzy brakuje. Z przedstawionych danych wynika, że nasze 3,6 lekarza na 1000 mieszkańców, przy średniej unijnej wynoszącej 3,7, nie jest niskim wskaźnikiem. Jesteśmy mniej więcej pośrodku, a nie na końcu, jak dotychczas uważano. Taki sam wskaźnik ma Francja, gdzie system ochrony zdrowia jest jednym z najlepszych w Europie. Z kolei najwięcej lekarzy ma Grecja, a system ochrony zdrowia jest tam fatalny – mówiła Demkow.

– Nie można zapominać, że miernikiem opieki zdrowotnej nie jest liczba lekarzy, lecz jakość – oceniła.

– Ministerstwo Zdrowia powinno kierować się dobrem pacjenta i być nastawione na tzw. wartość zdrowotną, czyli to, w jaki sposób system ochrony zdrowia przyczynia się do wzrostu zdrowia obywateli. To rodzi pytanie, czy dobrze wykształcony lekarz i źle wykształcony lekarz są takimi samymi lekarzami. Na pewno nie, dlatego jakość kształcenia jest bardzo ważnym czynnikiem, na który należy zwrócić uwagę – podkreśliła.

Wiceminister Demkow, rozważając o liczebności kadr, wskazała, że „problemem nie jest niedobór personelu medycznego, a jego nierówne rozmieszczenie”.

– Większość lekarzy pracuje w pięciu dużych miastach, a małe, peryferyjne ośrodki mają ich zdecydowanie za mało. Kolejna sprawa to luka pokoleniowa. Mamy sporo lekarzy starszego pokolenia. Jest dziura pokoleniowa i młode kadry, które zasilają rynek pracy – mówiła, dodając, że „ministerstwo analizując potrzeby kadrowe, będzie korzystać z narzędzia analitycznego, jakim jest model popytowo-podażowy, opracowany przez resort”.

– Jako zmienne brane są w nim pod uwagę m.in. specjalizacje lekarskie. W jednych specjalizacjach brakuje kadr, w innych jest całkiem dobrze. Nasz cel to zapewnienie kadr, ale niekoniecznie produkcja lekarzy, tylko odpowiednie nimi gospodarowanie – zaznaczyła.

– Dlaczego na przykład we Francji jest dobrze, mimo że lekarzy jest niewielu? Dlatego, że tam zespół medyczny opiekujący się pacjentem składa się z wielu specjalistów z różnych dziedzin medycyny. Nad pacjentem pochyla się lekarz, pielęgniarka, fizjoterapeuta, dietetyk i psycholog. My też chcemy na taki model postawić – podkreśliła.

Odnosząc się z kolei do nowo powstałych kierunków lekarskich, zwrócił uwagę na uczących się na nich studentów.

– Przyznaję, że pomysł NRL w tym zakresie jest bardzo dobry. Chodzi o przeprofilowanie tych uczelni, żeby mogły kształcić innych pracowników medycznych wspierających pracę lekarzy. – Zastanawiam się nie tylko nad infrastrukturą i kadrami, ale także nad sylwetką studenta. Widziałam takie ogłoszenie: „Chcesz zostać lekarzem, a nie zdałeś matury z biologii i chemii? Nie martw się, my cię przyjmiemy. U nas zdasz egzamin wstępny z tych przedmiotów”. To jest załamujące. Jeżeli ktoś nie zdał matury z biologii czy z chemii, to nie wiem, jak poradzi sobie na studiach lekarskich, które są naprawdę najtrudniejszymi studiami – zaznaczył.

Pracodawcy są „za”
Waldemar Malinowski z Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych przyznał, że „największy problem z kadrami mają lecznice funkcjonujące w powiatach, dlatego pilnie trzeba rozwiązać ten problem”.

– Podstawą zmian jest ustabilizowanie systemu, oparte na rozszerzeniu kompetencji innych zawodów medycznych, uregulowanie kwestii związanych ze specjalizacjami. Jeśli to się uda, wówczas zgodzę się z tym, że lekarzy nie jest za mało. W dobrze działającym systemie młodzi ludzie, zaraz po studiach, będą wiedzieli, w jakim kierunku będzie szedł system i w którym kierunku należy się dalej kształcić – mówił Malinowski, zaznaczając, że „wyraźnie widać, że w dużych klinicznych szpitalach jest przerost kadry, a w powiatowych brakuje lekarzy”.

– Zabiegaliśmy o to, żeby rezydenci spróbowali pracować w szpitalach powiatowych, które absolutnie nie są już zaściankiem. U nas jest medycyna podstawowa, ale lekarze mają szansę od razu trafić na internę czy sale operacyjne – mówił Malinowski.

Zaznaczył też, że „można rozważyć przekierowanie miejsc przeznaczonych dla obcokrajowców dla kandydatów z Polski”.

Podkreślił również, że jeżeli chodzi o nowe uczelnie, to rację ma wiceminister Demkow.

– Fakt, uczniowie już się zaczęli kształcić, jednak nowe kierunki wymagają weryfikacji, ponieważ my, dyrektorzy, też nie chcemy być ściągani po sądach. Chcemy mieć dobrze wykształconych lekarzy, którzy chcą tworzyć zespół – podsumował.

Podobnego zdania jest Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, członek prezydium Europejskiej Federacji Szpitali HOPE.

– Menedżerowie ochrony zdrowia podlegają wszelkim możliwym relacjom, w tym jakościowym, jak na przykład ostatnia ustawa o jakości. W związku z tym mamy świadomość, że musimy zapewnić jakość. Aby to zrobić, niezbędna jest jakościowo dobrze wykształcona kadra. Dlatego dla nas większym problemem byłby nie brak lekarzy, ale lekarze nieodpowiednio wykształceni. Taki lekarz naraża pacjentów na niebezpieczeństwo, a szpital na konkretne zarzuty o charakterze prawnym, bez względu na to, czy szpital znajduje się na pierwszym, drugim czy trzecim poziomie zabezpieczenia, a także, czy jest to szpitalem prywatnym, publicznym czy jakimkolwiek innym. Dlatego problem dobrego jakościowo kształcenia kadr jest w naszej ocenie konieczny do rozwiązania – podsumował.

W sesji „Nowe szkoły – kontynuacja czy weryfikacja?”, w której udział wzięli:
– Urszula Demkow, wiceminister zdrowia.
– Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali,
– Marcin Gruchała, rektor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych,
– Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej,
– Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.

Moderatorem była Marzena Sygut-Mirek, dyrektor działu dziennikarskiego w wydawnictwie Termedia.

Panel do obejrzenia poniżej.



 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.