Prywatna ochrona zdrowia: po sieciowej burzy będzie tęcza
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 17.08.2017
Źródło: BL, Krzysztof Czerkas, Piotr Magdziarz
Podobno każdy kij ma dwa końce. Sieć mocno uderzy w prywatne firmy zdrowotne. Ale po sieciowej burzy te firmy doczekają się… tęczy.
Przedstawiamy analizę Krzysztofa Czerkasa i Piotra Magdziarza.
Ustawa tworząca tzw. sieć szpitali ma w opinii Ministerstwa Zdrowia wprowadzić nowe rozwiązania, które usprawnią organizację udzielania świadczeń opieki zdrowotnej przez szpitale i przychodnie przyszpitalne. Ma ona również poprawić dostęp pacjentów do leczenia specjalistycznego w szpitalach. Mimo, że „sieć szpitali” formalnie rozpocznie funkcjonowanie dopiero w październiku br. to już dzisiaj skutki jej wprowadzenia dotkliwie odczuwa prywatny segment polskiego rynku ochrony zdrowia.
W poszukiwaniu logiki
Sytuacja w polskiej ochronie zdrowia jest dzisiaj niespójna i pozbawiona logiki. W swojej większości została ona już sprywatyzowana. Sektor prywatny dominuje w podstawowej opiece zdrowotnej (POZ), ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS), stomatologii, leczeniu uzdrowiskowym oraz zdobywa coraz większą część rynku rehabilitacji i opieki długoterminowej. Jedynie leczenie szpitalne pozostaje wciąż domeną świadczeniodawców publicznych, chociaż i ten obszar w minionych latach zaczął się dynamicznie rozwijać po stronie sektora prywatnego i z roku na rok coraz więcej szpitali prywatnych oraz sprywatyzowanych szpitali publicznych zaczęło pojawiać się na rynku.
Leczenie szpitalne
Szpitale prywatne wraz z publicznymi sprywatyzowanymi stanowią dzisiaj według szacunków około 11 proc. z ponad 1 400 zarejestrowanych w Polsce szpitali, co daje liczbę ok. 150 szpitali prywatnych (wiele z nich to szpitale monospecjalistyczne, posiadające tylko po kilka łóżek) i sprywatyzowanych publicznych. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Ministerstwo Zdrowia do „sieci szpitali” zostały zakwalifikowane łącznie 593 szpitale, w tym 4 proc., czyli około 24 szpitale, stanowią szpitale prywatne i publiczne sprywatyzowane.
Oznacza to, że z łącznej liczby około 150 szpitali prywatnych i sprywatyzowanych szpitali publicznych aż około 126 szpitali prywatnych, tj. 84 proc. (sic!), utrzymujących się dotychczas w dużej mierze (a czasami wręcz głównie) dzięki kontraktom z NFZ, będzie musiało podjąć decyzję o dalszym prowadzeniu lub o zaprzestaniu działalności. Przyczynił się do tego głównie zbyt wąski – a przez to absurdalny – warunek nie tylko posiadania ale udzielania świadczeń w ramach izby przyjęć albo szpitalnego oddziału ratunkowego na podstawie umowy z NFZ przez okres co najmniej dwóch ostatnich lat. Warunek ten jest o tyle absurdalny, że w przeszłości NFZ odwodził (zresztą słusznie) szpitale prywatne od kontraktowania świadczeń z zakresu izby przyjęć. Ministerstwo Zdrowia formułując w ten sposób wymagania sieciowe z góry wiedziało, że uderza w ten sposób w sektor szpitali prywatnych.
Konkursy, czyli złudne nadzieje
Co prawda w myśl ustawy tworzącej „sieć szpitali”, szpital który nie został zakwalifikowany do „sieci”, może – jeśli NFZ zaplanuje i rozpisze konkurs na realizację świadczeń w zakresie, w których ten szpital realizuje świadczenia – ubiegać się o pozyskanie finansowania ze środków publicznych w ramach postępowania konkursowego na takich zasadach jak dotychczas, jednak po pierwsze takie postępowanie może w ogóle nie zostać przez NFZ ogłoszone (a jeśli zostanie ogłoszone to tylko wtedy gdy szpitale z danego regionu, które znalazły się w sieci nie „pokryją” całości zapotrzebowania na świadczenia zdrowotne), a po drugie budżet przeznaczona na realizację umów w ramach leczenia szpitalnego zawieranych poza „siecią szpitali” wyniesie zaledwie 7 proc. całego budżetu przeznaczonego na leczenie szpitalne.
Jeżeli prywatne szpitale, które w zdecydowanej większości nie zostały zakwalifikowane do „sieci”, nie będą kontynuować działalności finansowanej ze środków publicznych to NFZ niewątpliwie odnotuje pewne oszczędności, które z wielką pompą w świetle telewizyjnych jupiterów przekaże szpitalom publicznym jako dodatkowy dla nich zastrzyk gotówki. Korzyści z tego działania dla szpitali publicznych okażą się niewielkie, natomiast straty społeczne będą niepowetowane. Pacjenci oczekujący na leczenie lub na zabieg w placówkach prywatnych finansowany dotychczas ze środków publicznych wypadną z kolejek oczekujących na zabieg w szpitalu prywatnym i będą zmuszeni do ustawienia się na końcu kolejek pacjentów oczekujących do szpitali publicznych, które zakwalifikowały się do „sieci”.
Trudni pacjenci
Z kolei zastąpienie dotychczasowego systemu finansowania szpitali, polegającego na płaceniu za wykonane konkretne procedury medyczne, nowym budżetowym sposobem finansowania szpitali sieciowych nie będzie motywowało tych placówek do leczenia „trudnych” pacjentów i spowoduje, że szpitale sieciowe będą robiły wszystko, aby takich trudnych i drogich w leczeniu pacjentów nie przyjmować. Kto zatem będzie ich leczył?
Trudno liczyć na to, że wszystkich pacjentów leczących się dotąd „na koszt” NFZ w prywatnych szpitalach, które po wprowadzeniu reformy utracą kontrakty z płatnikiem, będzie stać na świadczenia zdrowotne udzielane przez te podmioty na zasadach komercyjnych. Szczególnie dotyczy to procedur szpitalnych, których koszty zaczynają się od kilku tysięcy złotych. Większość pacjentów będzie zmuszona zatem stanąć w kolejce do ośrodków, które zakwalifikowały się do sieci.
Paradoksalnie jednak, w momencie, gdy pacjenci zorientują się, że nie mogą liczyć na szybką pomoc szpitali sieciowych, zaczną wracać po pomoc komercyjną do szpitali prywatnych co spowoduje, że w dłuższym okresie czasu szpitale prywatne, w szczególności te najlepsze, mogą być jedynymi wygranymi przeprowadzonej reformy i będą wdzięczne ustawodawcy za zwiększenie w ich placówkach strumienia pacjentów komercyjnych.
Ratownictwo medyczne
Kolejny element dyskryminujący podmioty prywatne przewiduje projekt nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia. Zakłada on m.in. likwidację konkursów ofert a także niedopuszczenie podmiotów prywatnych do zawierania umów na świadczenie usług ratowniczych. W myśl zapisów projektu ustawy, umowy na świadczenia zdrowotne w zakresie ratownictwa medycznego mogą być zawierane wyłącznie z samodzielnymi publicznymi zakładami opieki zdrowotnej, jednostkami budżetowymi oraz spółkami kapitałowymi z co najmniej większościowym udziałem Skarbu Państwa, jednostek samorządu terytorialnego lub publicznych uczelni medycznych. Wykluczenie sektora prywatnego z tego segmentu rynku ochrony zdrowia oznacza spore straty dla tych podmiotów, który zainwestowały duże środki w sprzęt związany z ratownictwem medycznym.
Podstawowa Opieka Zdrowotna
Chociaż ustawa o sieci szpitali odbiera podmiotom prywatnym możliwość świadczenia usług z zakresu Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej przekazując ten zakres szpitalom sieciowym to pozostałe zmiany dotyczące obszaru podstawowej opieki zdrowotnej (lekarz POZ, pielęgniarka/położna POZ) będą miały pozytywny wpływ na rozwój tego w pełni już sprywatyzowanego obszaru ochrony zdrowia.
Ministerstwo Zdrowia proceduje nad projektem nowelizacji ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej, który ma na celu:
+ budowę zespołu podstawowej opieki zdrowotnej złożonego z lekarza, pielęgniarki, pielęgniarki szkolnej i położnej oraz opcjonalnie dietetyka, jeśli będzie taka potrzeba;
+ koordynację opieki nad pacjentem przez POZ w całym systemie służby zdrowia, m.in. poprzez przejęcie odpowiedzialności za losy pacjenta po leczeniu szpitalnym;
+ finansowanie nowej POZ w postaci tzw. części kapitacyjnej, obejmującej opiekę nad pacjentem (obok stawki podstawowej pojawi się komponent motywacyjny za profilaktykę i promocję zdrowia, dodatek za opiekę nad pacjentem przewlekle chorym oraz dodatki za wyniki leczenia pacjentów z niektórymi chorobami przewlekłymi) oraz tzw. części powierzonej, przeznaczonej na sfinansowanie badań diagnostycznych i specjalistkę (AOS).
Do konsultacji społecznych trafił projekt zarządzenia prezesa NFZ, który zwiększa finansowanie podstawowej opieki zdrowotnej – jeszcze w tym roku na łączną kwotę ok. 190 mln zł. Jest to kolejna podwyżka świadczeń w POZ i jak wynika z informacji podanej przez Porozumienie Zielonogórskie nie ostatnia (w czwartym kwartale tego roku mają się odbyć kolejne negocjacje w tej sprawie).
Pozycja prywatnych podmiotów działających w obszarze POZ wydaje się niezagrożona i z perspektywami dalszego rozwoju.
Ambulatoryjna Opieka Specjalistyczna
Niestety nie można tego samego powiedzieć o ambulatoryjnej opiece specjalistycznej finansowanej ze środków publicznych. Ustawa o „sieci szpitali” przesuwa AOS w kierunku przychodni przyszpitalnych, co w konsekwencji ogranicza środki publiczne jakie będą dostępne dla dotychczasowych podmiotów (głównie prywatnych) działających w tym obszarze rynku zdrowia. W ramach sieci szpitali ma zostać rozdysponowane ok. 37 proc. budżetu AOS, więc prywatne podmioty będą „walczyć” o „AOS-owy tort” pomniejszony o te 37 procent.
Z drugiej strony powyższe – tak jak w przypadku leczenia szpitalnego – ograniczy i tak już utrudniony dostęp do lekarzy specjalistów, co przełoży się na wzrost zainteresowania pacjentów świadczeniami komercyjnymi. W przypadku świadczeń ambulatoryjnych nie ma takiej bariery cenowej jak w przypadku komercyjnego leczenia szpitalnego. Można więc kolokwialnie stwierdzić, że w tym obszarze dla podmiotów prywatnych szykuje się prawdziwe „eldorado”.
Stomatologia
Stomatologia była pierwszym całkowicie sprywatyzowanym obszarem ochrony zdrowia w Polsce. Wprowadzane zmiany na rynku ochrony zdrowia w żaden negatywny sposób nie wpłyną na rynek sprywatyzowanej stomatologii. Jedynie zapowiadany powrót do uruchomienia gabinetów stomatologicznych w szkołach – co w związku z katastrofalnym stanem uzębienia dzieci i młodzieży należy uznać za jak najbardziej wskazane działanie – wprowadza wręcz kosmetyczną zmianę w tym segmencie rynku ochrony zdrowia.
Rehabilitacja lecznicza
Po długich konsultacjach do „sieci szpitali” zostały włączone świadczenia z zakresu rehabilitacji leczniczej realizowane w warunkach stacjonarnych i w ramach ośrodka lub oddziału dziennego, jednakże tylko te, które funkcjonują w ramach szpitala wieloprofilowego („sieć” nie obejmuje monospecjalistycznych szpitali rehabilitacyjnych). Dotychczas nie określono, na jaką pulę środków mogą liczyć niesieciowe podmioty rehabilitacyjne. Wykluczenie szpitali rehabilitacyjnych z sieci szpitali, przy jednoczesnym włączeniu do sieci stacjonarnych i dziennych oddziałów rehabilitacji funkcjonujących w wielospecjalistycznych szpitalach sieciowych oraz brak konkretnych i precyzyjnych informacji w kwestii finansowania szpitali rehabilitacyjnych niesieciowych nasuwa podejrzenie, że albo Ministerstwo Zdrowia nie ma pomysłu na zasady, według których szpitale rehabilitacyjne mają funkcjonować w całym systemie, albo dąży do tego, by ich zadania przejęły szpitale sieciowe. Niewielka ilość szpitali prywatnych zakwalifikowanych do sieci oznacza, że obszar rehabilitacji leczniczej, szczególnie tej funkcjonującej w ramach oddziałów dziennych i stacjonarnych nie będzie obszarem, w którym prym będą wiodły podmioty prywatne.
Opieka długoterminowa
Świadczenia z zakresu opieki pielęgnacyjnej i opiekuńczej znalazły się poza profilami zakwalifikowanymi do „sieci szpitali”.
Prognozy demograficzne wskazują na lawinowo wzrastające zapotrzebowanie w najbliższych latach na ośrodki opieki nad seniorami, co mocno kontrastuje z ograniczoną ofertą opieki długoterminowej oraz brakiem systemowej opieki nad pacjentem przewlekle chorym. Szacuje się, że w Polsce jest nawet 1,2 mln osób, które określają się jako niesamodzielne i potrzebujące wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. Z tej populacji ponad 800 tys. osób objętych jest jedynie nieformalną opieką rodziny. Jak wynika z danych opublikowanych przez PwC, Polska na tle krajów OECD wypada bardzo blado – tylko 5 proc. seniorów powyżej 65. roku życia objętych jest pomocą w ramach opieki długoterminowej, podczas gdy średnia OECD to 14 proc., a najlepsza w rankingu Szwajcaria osiąga wskaźnik 20 proc.
Tę lukę coraz częściej wypełniają prywatne domy seniora, zakłady opiekuńczo-lecznicze i zakłady pielęgnacyjno-opiekuńcze. O atrakcyjności tego obszaru świadczy przejęcie przez francuskiego giganta na rynku opieki długoterminowej ORPEA polskiej sieci ośrodków rehabilitacji stacjonarnej i opieki długoterminowej MEDI-system. ORPEA zakłada powiększenie bazy łóżkowej przejętego podmiotu z 700 łóżek do 3 - 5 tys. łóżek (sic!).
Podstawowe pytanie, jakie w tym obszarze świadczeń należy zadać, brzmi: czy płatnik publiczny będzie miał wystarczające środki aby pokryć odpowiednio wycenione koszty opieki nad osobami starszymi? Bo jeżeli tych środków nie będzie, to należy zapytać: czy potencjał finansowy pacjentów potrzebujących opieki pozwoli im na korzystanie z usług opiekuńczych na wysokim poziomie?
Warto tutaj przypomnieć, że jeśli ktoś decyduje się na opiekę w jednostce finansowanej ze środków publicznych to musi jej oddać 70 proc. swojej emerytury lub renty. Wiemy jednak, że poziom emerytur w stosunku do poziomu wynagrodzeń będzie w naszym kraju coraz niższy co oznacza, że bez zdecydowanej interwencji państwa pacjent-emeryt za swoje świadczenie emerytalne będzie mógł „kupić” coraz mniejszy pakiet opieki długoterminowej. Istnieje realna obawa, że w odniesieniu do dużego ułamka populacji seniorów w ogóle nie będzie ich stać na tego typu opiekę długoterminową.
Na razie – mimo szeregu obietnic resortu zdrowia – odnotowaliśmy tylko wzrost wyceny świadczeń w opiece paliatywnej i hospicyjnej, które są dużo bardziej zbliżone do realnych kosztów funkcjonowania niż wyceny w zakładach opiekuńczo-leczniczych czy pielęgnacyjno-opiekuńczych. Prywatni przedsiębiorcy inwestujący w ten obszar najwyraźniej liczą na podobne zmiany w pozostałych obszarach opieki długoterminowej.
Diagnostyka laboratoryjna
Wartość polskiego rynku diagnostyki in vitro (diagnostyki laboratoryjnej) firma PMR szacuje na około 1,4 mld zł. W kolejnych latach ma on rosnąć o ok. 8 proc. rocznie, by w 2021 roku sięgnąć 2,2 mld zł. Czynnikiem, który napędza ten rynek jest wzrost znaczenia działań prewencyjnych oraz wczesnego wykrywania chorób. Na rynku tym mikrobiologia stanowi niewiele ponad 5 proc., natomiast segment ten rośnie bardzo szybko, zwłaszcza w zakresie liczby udzielania świadczeń na rzecz szeroko rozumianego przemysłu.
W coraz większej mierze rynek diagnostyki laboratoryjnej jest zdominowany przez podmioty prywatne. Lider rynku – firma Diagnostyka SA – posiada aktualnie ponad 130 laboratoriów. Do tego dochodzą laboratoria takich firmy sieciowych jak Alab Laboratoria czy Synevo.
Według ekspertów, przyszłością tego obszaru są badania, które dotychczas w ogóle nie były wykonywane lub dopiero się rozwijają, np. badania biologii molekularnej. Wydaje się, że laboratoria, które mają dzisiaj w swojej ofercie wszystkie badania i dodatkowo będą wykonywały również badania biologii molekularnej wygrają z laboratoriami, które specjalizują się tylko w diagnostyce laboratoryjnej.
Wydawałoby się, że od prywatyzacji tego obszaru nie ma już odwrotu ale na rynku pojawiły się niepokojące sygnały, że od szpitali będących w sieci, z których wiele zlikwidowało w przeszłości swoje laboratoria i outsourcing-uje usługi laboratoryjne od zewnętrznych podmiotów prywatnych zlokalizowanych na terenie szpitali, będzie się wymagać aby wszystkie pomocnicze usługi medyczne – w tym laboratoryjne – realizowały we własnym zakresie, co byłoby katastrofalne w skutkach dla podmiotów prywatnych. Pocieszeniem dla podmiotów prywatnych jest fakt, że takie działania naraziłyby szpitale na konieczność bardzo dużych nakładów finansowych na odtworzenie laboratoriów i naraziłoby je na kary umowne wynikające z przedterminowego rozwiązania umów zawartych z laboratoriami prywatnymi.
Diagnostyka obrazowa
Podobne trendy obserwujemy na rynku diagnostyki obrazowej. W coraz większym stopniu jest on zdominowany przez podmioty prywatne, m.in.: Voxel, Lux Med Diagnostyka, Wizja, Helimed, itp.
Z analizy rynku diagnostyki obrazowej dokonanej przez firmę PMR wynika, że czynnikiem w znacznym stopniu wpływającym na wartość ich usług diagnostycznych jest polityka państwa w zakresie zawierania umów ze świadczeniodawcami oraz wysokość wydatków publicznych na diagnostykę. Część prywatnych firm medycznych jest chętna świadczyć usługi także w oparciu o kontrakty z NFZ, a zdecydowana większość pacjentów jest zmuszona polegać na świadczeniach finansowanych przez państwo, głównie z uwagi na wysokie koszty badań.
Dlatego też, ze względu na dość stałe nakłady NFZ na ten cel, PMR prognozuje stabilny i umiarkowany wzrost wartości rynku usług diagnostyki obrazowej w najbliższych latach. Zdaniem PMR czynnikiem napędzającym rynek będą wydatki prywatne (fee-for-service, abonamenty i ubezpieczenia zdrowotne), choć tu świadczeniodawcy borykać się będą ze zjawiskiem spadających cen. Ogólnie rzecz biorąc, prognoza PMR zakłada rozwój rynku usług diagnostyki obrazowej na poziomie 5 - 6 procent w latach 2016 - 2021, aż do wartości 6,4 mld zł w 2021 r.
Zagrożeniem dla rynku diagnostyki obrazowej może być systemowe odejście od outsourcing-owania przez szpitale sieciowe usług medycznych, o czym piszemy powyżej.
Co drugi Polak
Z danych zgromadzonych w ostatniej „Diagnozie Społecznej” wynika, że co drugi Polak korzysta już z prywatnych usług medycznych. Według deklaracji gospodarstw domowych, w 2015 r. ponad 93 proc. z nich korzystało z placówek służby zdrowia opłacanych przez NFZ, ale jednocześnie prawie 54 proc. z nich korzystała z usług placówek, w których trzeba było zapłacić z własnej kieszeni a tylko niecałe 7 proc. z placówek opłacanych przez pracodawcę, który wykupił abonament. Oznacza to, że niemal połowa gospodarstw domowych ponosiła jakieś wydatki na usługi zdrowotne z własnej kieszeni. Przeciętnie najwięcej kosztowały gospodarstwa domowe wydatki na leczenie i badania ambulatoryjne (591 zł), w dalszej kolejności był zakup leków i innych artykułów farmaceutycznych (376 zł) oraz tzw. dowody wdzięczności, czyli potocznie mówiąc „łapówki”, dzięki którym próbowano pozyskać lepszą lub szybszą opiekę (np. większe zainteresowanie problemami pacjenta, więcej troski o jego zdrowie, wybór lekarza operującego lub opiekującego się pacjentem w szpitalu publicznym, przyspieszenie usługi itp.), co przekładało się średnio na koszt 377 zł. Przeciętna opłata w szpitalu publicznym wyniosła 293 zł, a wysokość szczerego dowodu wdzięczności wręczanego już za uzyskaną opiekę wynosiła średnio 148 zł. W czterech latach poprzedzających ostatnią „Diagnozę społeczną” wzrósł odsetek gospodarstw domowych płacących „łapówki” i znacząco wzrosła realna wysokość „łapówek” (o 16,6 proc.). Przypomnijmy, że dane te dotyczą placówek publicznych.
Co ciekawe, z „Diagnozy społecznej” wynika, że w 2015 roku 73,5 proc. respondentów nie była zainteresowana wykupieniem dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego, podczas gdy w 2013 r. i w 2011 r. wartości te wynosiły odpowiednio 72,4 proc. i 67,1 proc. Oznacza to, że z biegiem czasu zainteresowanie dodatkowym ubezpieczeniem zdrowotnym było niewielkie i na dodatek spadające, mimo że w tym okresie znacznie wzrosły realnie wydatki gospodarstw domowych na usługi w zakresie ambulatoryjnej opieki zdrowotnej.
Z kolei z danych Banku Światowego wynika, że wydatki prywatne pacjentów na ochronę zdrowia w Polsce wahały się w ostatnich latach od 1,47 proc. PKB do 1,64 proc. PKB i stanowiły kwotowo łącznie równowartość około 1/3 wydatków publicznych na ochronę zdrowia obywateli.
Cytowane powyżej liczby mówią same za siebie. Jest jednak światełko w tunelu.
Rynek prywatnej opieki medycznej w Polsce
W 2015 roku rynek prywatnej opieki zdrowotnej w Polsce wzrósł o około 6 proc. w stosunku do roku poprzedniego i osiągnął wartość około 39,5 mld zł. Dla porównania przypomnijmy, że budżet Narodowego Funduszu Zdrowia w 2015 roku wynosił 67,5 mld zł. a w 2016 r. – 69,5 mld zł. Firma analityczna PMR oszacowała, że w Polsce w latach 2016 - 2021 co roku prywatne wydatki na ochronę zdrowia będą rosnąć o 7 proc. rocznie, czyli o około 3 mld zł.
Nieco wbrew danym cytowanym w „Diagnozie społecznej”, według prognoz firmy PMR dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne będą najszybciej rozwijającym się segmentem finansowania prywatnego leczenia w latach 2016 - 2021. Według tego samego źródła, w dwucyfrowym tempie rozwijać się będą również abonamenty medyczne, kupowane przez firmy dla pracowników; wzrosną też wydatki na bezpośrednie wizyty u prywatnych lekarzy.
Wartość rynku prywatnej opieki zdrowotnej w Polsce w miliardach złotych oraz jego dynamika w procentach w latach 2012 - 2021 przedstawiono na rysunku poniżej (źródło: firma PRM).
Można z duża dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że odpływ z prywatnych placówek pieniędzy publicznych finansujących realizowane tam dotychczas świadczenia medyczne – i związane z tym chwilowe zawirowanie w prywatnym sektorze ochrony zdrowia – w dłuższej perspektywie może przełożyć się na poprawę kondycji całego rynku, m.in. dlatego, że pacjenci zmuszeni czekać na diagnostykę w jeszcze dłuższych kolejkach do publicznych przychodni przyszpitalnych zdecydują się zapłacić prywatnemu podmiotowi leczniczemu za szybkie zdiagnozowanie ich problemów zdrowotnych. Niestety, na drogie prywatne leczenie szpitalne nie wszystkich będzie już stać.
Własność szpitala a zdrowie pacjenta
Temat własności szpitali, jest tematem zastępczym, który nie ma żadnego znaczenia dla chorego człowieka. Rynki na przestrzeni lat udowodniły, ze własność prywatna lepiej służy rozwojowi gospodarczemu niż własność państwowa a dane jednoznacznie dowodzą, że prywatne przedsiębiorstwa są bardziej efektywne niż przedsiębiorstwa publiczne – państwowe, samorządowe, czy spółdzielcze. Przewaga przedsiębiorstw prywatnych nad publicznymi wynika m.in. z wyższej jakości nadzoru właścicielskiego oraz z wyższej jakości kadry i sposobu zarządzania przedsiębiorstwem prywatnym.
Szpitale prywatne są dzisiaj istotnym elementem rynku usług szpitalnych w Polsce. Istotność ta nie wynika z udziału szpitali prywatnych w rynku leczenia szpitalnego (umowy ze szpitalami prywatnymi stanowią zaledwie 6 proc. budżetu NFZ w zakresie leczenia szpitalnego) ale wyznaczaniem standardów jakościowych, przede wszystkim w zakresie posiadanej infrastruktury i innowacyjności stosowanych metod leczenia, jak również - a może przede wszystkim - w zakresie zarządzania.
Przykładowo warto tu wskazać placówki specjalizujące się w kompleksowych świadczeniach kardiologicznych, w tym ratującej życie pacjentów kardiologii inwazyjnej. Nie ulega wątpliwości, że szybkość uzyskania pomocy medycznej w razie wystąpienia zawału czy innej niewydolności sercowo-naczyniowej jest kluczowa w kontekście ratowania życia pacjenta. Tymczasem, na skutek wprowadzenia „sieci szpitali” i wynikającego stąd ograniczenia liczby placówek zabezpieczających dostęp do świadczeń z zakresu kardiologii interwencyjnej na terenie danego województwa, pacjent nie może już być pewien, że w razie pilnej potrzeby uzyskania takich świadczeń będzie mógł skorzystać z usług prywatnego ośrodka znajdującego się w jego pobliżu, a w dodatku w najszybszym możliwym czasie. Już dzisiaj – jeszcze przed wejściem w życie „sieci szpitali” – prywatne placówki kardiologii inwazyjnej rozpoczęły proces zamykania swoich oddziałów, pozbawiając rzesze faktycznych i potencjalnych pacjentów pomocy medycznej ratującej ich zdrowie i życie. Czy o to chodziło pomysłodawcom i realizatorom idei „sieci szpitali”? Jaki sens w tej sytuacji ma dogmat o wyższości medycznej placówki publicznej nad taką samą placówką prywatną?
Czarny scenariusz
Wygląda na to, że snuty wcześniej przez pesymistów czarny scenariusz, zgodnie z którym gros prywatnych podmiotów leczniczych straci kontrakt z publicznym płatnikiem, wchodzi w fazę realizacji. W krótkim okresie czasu spowoduje on istotne ograniczenie w funkcjonowaniu, a być może nawet likwidację części prywatnych szpitali, co w konsekwencji spowoduje ograniczenie dostępu pacjentów do leczenia szpitalnego. Szacuje się, że w wyniku wprowadzenia w życie „sieci szpitali” ponad 50 tys. pacjentów straci miejsce w kolejce oczekujących na zabieg. W mniejszym stopniu ograniczenie odczują pacjenci poszukujący diagnostyki oraz specjalistycznej porady ambulatoryjnej. Podobnie stanie się z profilaktyką zdrowotną.
Mimo, że prywatne podmioty lecznicze nie zakwalifikowane do „sieci szpitali" deklarują udział w przyszłych konkursach NFZ o udzielanie świadczeń zdrowotnych, to jednak część z nich rozpoczęła już definitywną likwidację swojej działalności i pustki po nich nie zdołają wypełnić sieciowe placówki publiczne, nawet te z rezerwami potencjału wykonawczego, bo ich budżety po prostu na to nie pozwolą. W konsekwencji obserwować będziemy m.in. wydłużanie kolejek pacjentów oczekujących na limitowane świadczenia zdrowotne.
Prywatny rynek zdrowia w Polsce już nie raz obronił się przed różnego rodzaju reformami wprowadzanymi przez kolejne ekipy polityków. Czy jednak pacjenci przetrwają realizowany aktualnie eksperyment? Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Czas pokaże.
Krzysztof Czerkas, Piotr Magdziarz
Krzysztof Czerkas jest członkiem Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali oraz ekspertem Formedis Medical Management and Consulting.
Piotr Magdziarz jest partnerem zarządzającym Formedis Medical Management and Consulting.
Niniejszy tekst stanowi skrót materiału, który ukaże się w najbliższym numerze „Menedżera Zdrowia"
Ustawa tworząca tzw. sieć szpitali ma w opinii Ministerstwa Zdrowia wprowadzić nowe rozwiązania, które usprawnią organizację udzielania świadczeń opieki zdrowotnej przez szpitale i przychodnie przyszpitalne. Ma ona również poprawić dostęp pacjentów do leczenia specjalistycznego w szpitalach. Mimo, że „sieć szpitali” formalnie rozpocznie funkcjonowanie dopiero w październiku br. to już dzisiaj skutki jej wprowadzenia dotkliwie odczuwa prywatny segment polskiego rynku ochrony zdrowia.
W poszukiwaniu logiki
Sytuacja w polskiej ochronie zdrowia jest dzisiaj niespójna i pozbawiona logiki. W swojej większości została ona już sprywatyzowana. Sektor prywatny dominuje w podstawowej opiece zdrowotnej (POZ), ambulatoryjnej opiece specjalistycznej (AOS), stomatologii, leczeniu uzdrowiskowym oraz zdobywa coraz większą część rynku rehabilitacji i opieki długoterminowej. Jedynie leczenie szpitalne pozostaje wciąż domeną świadczeniodawców publicznych, chociaż i ten obszar w minionych latach zaczął się dynamicznie rozwijać po stronie sektora prywatnego i z roku na rok coraz więcej szpitali prywatnych oraz sprywatyzowanych szpitali publicznych zaczęło pojawiać się na rynku.
Leczenie szpitalne
Szpitale prywatne wraz z publicznymi sprywatyzowanymi stanowią dzisiaj według szacunków około 11 proc. z ponad 1 400 zarejestrowanych w Polsce szpitali, co daje liczbę ok. 150 szpitali prywatnych (wiele z nich to szpitale monospecjalistyczne, posiadające tylko po kilka łóżek) i sprywatyzowanych publicznych. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Ministerstwo Zdrowia do „sieci szpitali” zostały zakwalifikowane łącznie 593 szpitale, w tym 4 proc., czyli około 24 szpitale, stanowią szpitale prywatne i publiczne sprywatyzowane.
Oznacza to, że z łącznej liczby około 150 szpitali prywatnych i sprywatyzowanych szpitali publicznych aż około 126 szpitali prywatnych, tj. 84 proc. (sic!), utrzymujących się dotychczas w dużej mierze (a czasami wręcz głównie) dzięki kontraktom z NFZ, będzie musiało podjąć decyzję o dalszym prowadzeniu lub o zaprzestaniu działalności. Przyczynił się do tego głównie zbyt wąski – a przez to absurdalny – warunek nie tylko posiadania ale udzielania świadczeń w ramach izby przyjęć albo szpitalnego oddziału ratunkowego na podstawie umowy z NFZ przez okres co najmniej dwóch ostatnich lat. Warunek ten jest o tyle absurdalny, że w przeszłości NFZ odwodził (zresztą słusznie) szpitale prywatne od kontraktowania świadczeń z zakresu izby przyjęć. Ministerstwo Zdrowia formułując w ten sposób wymagania sieciowe z góry wiedziało, że uderza w ten sposób w sektor szpitali prywatnych.
Konkursy, czyli złudne nadzieje
Co prawda w myśl ustawy tworzącej „sieć szpitali”, szpital który nie został zakwalifikowany do „sieci”, może – jeśli NFZ zaplanuje i rozpisze konkurs na realizację świadczeń w zakresie, w których ten szpital realizuje świadczenia – ubiegać się o pozyskanie finansowania ze środków publicznych w ramach postępowania konkursowego na takich zasadach jak dotychczas, jednak po pierwsze takie postępowanie może w ogóle nie zostać przez NFZ ogłoszone (a jeśli zostanie ogłoszone to tylko wtedy gdy szpitale z danego regionu, które znalazły się w sieci nie „pokryją” całości zapotrzebowania na świadczenia zdrowotne), a po drugie budżet przeznaczona na realizację umów w ramach leczenia szpitalnego zawieranych poza „siecią szpitali” wyniesie zaledwie 7 proc. całego budżetu przeznaczonego na leczenie szpitalne.
Jeżeli prywatne szpitale, które w zdecydowanej większości nie zostały zakwalifikowane do „sieci”, nie będą kontynuować działalności finansowanej ze środków publicznych to NFZ niewątpliwie odnotuje pewne oszczędności, które z wielką pompą w świetle telewizyjnych jupiterów przekaże szpitalom publicznym jako dodatkowy dla nich zastrzyk gotówki. Korzyści z tego działania dla szpitali publicznych okażą się niewielkie, natomiast straty społeczne będą niepowetowane. Pacjenci oczekujący na leczenie lub na zabieg w placówkach prywatnych finansowany dotychczas ze środków publicznych wypadną z kolejek oczekujących na zabieg w szpitalu prywatnym i będą zmuszeni do ustawienia się na końcu kolejek pacjentów oczekujących do szpitali publicznych, które zakwalifikowały się do „sieci”.
Trudni pacjenci
Z kolei zastąpienie dotychczasowego systemu finansowania szpitali, polegającego na płaceniu za wykonane konkretne procedury medyczne, nowym budżetowym sposobem finansowania szpitali sieciowych nie będzie motywowało tych placówek do leczenia „trudnych” pacjentów i spowoduje, że szpitale sieciowe będą robiły wszystko, aby takich trudnych i drogich w leczeniu pacjentów nie przyjmować. Kto zatem będzie ich leczył?
Trudno liczyć na to, że wszystkich pacjentów leczących się dotąd „na koszt” NFZ w prywatnych szpitalach, które po wprowadzeniu reformy utracą kontrakty z płatnikiem, będzie stać na świadczenia zdrowotne udzielane przez te podmioty na zasadach komercyjnych. Szczególnie dotyczy to procedur szpitalnych, których koszty zaczynają się od kilku tysięcy złotych. Większość pacjentów będzie zmuszona zatem stanąć w kolejce do ośrodków, które zakwalifikowały się do sieci.
Paradoksalnie jednak, w momencie, gdy pacjenci zorientują się, że nie mogą liczyć na szybką pomoc szpitali sieciowych, zaczną wracać po pomoc komercyjną do szpitali prywatnych co spowoduje, że w dłuższym okresie czasu szpitale prywatne, w szczególności te najlepsze, mogą być jedynymi wygranymi przeprowadzonej reformy i będą wdzięczne ustawodawcy za zwiększenie w ich placówkach strumienia pacjentów komercyjnych.
Ratownictwo medyczne
Kolejny element dyskryminujący podmioty prywatne przewiduje projekt nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia. Zakłada on m.in. likwidację konkursów ofert a także niedopuszczenie podmiotów prywatnych do zawierania umów na świadczenie usług ratowniczych. W myśl zapisów projektu ustawy, umowy na świadczenia zdrowotne w zakresie ratownictwa medycznego mogą być zawierane wyłącznie z samodzielnymi publicznymi zakładami opieki zdrowotnej, jednostkami budżetowymi oraz spółkami kapitałowymi z co najmniej większościowym udziałem Skarbu Państwa, jednostek samorządu terytorialnego lub publicznych uczelni medycznych. Wykluczenie sektora prywatnego z tego segmentu rynku ochrony zdrowia oznacza spore straty dla tych podmiotów, który zainwestowały duże środki w sprzęt związany z ratownictwem medycznym.
Podstawowa Opieka Zdrowotna
Chociaż ustawa o sieci szpitali odbiera podmiotom prywatnym możliwość świadczenia usług z zakresu Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej przekazując ten zakres szpitalom sieciowym to pozostałe zmiany dotyczące obszaru podstawowej opieki zdrowotnej (lekarz POZ, pielęgniarka/położna POZ) będą miały pozytywny wpływ na rozwój tego w pełni już sprywatyzowanego obszaru ochrony zdrowia.
Ministerstwo Zdrowia proceduje nad projektem nowelizacji ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej, który ma na celu:
+ budowę zespołu podstawowej opieki zdrowotnej złożonego z lekarza, pielęgniarki, pielęgniarki szkolnej i położnej oraz opcjonalnie dietetyka, jeśli będzie taka potrzeba;
+ koordynację opieki nad pacjentem przez POZ w całym systemie służby zdrowia, m.in. poprzez przejęcie odpowiedzialności za losy pacjenta po leczeniu szpitalnym;
+ finansowanie nowej POZ w postaci tzw. części kapitacyjnej, obejmującej opiekę nad pacjentem (obok stawki podstawowej pojawi się komponent motywacyjny za profilaktykę i promocję zdrowia, dodatek za opiekę nad pacjentem przewlekle chorym oraz dodatki za wyniki leczenia pacjentów z niektórymi chorobami przewlekłymi) oraz tzw. części powierzonej, przeznaczonej na sfinansowanie badań diagnostycznych i specjalistkę (AOS).
Do konsultacji społecznych trafił projekt zarządzenia prezesa NFZ, który zwiększa finansowanie podstawowej opieki zdrowotnej – jeszcze w tym roku na łączną kwotę ok. 190 mln zł. Jest to kolejna podwyżka świadczeń w POZ i jak wynika z informacji podanej przez Porozumienie Zielonogórskie nie ostatnia (w czwartym kwartale tego roku mają się odbyć kolejne negocjacje w tej sprawie).
Pozycja prywatnych podmiotów działających w obszarze POZ wydaje się niezagrożona i z perspektywami dalszego rozwoju.
Ambulatoryjna Opieka Specjalistyczna
Niestety nie można tego samego powiedzieć o ambulatoryjnej opiece specjalistycznej finansowanej ze środków publicznych. Ustawa o „sieci szpitali” przesuwa AOS w kierunku przychodni przyszpitalnych, co w konsekwencji ogranicza środki publiczne jakie będą dostępne dla dotychczasowych podmiotów (głównie prywatnych) działających w tym obszarze rynku zdrowia. W ramach sieci szpitali ma zostać rozdysponowane ok. 37 proc. budżetu AOS, więc prywatne podmioty będą „walczyć” o „AOS-owy tort” pomniejszony o te 37 procent.
Z drugiej strony powyższe – tak jak w przypadku leczenia szpitalnego – ograniczy i tak już utrudniony dostęp do lekarzy specjalistów, co przełoży się na wzrost zainteresowania pacjentów świadczeniami komercyjnymi. W przypadku świadczeń ambulatoryjnych nie ma takiej bariery cenowej jak w przypadku komercyjnego leczenia szpitalnego. Można więc kolokwialnie stwierdzić, że w tym obszarze dla podmiotów prywatnych szykuje się prawdziwe „eldorado”.
Stomatologia
Stomatologia była pierwszym całkowicie sprywatyzowanym obszarem ochrony zdrowia w Polsce. Wprowadzane zmiany na rynku ochrony zdrowia w żaden negatywny sposób nie wpłyną na rynek sprywatyzowanej stomatologii. Jedynie zapowiadany powrót do uruchomienia gabinetów stomatologicznych w szkołach – co w związku z katastrofalnym stanem uzębienia dzieci i młodzieży należy uznać za jak najbardziej wskazane działanie – wprowadza wręcz kosmetyczną zmianę w tym segmencie rynku ochrony zdrowia.
Rehabilitacja lecznicza
Po długich konsultacjach do „sieci szpitali” zostały włączone świadczenia z zakresu rehabilitacji leczniczej realizowane w warunkach stacjonarnych i w ramach ośrodka lub oddziału dziennego, jednakże tylko te, które funkcjonują w ramach szpitala wieloprofilowego („sieć” nie obejmuje monospecjalistycznych szpitali rehabilitacyjnych). Dotychczas nie określono, na jaką pulę środków mogą liczyć niesieciowe podmioty rehabilitacyjne. Wykluczenie szpitali rehabilitacyjnych z sieci szpitali, przy jednoczesnym włączeniu do sieci stacjonarnych i dziennych oddziałów rehabilitacji funkcjonujących w wielospecjalistycznych szpitalach sieciowych oraz brak konkretnych i precyzyjnych informacji w kwestii finansowania szpitali rehabilitacyjnych niesieciowych nasuwa podejrzenie, że albo Ministerstwo Zdrowia nie ma pomysłu na zasady, według których szpitale rehabilitacyjne mają funkcjonować w całym systemie, albo dąży do tego, by ich zadania przejęły szpitale sieciowe. Niewielka ilość szpitali prywatnych zakwalifikowanych do sieci oznacza, że obszar rehabilitacji leczniczej, szczególnie tej funkcjonującej w ramach oddziałów dziennych i stacjonarnych nie będzie obszarem, w którym prym będą wiodły podmioty prywatne.
Opieka długoterminowa
Świadczenia z zakresu opieki pielęgnacyjnej i opiekuńczej znalazły się poza profilami zakwalifikowanymi do „sieci szpitali”.
Prognozy demograficzne wskazują na lawinowo wzrastające zapotrzebowanie w najbliższych latach na ośrodki opieki nad seniorami, co mocno kontrastuje z ograniczoną ofertą opieki długoterminowej oraz brakiem systemowej opieki nad pacjentem przewlekle chorym. Szacuje się, że w Polsce jest nawet 1,2 mln osób, które określają się jako niesamodzielne i potrzebujące wsparcia w codziennym funkcjonowaniu. Z tej populacji ponad 800 tys. osób objętych jest jedynie nieformalną opieką rodziny. Jak wynika z danych opublikowanych przez PwC, Polska na tle krajów OECD wypada bardzo blado – tylko 5 proc. seniorów powyżej 65. roku życia objętych jest pomocą w ramach opieki długoterminowej, podczas gdy średnia OECD to 14 proc., a najlepsza w rankingu Szwajcaria osiąga wskaźnik 20 proc.
Tę lukę coraz częściej wypełniają prywatne domy seniora, zakłady opiekuńczo-lecznicze i zakłady pielęgnacyjno-opiekuńcze. O atrakcyjności tego obszaru świadczy przejęcie przez francuskiego giganta na rynku opieki długoterminowej ORPEA polskiej sieci ośrodków rehabilitacji stacjonarnej i opieki długoterminowej MEDI-system. ORPEA zakłada powiększenie bazy łóżkowej przejętego podmiotu z 700 łóżek do 3 - 5 tys. łóżek (sic!).
Podstawowe pytanie, jakie w tym obszarze świadczeń należy zadać, brzmi: czy płatnik publiczny będzie miał wystarczające środki aby pokryć odpowiednio wycenione koszty opieki nad osobami starszymi? Bo jeżeli tych środków nie będzie, to należy zapytać: czy potencjał finansowy pacjentów potrzebujących opieki pozwoli im na korzystanie z usług opiekuńczych na wysokim poziomie?
Warto tutaj przypomnieć, że jeśli ktoś decyduje się na opiekę w jednostce finansowanej ze środków publicznych to musi jej oddać 70 proc. swojej emerytury lub renty. Wiemy jednak, że poziom emerytur w stosunku do poziomu wynagrodzeń będzie w naszym kraju coraz niższy co oznacza, że bez zdecydowanej interwencji państwa pacjent-emeryt za swoje świadczenie emerytalne będzie mógł „kupić” coraz mniejszy pakiet opieki długoterminowej. Istnieje realna obawa, że w odniesieniu do dużego ułamka populacji seniorów w ogóle nie będzie ich stać na tego typu opiekę długoterminową.
Na razie – mimo szeregu obietnic resortu zdrowia – odnotowaliśmy tylko wzrost wyceny świadczeń w opiece paliatywnej i hospicyjnej, które są dużo bardziej zbliżone do realnych kosztów funkcjonowania niż wyceny w zakładach opiekuńczo-leczniczych czy pielęgnacyjno-opiekuńczych. Prywatni przedsiębiorcy inwestujący w ten obszar najwyraźniej liczą na podobne zmiany w pozostałych obszarach opieki długoterminowej.
Diagnostyka laboratoryjna
Wartość polskiego rynku diagnostyki in vitro (diagnostyki laboratoryjnej) firma PMR szacuje na około 1,4 mld zł. W kolejnych latach ma on rosnąć o ok. 8 proc. rocznie, by w 2021 roku sięgnąć 2,2 mld zł. Czynnikiem, który napędza ten rynek jest wzrost znaczenia działań prewencyjnych oraz wczesnego wykrywania chorób. Na rynku tym mikrobiologia stanowi niewiele ponad 5 proc., natomiast segment ten rośnie bardzo szybko, zwłaszcza w zakresie liczby udzielania świadczeń na rzecz szeroko rozumianego przemysłu.
W coraz większej mierze rynek diagnostyki laboratoryjnej jest zdominowany przez podmioty prywatne. Lider rynku – firma Diagnostyka SA – posiada aktualnie ponad 130 laboratoriów. Do tego dochodzą laboratoria takich firmy sieciowych jak Alab Laboratoria czy Synevo.
Według ekspertów, przyszłością tego obszaru są badania, które dotychczas w ogóle nie były wykonywane lub dopiero się rozwijają, np. badania biologii molekularnej. Wydaje się, że laboratoria, które mają dzisiaj w swojej ofercie wszystkie badania i dodatkowo będą wykonywały również badania biologii molekularnej wygrają z laboratoriami, które specjalizują się tylko w diagnostyce laboratoryjnej.
Wydawałoby się, że od prywatyzacji tego obszaru nie ma już odwrotu ale na rynku pojawiły się niepokojące sygnały, że od szpitali będących w sieci, z których wiele zlikwidowało w przeszłości swoje laboratoria i outsourcing-uje usługi laboratoryjne od zewnętrznych podmiotów prywatnych zlokalizowanych na terenie szpitali, będzie się wymagać aby wszystkie pomocnicze usługi medyczne – w tym laboratoryjne – realizowały we własnym zakresie, co byłoby katastrofalne w skutkach dla podmiotów prywatnych. Pocieszeniem dla podmiotów prywatnych jest fakt, że takie działania naraziłyby szpitale na konieczność bardzo dużych nakładów finansowych na odtworzenie laboratoriów i naraziłoby je na kary umowne wynikające z przedterminowego rozwiązania umów zawartych z laboratoriami prywatnymi.
Diagnostyka obrazowa
Podobne trendy obserwujemy na rynku diagnostyki obrazowej. W coraz większym stopniu jest on zdominowany przez podmioty prywatne, m.in.: Voxel, Lux Med Diagnostyka, Wizja, Helimed, itp.
Z analizy rynku diagnostyki obrazowej dokonanej przez firmę PMR wynika, że czynnikiem w znacznym stopniu wpływającym na wartość ich usług diagnostycznych jest polityka państwa w zakresie zawierania umów ze świadczeniodawcami oraz wysokość wydatków publicznych na diagnostykę. Część prywatnych firm medycznych jest chętna świadczyć usługi także w oparciu o kontrakty z NFZ, a zdecydowana większość pacjentów jest zmuszona polegać na świadczeniach finansowanych przez państwo, głównie z uwagi na wysokie koszty badań.
Dlatego też, ze względu na dość stałe nakłady NFZ na ten cel, PMR prognozuje stabilny i umiarkowany wzrost wartości rynku usług diagnostyki obrazowej w najbliższych latach. Zdaniem PMR czynnikiem napędzającym rynek będą wydatki prywatne (fee-for-service, abonamenty i ubezpieczenia zdrowotne), choć tu świadczeniodawcy borykać się będą ze zjawiskiem spadających cen. Ogólnie rzecz biorąc, prognoza PMR zakłada rozwój rynku usług diagnostyki obrazowej na poziomie 5 - 6 procent w latach 2016 - 2021, aż do wartości 6,4 mld zł w 2021 r.
Zagrożeniem dla rynku diagnostyki obrazowej może być systemowe odejście od outsourcing-owania przez szpitale sieciowe usług medycznych, o czym piszemy powyżej.
Co drugi Polak
Z danych zgromadzonych w ostatniej „Diagnozie Społecznej” wynika, że co drugi Polak korzysta już z prywatnych usług medycznych. Według deklaracji gospodarstw domowych, w 2015 r. ponad 93 proc. z nich korzystało z placówek służby zdrowia opłacanych przez NFZ, ale jednocześnie prawie 54 proc. z nich korzystała z usług placówek, w których trzeba było zapłacić z własnej kieszeni a tylko niecałe 7 proc. z placówek opłacanych przez pracodawcę, który wykupił abonament. Oznacza to, że niemal połowa gospodarstw domowych ponosiła jakieś wydatki na usługi zdrowotne z własnej kieszeni. Przeciętnie najwięcej kosztowały gospodarstwa domowe wydatki na leczenie i badania ambulatoryjne (591 zł), w dalszej kolejności był zakup leków i innych artykułów farmaceutycznych (376 zł) oraz tzw. dowody wdzięczności, czyli potocznie mówiąc „łapówki”, dzięki którym próbowano pozyskać lepszą lub szybszą opiekę (np. większe zainteresowanie problemami pacjenta, więcej troski o jego zdrowie, wybór lekarza operującego lub opiekującego się pacjentem w szpitalu publicznym, przyspieszenie usługi itp.), co przekładało się średnio na koszt 377 zł. Przeciętna opłata w szpitalu publicznym wyniosła 293 zł, a wysokość szczerego dowodu wdzięczności wręczanego już za uzyskaną opiekę wynosiła średnio 148 zł. W czterech latach poprzedzających ostatnią „Diagnozę społeczną” wzrósł odsetek gospodarstw domowych płacących „łapówki” i znacząco wzrosła realna wysokość „łapówek” (o 16,6 proc.). Przypomnijmy, że dane te dotyczą placówek publicznych.
Co ciekawe, z „Diagnozy społecznej” wynika, że w 2015 roku 73,5 proc. respondentów nie była zainteresowana wykupieniem dodatkowego ubezpieczenia zdrowotnego, podczas gdy w 2013 r. i w 2011 r. wartości te wynosiły odpowiednio 72,4 proc. i 67,1 proc. Oznacza to, że z biegiem czasu zainteresowanie dodatkowym ubezpieczeniem zdrowotnym było niewielkie i na dodatek spadające, mimo że w tym okresie znacznie wzrosły realnie wydatki gospodarstw domowych na usługi w zakresie ambulatoryjnej opieki zdrowotnej.
Z kolei z danych Banku Światowego wynika, że wydatki prywatne pacjentów na ochronę zdrowia w Polsce wahały się w ostatnich latach od 1,47 proc. PKB do 1,64 proc. PKB i stanowiły kwotowo łącznie równowartość około 1/3 wydatków publicznych na ochronę zdrowia obywateli.
Cytowane powyżej liczby mówią same za siebie. Jest jednak światełko w tunelu.
Rynek prywatnej opieki medycznej w Polsce
W 2015 roku rynek prywatnej opieki zdrowotnej w Polsce wzrósł o około 6 proc. w stosunku do roku poprzedniego i osiągnął wartość około 39,5 mld zł. Dla porównania przypomnijmy, że budżet Narodowego Funduszu Zdrowia w 2015 roku wynosił 67,5 mld zł. a w 2016 r. – 69,5 mld zł. Firma analityczna PMR oszacowała, że w Polsce w latach 2016 - 2021 co roku prywatne wydatki na ochronę zdrowia będą rosnąć o 7 proc. rocznie, czyli o około 3 mld zł.
Nieco wbrew danym cytowanym w „Diagnozie społecznej”, według prognoz firmy PMR dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne będą najszybciej rozwijającym się segmentem finansowania prywatnego leczenia w latach 2016 - 2021. Według tego samego źródła, w dwucyfrowym tempie rozwijać się będą również abonamenty medyczne, kupowane przez firmy dla pracowników; wzrosną też wydatki na bezpośrednie wizyty u prywatnych lekarzy.
Wartość rynku prywatnej opieki zdrowotnej w Polsce w miliardach złotych oraz jego dynamika w procentach w latach 2012 - 2021 przedstawiono na rysunku poniżej (źródło: firma PRM).
Można z duża dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że odpływ z prywatnych placówek pieniędzy publicznych finansujących realizowane tam dotychczas świadczenia medyczne – i związane z tym chwilowe zawirowanie w prywatnym sektorze ochrony zdrowia – w dłuższej perspektywie może przełożyć się na poprawę kondycji całego rynku, m.in. dlatego, że pacjenci zmuszeni czekać na diagnostykę w jeszcze dłuższych kolejkach do publicznych przychodni przyszpitalnych zdecydują się zapłacić prywatnemu podmiotowi leczniczemu za szybkie zdiagnozowanie ich problemów zdrowotnych. Niestety, na drogie prywatne leczenie szpitalne nie wszystkich będzie już stać.
Własność szpitala a zdrowie pacjenta
Temat własności szpitali, jest tematem zastępczym, który nie ma żadnego znaczenia dla chorego człowieka. Rynki na przestrzeni lat udowodniły, ze własność prywatna lepiej służy rozwojowi gospodarczemu niż własność państwowa a dane jednoznacznie dowodzą, że prywatne przedsiębiorstwa są bardziej efektywne niż przedsiębiorstwa publiczne – państwowe, samorządowe, czy spółdzielcze. Przewaga przedsiębiorstw prywatnych nad publicznymi wynika m.in. z wyższej jakości nadzoru właścicielskiego oraz z wyższej jakości kadry i sposobu zarządzania przedsiębiorstwem prywatnym.
Szpitale prywatne są dzisiaj istotnym elementem rynku usług szpitalnych w Polsce. Istotność ta nie wynika z udziału szpitali prywatnych w rynku leczenia szpitalnego (umowy ze szpitalami prywatnymi stanowią zaledwie 6 proc. budżetu NFZ w zakresie leczenia szpitalnego) ale wyznaczaniem standardów jakościowych, przede wszystkim w zakresie posiadanej infrastruktury i innowacyjności stosowanych metod leczenia, jak również - a może przede wszystkim - w zakresie zarządzania.
Przykładowo warto tu wskazać placówki specjalizujące się w kompleksowych świadczeniach kardiologicznych, w tym ratującej życie pacjentów kardiologii inwazyjnej. Nie ulega wątpliwości, że szybkość uzyskania pomocy medycznej w razie wystąpienia zawału czy innej niewydolności sercowo-naczyniowej jest kluczowa w kontekście ratowania życia pacjenta. Tymczasem, na skutek wprowadzenia „sieci szpitali” i wynikającego stąd ograniczenia liczby placówek zabezpieczających dostęp do świadczeń z zakresu kardiologii interwencyjnej na terenie danego województwa, pacjent nie może już być pewien, że w razie pilnej potrzeby uzyskania takich świadczeń będzie mógł skorzystać z usług prywatnego ośrodka znajdującego się w jego pobliżu, a w dodatku w najszybszym możliwym czasie. Już dzisiaj – jeszcze przed wejściem w życie „sieci szpitali” – prywatne placówki kardiologii inwazyjnej rozpoczęły proces zamykania swoich oddziałów, pozbawiając rzesze faktycznych i potencjalnych pacjentów pomocy medycznej ratującej ich zdrowie i życie. Czy o to chodziło pomysłodawcom i realizatorom idei „sieci szpitali”? Jaki sens w tej sytuacji ma dogmat o wyższości medycznej placówki publicznej nad taką samą placówką prywatną?
Czarny scenariusz
Wygląda na to, że snuty wcześniej przez pesymistów czarny scenariusz, zgodnie z którym gros prywatnych podmiotów leczniczych straci kontrakt z publicznym płatnikiem, wchodzi w fazę realizacji. W krótkim okresie czasu spowoduje on istotne ograniczenie w funkcjonowaniu, a być może nawet likwidację części prywatnych szpitali, co w konsekwencji spowoduje ograniczenie dostępu pacjentów do leczenia szpitalnego. Szacuje się, że w wyniku wprowadzenia w życie „sieci szpitali” ponad 50 tys. pacjentów straci miejsce w kolejce oczekujących na zabieg. W mniejszym stopniu ograniczenie odczują pacjenci poszukujący diagnostyki oraz specjalistycznej porady ambulatoryjnej. Podobnie stanie się z profilaktyką zdrowotną.
Mimo, że prywatne podmioty lecznicze nie zakwalifikowane do „sieci szpitali" deklarują udział w przyszłych konkursach NFZ o udzielanie świadczeń zdrowotnych, to jednak część z nich rozpoczęła już definitywną likwidację swojej działalności i pustki po nich nie zdołają wypełnić sieciowe placówki publiczne, nawet te z rezerwami potencjału wykonawczego, bo ich budżety po prostu na to nie pozwolą. W konsekwencji obserwować będziemy m.in. wydłużanie kolejek pacjentów oczekujących na limitowane świadczenia zdrowotne.
Prywatny rynek zdrowia w Polsce już nie raz obronił się przed różnego rodzaju reformami wprowadzanymi przez kolejne ekipy polityków. Czy jednak pacjenci przetrwają realizowany aktualnie eksperyment? Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Czas pokaże.
Krzysztof Czerkas, Piotr Magdziarz
Krzysztof Czerkas jest członkiem Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali oraz ekspertem Formedis Medical Management and Consulting.
Piotr Magdziarz jest partnerem zarządzającym Formedis Medical Management and Consulting.
Niniejszy tekst stanowi skrót materiału, który ukaże się w najbliższym numerze „Menedżera Zdrowia"