Archiwum

Potrzebujemy wicepremiera do spraw polityki społecznej i zdrowia publicznego

Udostępnij:
O konieczności scalenia elementów polityki społecznej ze szczególnym uwzględnieniem zdrowia psychicznego „Menedżer Zdrowia” rozmawia z prof. dr. hab. n. med. Januszem Heitzmanem z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, pełnomocnikiem ministra zdrowia do spraw psychiatrii sądowej, prezesem Polskiego Towarzystwa Psychiatrii Sądowej.
Podczas obrad Komitetu Zdrowia Publicznego Polskiej Akademii Nauk zaproponował pan ustanowienie funkcji wicepremiera do spraw zdrowia publicznego. Skąd taka potrzeba?
– Najważniejsze w tym pomyśle jest założenie, by była to funkcja wicepremiera. Dlaczego? Ministra zdrowia już mamy i nie jest mu potrzebna konkurencja. Poza tym dzisiaj polityka społeczna jest rozproszona na resorty – zdrowia, rodziny i polityki społecznej, sportu i na tym ta lista się nie kończy, a dotyka jakości życia oraz dobrostanu człowieka, który żyje w Polsce w sytuacji bardzo trudnej, w sytuacji zagrożeń o szerokim charakterze psychospołecznym.

Zatem to, czym się zajmuje zdrowie publiczne lub czym zajmować się powinno, wykracza poza obszar aktualnej polityki zdrowotnej. To nie jest tylko kwestia finansowania, ale także łączenia wielu obszarów, które będą mogły w sposób zintegrowany zajmować się starzejącym się społeczeństwem, dostępem do dóbr, profilaktyką, odpowiedzialnością za własny rozwój i zdrowie, i wreszcie tym, czym dotychczas zajmowały się resorty rodziny i polityki społecznej, edukacji i nauki, sportu i turystyki, funduszy i polityki regionalnej, albo Ministerstwo Finansów. Nie może być tak, że pewne zadania z zakresu zdrowia są poświęcone tylko ministrowi zdrowia, bo może się zdarzyć, że będzie on bezradny, w sytuacji gdy na przykład Ministerstwo Edukacji i Nauki nie włącza się w politykę prozdrowotną.

Dostrzega pan lukę decyzyjną.
– Tak, powoduje ona, że nie definiuje się autentycznych problemów dnia współczesnego i w dodatku nie myśli się perspektywicznie o tym, co może się zdarzyć w ciągu najbliższych lat. A będzie to kurczenie się polskiej populacji, co jest sytuacją bardzo trudną, niepokojącą. Ten trend trzeba zatrzymać, myśleć, w jaki sposób wydłużyć życie Polaków, bo przecież po pandemii średnia życia w Polsce zmniejszyła się na tle Europy o mniej więcej 2 lata. Jest to negatywne zjawisko, nad którym nie można przejść do porządku dziennego, albo zostawić je tylko ministrowi zdrowia. Jest to szerszy problem społeczno-polityczno-ekonomiczny i dopiero scalenie zarządzania całym systemem i jego zintegrowanie stworzy poczucie bezpieczeństwa rozwojowego dla milionów Polaków, również poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego, społecznego, socjalnego. Tak więc nie jest możliwe podniesienie poziomu jakości życia bez zwiększenia prozdrowotnych działań w innych resortach, jak edukacji czy sportu. Przecież u nas aktywność fizyczną zgodnie z zaleceniami WHO realizuje nie więcej niż 16–17 proc. młodych ludzi. Jest to przykład zaniedbanego obszaru. Podobnie trudno było jeszcze kilka lat temu przebić się ze świadomością, że zdrowie psychiczne wiąże się ze zdrowiem publicznym. Zajmowało się ono uzależnieniami, profilaktyką chorób nowotworowych, profilaktyką chorób układu krążenia, szczepieniami i epidemiologią.

Dzisiaj zdrowie publiczne musi również uwzględniać zdrowie psychiczne.
– Nie można mówić wyłącznie o zdrowiu somatycznym, przecież to mózg jest odpowiedzialny za to, czy człowiek dostosuje się do zaleceń medycznych, czy skorzysta z profilaktyki, żeby nie generować kosztów opieki zdrowotnej, a to wszystko po to, żeby żyć dłużej, żeby nie zachorować. Równocześnie musimy mieć świadomość, że mózg w dzisiejszych czasach jest najbardziej przepracowanym narządem. Jeśli jakiś inny narząd niedomaga – np. diagnozujemy niewydolność serca – to poszukujemy najnowocześniejszych technologii, by go wspomóc. Podobnie jest po zawale serca. Poza tym potrafimy przeszczepić wątrobę, nerki, właśnie serce, niestety, mózgu nie da się przeszczepić, możemy tylko myśleć, co robić, żeby go wzmacniać. Jesteśmy ogromnie przeciążeni wysiłkiem intelektualnym, także związanym z przetwarzaniem milionów informacji, jednak w mózgu brakuje bezpieczników. Nie możemy mózgu zresetować, na jakiś czas wyłączyć i zwiększyć jego pojemność. To powoduje, że mózg przestaje być odpowiedzialny za zdrowie. I dlatego istnieje konieczność myślenia o zdrowiu publicznym również w kategoriach zdrowia psychicznego, bo tylko wtedy życie będzie efektywniejsze, bardziej satysfakcjonujące, lepsza też będzie jego jakość. Nie jesteśmy w stanie zadbać o wszystko, co jest związane z dobrostanem zdrowotnym. Człowiek powinien mniej pracować, więcej wypoczywać, żeby móc rozwijać się i podejmować zadania bardziej ambitne.

Pomijanie tego problemu czy przekazywanie go do poszczególnych resortów dzisiaj się nie sprawdza. Musimy być futurystami w pozytywnym znaczeniu tego słowa, tworzyć nowoczesne standardy opieki medycznej, ale ze świadomością, że problemy narastają każdego dnia. I stąd moja propozycja.

W pana całościowej koncepcji silnie osadzona jest profilaktyka.
– Tak, chcę zwrócić uwagę jeszcze na inny obszar – zdrowie publiczne to nie tylko myślenie o tym, żeby budować nowe szpitale, mnożyć liczbę łóżek i przeznaczać coraz większe pieniądze na hospitalizację, tylko przede wszystkim profilaktyka, zapobieganie chorobom, generowaniu większych kosztów i skracaniu się życia. Ale do tego potrzebna jest świadomość społeczna i dlatego w moim myśleniu integracyjnym jest właśnie edukacja, ale równocześnie jest nauka społeczna, branie odpowiedzialności za własne zdrowie, za życie, za jego jakość. Jest to problem mediów, także powszechnej edukacji prozdrowotnej, pokazywania, jak się zdrowo odżywiać, co robić, żeby nie generować chorób cywilizacyjnych. I tutaj jest ogromna rola zdrowia publicznego, przedefiniowania być może jego formuły, do czego już dochodzi. Kilka ostatnich lat działalności Komitetu Zdrowia Publicznego Polskiej Akademii Nauk wskazuje, że inaczej myślimy już o zdrowiu publicznym. Traktujemy je jako podstawę tworzenia nowej jakości odpowiedzialności za zdrowie społeczne, zdrowie publiczne, zdrowie każdego indywidualnego człowieka.

Właśnie, ponieważ chodzi też o to, żeby wciągnąć obywateli do problematyki zdrowia publicznego, bo bez nich nie będzie sukcesu.
– Tak, to się nie dokona tylko w resorcie zdrowia. Chodzi o to, żeby nadać zdrowiu publicznemu charakter społeczny, czyli powołać wicepremiera do spraw zdrowia publicznego, który połączy zdrowie i edukację z innymi dziedzinami, o których już mówiłem. Tego typu rozważania i sugestie nie są tylko polską specyfiką, są ważnym tematem również w innych krajach.

W pocovidowym świecie szczególnie.
– Na pewno pandemia przyspieszyła ten sposób myślenia, wzmocniła przekonanie, że nie da się wszystkiego załatwić w jednym resorcie. COVID-19 pokazał, że za stan zdrowia publicznego odpowiada całe państwo, a nie tylko minister zdrowia. W trakcie pandemii uruchomiliśmy w Polsce wszystkie zasoby, a i tak ponieśliśmy dużo strat. Być może nie byliśmy najlepiej przygotowani, ale cały świat nie był przygotowany. W związku z tym koszty koronawirusa na całym świecie to biliony – nie miliardy, lecz biliony. Koszty pandemii są ogromne, a przecież te pieniądze można było przeznaczyć właśnie na rozwój, ochronę, tworzenie systemów wspierania niepełnosprawnych, najbiedniejszych. W tym miejscu trzeba powiedzieć, że COVID-19 miał swoje specyficzne zasługi. Pandemia zwróciła naszą uwagę na te obszary funkcjonowania społecznego i prozdrowotnego, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. Żyliśmy w przekonaniu, że ostatnią pandemią była hiszpanka i do niczego groźnego już nie dojdzie. I nagle pojawił się koronawirus, a przecież to nie jedyne wirusy, które mogą zmutować. Tego typu zagrożenia mogą przecież jeszcze się powtarzać i musimy być na to przygotowani.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.