Rekonstrukcja po operacji onkologicznej

Wciąż zbyt dużo Polek traci piersi z powodu choroby nowotworowej, chociaż można by im tego oszczędzić bez zaprzepaszczania szans na wyleczenie. W dodatku lekarze grożą, że jeśli nie zmieni się wycena, to w ogóle przestaną wykonywać rekonstrukcje piersi.

Rak gruczołu piersiowego jest jednym z najczęstszych i najgroźniejszych nowotworów złośliwych u kobiet. Od lat siedemdziesiątych na całym świecie odnotowuje się wzrost zachorowań na raka sutka. Każdego roku notuje się około 425 tys. nowych przypadków w Europie i ponad 10 tys. w Polsce. Od roku 2000 w naszym kraju rozpoznaje się rocznie 13 tys. nowych zachorowań. Jak pokazują statystyki Krajowego Rejestru Nowotworów Złośliwych, jeśli dotychczasowy trend zachorowań się utrzyma, to w 2025 r. nastąpi wzrost zachorowań na raka piersi o połowę. Pocieszeniem może być fakt, że wyleczalność tego nowotworu systematycznie rośnie i w Polsce w tej chwili zaczyna przekraczać 60 proc.

Mastektomia nie jest konieczna
Jak w wypadku większości nowotworów litych – a do takich należy nowotwór piersi - obowiązuje terapia skojarzona. Oprócz leczenia chirurgicznego także to uzupełniające: chemioterapia, hormonoterapia (czasami obie metody równocześnie), terapia biologiczna i radioterapia.

W wielu renomowanych ośrodkach standardem stały się metody zachowawcze. Na Zachodzie większość kobiet jest kwalifikowana do leczenia oszczędzającego, np. w Europejskim Instytucie Onkologii we Włoszech, aż 72 proc. kobiet ma oszczędzoną pierś. W Polsce jednak wciąż prawie u 2/3 pacjentek wykonuje się mastektomię – to wynik m.in. zbyt później wykrywalności nowotworu. A to najdotkliwsza metoda leczenia. Dla kobiet po operacji ogromnym szokiem jest utrata piersi lub zmiana jej wyglądu. Ma to następstwa nie tylko dla samopoczucia fizycznego, ale także psychicznego. Niektóre pacjentki uważają, że brak piersi obniża ich atrakcyjność, mają poczucie niższej wartości. Do tego dochodzi lęk przed niepowodzeniem leczenia i śmiercią, pojawiają się skłonności do zaburzeń depresyjnych.

W dodatku z amputacją piersi nieuchronnie wiążą się także inne dolegliwości – ograniczenie możliwości ruchu ręką po stronie operowanej, a także usztywnienie okolic stawu barkowego, osłabienie siły mięśniowej i sprawności ręki. Pojawiają się także skłonności do przyjmowania nieprawidłowej postawy, co skutkuje przygarbieniem, odstawaniem łopatki lub skrzywieniem kręgosłupa. Poważne następstwa powoduje także usunięcie węzłów chłonnych pachowych po stronie operowanej. Chłonka (limfa) nie odpływa wówczas prawidłowo z ręki, co powoduje obrzęk, zwany limfatycznym. Dodatkowo leczenie uzupełniające po operacji (radio- i chemioterapia) powodują również skutki uboczne, takie jak osłabienie odporności organizmu, anemia, powikłania kardiologiczne, bóle kostne.

Czy można tego wszystkiego uniknąć? Oczywiście. Jednym ze sposobów jest natychmiastowa rekonstrukcja piersi - w czasie jednej operacji lekarz usuwa nowotwór z częścią lub całą piersią i od razu uzupełnia ubytek. Metoda taka stosowana jest powszechnie w krajach skandynawskich, a także m.in. w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Jednak w Polsce rekonstrukcja wykonywana jest zazwyczaj dopiero po ukończeniu leczenia onkologicznego - mniej więcej rok od mastektomii. Dlaczego?

Za droga procedura
- Pod nazwą „natychmiastowa rekonstrukcja piersi” kryją się różne zabiegi - z użyciem protez, czyli implantu lub z wypełnieniem ubytku tkankami własnymi chorej z mięśnia prostego brzucha albo mięśnia najszerszego grzbietu - tłumaczy prof. Jan Kulig, szef Kliniki Chirurgii Ogólnej i Gastroenterologicznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, krajowy konsultant w dziedzinie chirurgii ogólnej.- W naszym szpitalu przeprowadzamy tego typu zabiegi od pięciu lat. Do tej pory wykonaliśmy niewiele ponad 50 zabiegów. To kropla w morzu potrzeb, biorąc pod uwagę, że rocznie wykonuje się u nas 200 mastektomii. Moglibyśmy robić więcej rekonstrukcji, ale NFZ płaci za te zabiegi na granicy opłacalności. A są to zabiegi skomplikowane, długotrwałe, wymagające wielkiego nakładu materiałowego, słowem kosztowne - tłumaczy.

Dlatego lekarze mówią wprost - jeśli Narodowy Fundusz Zdrowia nie zmieni wyceny tych procedur, może okazać się, że trzeba będzie w ogóle zrezygnować z ich przeprowadzania. Bo na razie realny koszt operacji przewyższa dwukrotnie kwotę, jaką otrzymują z NFZ. Prof. Kulig twierdzi wręcz, że wykonywanie rekonstrukcji mogą przejąć kliniki prywatne, nastawione na zabiegi komercyjnie. A to oznacza, że jeszcze mniej kobiet będzie mogło skorzystać z dobrodziejstwa rekonstrukcji.

W dodatku „w kolejce” czekają kolejne nowe metody leczenia. Jedną z nich jest tzw. zachowawcza mastektomia, która polega na zachowaniu skóry, brodawki oraz otoczki piersi. Podczas zabiegu badany jest stan węzłów chłonnych pachy oraz przeprowadza się jednoczasowe napromienianie elektronami. Dzięki tej nowatorskiej metodzie nie uszkadza się ściany klatki piersiowej, płuc, serca, jak również brodawki, otoczki i skóry – można je zachować. Nie wykazano także, by było to niebezpieczne dla drugiej piersi, z czym trzeba się liczyć przy każdym napromienianiu. Dzięki temu można jednego dnia zrobić operację usunięcia guza, przeprowadzić napromienianie śródoperacyjne i rekonstrukcję piersi.

- Szybkość działania w chorobach nowotworowych ma ogromne znaczenie. Dotychczas stosowane napromienianie pooperacyjne trwa kilka tygodni, podczas gdy śródoperacyjne – najwyżej kilka minut, łącznie z tym udogodnieniem, że urządzenie jest mobilne i można wjechać nim na standardowo wyposażoną salę operacyjną. W przypadkach o niedużym ryzyku na tym etapie można właściwie zakończyć leczenie – tłumaczy zalety tej metody prof. Marek Nowacki z Centrum Onkologii w Warszawie.

Z amputacją piersi nieuchronnie wiążą się także inne dolegliwości – ograniczenie możliwości ruchu ręką po stronie operowanej, a także usztywnienie okolic stawu barkowego

W Polsce rekonstrukcja piersi wykonywana jest zazwyczaj dopiero po ukończeniu leczenia onkologicznego - mniej więcej rok od mastektomii. Dlaczego?
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.