Rafał Janiszewski i Artur Fałek/Archiwum

Janiszewski i Fałek o ścieżce diagnostycznej w zakresie raka płuca

Udostępnij:
– Celem diagnostyki molekularnej jest poprawa wyników leczenia, zwłaszcza w przypadku tych nowotworów, w których sukcesów nie mamy. Racjonalne byłoby wdrożenie tej technologii na początek w raku płuca – mówią Rafał Janiszewski i Artur Fałek w rozmowie z „Menadżerem Zdrowia”.
Panowie, poddajecie polski system onkologiczny permanentnej ocenie. Jakie są najnowsze wnioski, o czym będzie mowa podczas webinarium „Ścieżka diagnostyczna w zakresie raka płuca – aspekty systemowe”.
Rafał Janiszewski: – Nieustannie analizujemy system, a w szczególności jego finansowanie oraz dostępność do leczenia dla pacjentów.

Artur Fałek: – A podczas webinarium chcemy się skupić głównie na diagnostyce i raku płuca.

RJ: – Zacznijmy od tego, że postęp w medycynie odbywa się w dwóch kierunkach. Z jednej strony – poszukujemy nowych technologii – zarówno sprzętowych, jak i lekowych – i badamy oddziaływanie nowych substancji na procesy, jakie zachodzą w człowieku. Z drugiej strony – jest „nurt poznawczy”, diagnostyczny, próbujemy jak najgłębiej poznać mechanizmy i procesy zachodzące w organizmie po to, by lepiej kierunkować leczenie. Oba te nurty są ze sobą ściśle powiązane, bo diagnostyka znacznie poszerza nam przestrzeń do poszukiwania technologii leczniczych – leków i sprzętu. Od dłuższego czasu z Arturem mówimy, że w tej chwili silnym „nurtem” jest to, czego nie mamy jeszcze do końca poznanego, ale w co wchodzimy i wiemy na pewno, że to jest „ogromny świat”. Mam na myśli genetykę. To ona determinuje rozwój organizmu – ten prawidłowy i nieprawidłowy. Wszystkie procesy, które zachodzą na poziomie komórek, molekuł – one wszystkie są rządzone jednym wielkim „rozkładem jazdy”, jakim jest materiał genetyczny.

AF: – Szczególnie w chorobach onkologicznych. Znamy doskonale twierdzenie, że każdy nowotwór bierze się od jakiegoś błędu genetycznego. Ten błąd, ta zła mutacja, to przyczyna wystąpienia choroby.
Zgodzę się z Rafałem, z tym, że ta wiedza – nazwijmy ją wiedzą podstawową, bo genetyka staje się dziedziną podstawową (o mechanizmach genetycznych, o mutacjach i powiązanie tej wiedzy z konkretnymi schorzeniami), otwiera nam dostęp do poszukiwania leków.

RJ: – To mogą być substancje chemiczne – ale również czynniki fizyczne jak promieniowanie, które będą miały wpływ na „odkształcenie” układu genetycznego. Oczywiście, moglibyśmy pójść dalej
i dowiedzieć się, czy do tego „odkształcenia” materiału genetycznego dojdzie w przyszłości. Możemy się dowiedzieć, jaki czynnik wewnętrzny lub zewnętrzny spowodował, że do tego doszło. O czynnikach zewnętrznych trochę wiemy. Mamy ich katalog – od zatrucia środowiska przez różnego rodzaju używki, które wpływają na zmianę naszego materiału genetycznego. A czynniki wewnętrzne? Mogłoby się okazać, że idziemy strasznie daleko. Tak daleko, że będziemy szukali recepty na długowieczność, czyli odpowiedzi na pytanie: Jaki czynnik genetyczny sprawia, że się zużywamy? Apetyt na wiedzę jest ogromny! Rośnie wraz z poznaniem. Ale bardzo daleko wybiegliśmy w przyszłość a dziś chcemy się skupić na etapie, w którym część wiedzy już mamy – a skoro ją mamy – od razu chcemy tej wiedzy użyć. Zastosować ją w praktyce do poprawy efektywności leczenia. Tym jest właśnie diagnostyka molekularna.

AF: – A jej celem jest właśnie poprawa wyników leczenia. Zwłaszcza w przypadku tych nowotworów, gdzie dziś specjalnych sukcesów nie mamy.

Wspomniał pan o raku płuca – tylko 13 proc. chorych przeżywa pięć lat od jego rozpoznania. Taką mamy skuteczność leczenie w Polsce.
AF: – To prawda. Są nowotwory, w przypadku których mamy skuteczniejsze narzędzia i potrafimy doprowadzić chorobę do takiego stanu, że przechodzi w stan przewlekły o nieoznaczonym czasie trwania. Posługujemy się nawet kategoriami wyleczenia! Jeśli nowotwór nie odzywa się przez pięć lat, to pacjenta uznajemy za wyleczonego. Natomiast wciąż są takie obszary, gdzie to leczenie nie jest efektywne, gdzie całkowite wydłużenie czasu życia, które jest pierwszorzędowym punktem końcowym, absolutnie nie jest satysfakcjonujące.

Odstajemy od Europy Zachodniej?
RJ: - Odstajemy z przyczyn systemowych. Zacznijmy od tego, że mamy stosunkowo mało rozwiniętą świadomość i odpowiedzialność społeczną za zdrowie.

O używkach już pan wspominał. Palenie papierosów, mimo licznych kampanii społecznych, pozostaje potężnym problemem.
AF: – Mówimy też o czynnikach środowiskowych, które wpływają na zachorowalność.

RJ: - Tak. Mamy świadomość społeczną oraz działania – zarówno ogólnospołeczne, jak i jednostek – które zmniejszają ryzyko zachorowania. Kolejna sprawa to profilaktyka – w rozumieniu zorganizowanych działań systemu ochrony zdrowia, które mają zapobiegać wystąpieniu współczesnych chorób. Do tych działań należą m.in. edukacja, badania profilaktyczne okresowe oraz badania osób narażonych za zachorowanie chociażby z uwagi na predyspozycje rodzinne. Kolejna rzecz, w której jesteśmy od Europy Zachodniej słabsi, to jest dostęp do technologii leczniczych.

AF: – One wchodzą z pewnym opóźnieniem, choć trzeba przyznać, że w ostatnim czasie – zwłaszcza w raku płuca – sporo się zmieniło. Na listach leków refundowanych pojawiają się leki, które mogą mieć zastosowanie w leczeniu tego nowotworu.

RJ: - Ale jeśli spojrzymy na technologie diagnostyczne to zobaczymy, że one są dostępne
w Polsce często tylko w teorii.

AF: – Z diagnostyką mamy problem. Generalnie wyniki leczenia nowotworów w Polsce są uważane za gorsze niż na Zachodzie i jako jeden z podstawowych czynników, dlaczego tak się dzieje, wymieniane jest to, że u nas nowotwory diagnozuje się późno.

Opowiada się taką historię – skandynawscy studenci przyjeżdżają do Polski, bo rzekomo tylko u nas mogą zobaczyć jak wygląda rak szyjki macicy trzeciego lub czwartego stopnia.
AF: – W momencie, kiedy w Polsce zostaje zdiagnozowany nowotwór, to on jest już faktycznie często w stadium zaawansowanym. To się po części bierze z samej biologii nowotworu. Niektóre są cichymi zabójcami, rozwijają się długo nie dając o sobie znać i dość późno pojawiają się objawy. Jeśli pomyślimy o raku płuca, nerki, jajnika – to one wszystkie są właśnie „silent killer’s”. Duże znaczenie ma to, o czym mówi Rafał – dbałość o zdrowie i profilaktyka. Być może nie wykorzystujemy właściwie badań okresowych, które są wykonywane przy dopuszczeniu człowieka do pracy i później w trakcie pracy?

Kiedyś w standardzie było prześwietlenie płuc.
AF: – Tak, mały obrazek był – to prawda. Miało to przede wszystkim wykrywać gruźlicę i gdy przestała być ona uważana za chorobę cywilizacyjną, zaniechano tej diagnostyki. Być może to źle, że przed porzuceniem wykonywania RTG płuc w badaniach okresowych, nie zorganizowano na ten temat dyskusji z ekspertami? Niewykluczone, że takie badanie, przeprowadzane raz na rok czy dwa, byłoby pomocne we wczesnej diagnostyce raka płuca.

RJ: Różne metody diagnostyczne są do zastosowania na różnych etapach: od podejrzenia choroby po leczenie. W zależności od etapu diagnostyka wnosi nam to różne informacje odmiennie stosowane. Ja się chcę skupić na diagnostyce molekularnej. Jeżeli patrzymy dziś na standard światowy, który oczywiście ewaluuje wraz z pojawianiem się nowych technologii, to w tym momencie, w tym pędzie do wiedzy, o którym wspominałem na początku, pojawiają się właśnie nowe informacje dotyczące obszaru diagnostyki molekularnej. W tym jesteśmy słabi. My – jako Polska, nie jesteśmy w stanie tych najnowszych zdobyczy wiedzy zasymilować. Mówię o diagnostyce określającej genotyp. Również w przypadku raka płuca takie możliwości diagnostyczne już dziś są.

Są dostępne, ale nie są refundowane.
RJ: - To jest właśnie to, o czym wspominałem, czyli dostępność do diagnostyki molekularnej w Polsce. Mówiliśmy o tym, że skuteczność leczenia raka płuca w Polsce jest kiepska. Dlaczego tak się dzieje? W zależności od lokalizacji zmian rozrostowych mamy większe lub mniejsze możliwości częściowego lub całkowitego wyleczenia nowotworu i są takie narządy, w których nawet jeśli te zmiany wychwycimy trochę później, to jesteśmy w stanie powstrzymać proces rozrostowy i doprowadzić do wyleczenia. Bardzo często leczenie pozwala na zachowanie funkcjonalności narządu. W niektórych lokalizacjach mamy wręcz zdolności regeneracyjne, jak w przypadku nowotworów skóry, prawda? Płuca niestety takiej zdolności nie mają. Tutaj zmiany degeneracyjne są nieodwracalne, stąd tak ważny jest czas! Niesłychanie ważne jest celowane zastosowanie określonej technologii, czyli znalezienie odpowiedzi na pytanie, jaka molekuła, jaki lek zadziała idealnie, w punkt, jeśli chodzi o wrażliwość receptorów komórek tego konkretnego pacjenta. Ale też trzeba sobie powiedzieć, że w wyniku diagnostyki molekularnej może się okazać, że dzisiaj nie posiadamy substancji, która zadziała. Wówczas powstanie pytanie, czy podawać substancje, którą podawaliśmy do tej pory, czy nie. A więc – czy leczyć, czy nie? Może się okazać, że nie, ponieważ dalsze obciążanie pacjenta chemioterapią nie da mu korzyści.

Nie przedłuży życia, a zamiast tego wywoła szereg skutków ubocznych i zwiększy cierpienie.
RJ: - Może tak się okazać. Generalnie wartość diagnostyki molekularnej, diagnostyki genowej, bezsprzecznie polega na tym, że dostajemy odpowiedź na fundamentalne pytanie: Co dalej? Jak dalej leczyć pacjenta, u którego dotychczas zastosowane leczenie nie dało efektów? A może wręcz chodzi nam o to, by na samym początku ścieżki zadać sobie pytanie, czym tego konkretnego pacjenta powinniśmy leczyć?

I czym warto go leczyć. Patrząc z pozycji płatnika zastosowanie leku, który nie przyniesie efektu, to jest marnotrawienie publicznych pieniędzy.
RJ: - Chciałbym zostać przy pacjencie na tym etapie rozważań. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w przypadku większości leków jakie stosujemy w leczeniu nowotworów, ich działanie ma wpływ na wszystkie komórki. Czyli my po zakończeniu jednego leczenia nie jesteśmy już, z genetycznego punktu widzenia, w tym samym punkcie, w którym zaczynaliśmy. Myśmy tą komórkę albo zniszczyli, albo zmienili jej morfologię. Taka jest przecież specyfika nowotworzenia, że powstają komórki o nowych cechach. Leczenie onkologiczne ma na celu powstrzymanie tego procesu. U podstaw terapii jest wiedza o mutacji genu jaka spowodowała nowotworzenie.

AF: – Profilowanie genomowe, o którym mówi Rafał, jest dziś w Polsce dostępne, ale nie jest refundowane. NFZ finansuje obecnie badania molekularne jedynie w trzech wariantach - podstawowym, złożonym i zaawansowanym – natomiast my mówimy o czymś, co byłoby krokiem naprzód. Oznaczenie izolowanego genu nie jest już w tej chwili najnowocześniejszym orężem w diagnostyce nowotworowej. Dziś są takie badania, takie zestawy, które oznaczają kilkadziesiąt, czy nawet kilkaset możliwych zmian w genomie! Możliwości tych zestawów są stale powiększane i to co jest w tym najciekawsze, to że za tym idzie analiza dużych zbiorów danych tzw. big data. Czyli możemy jednym badaniem oznaczyć wszystkie mutacje mające znaczenie w nowotworzeniu (jest ich ponad 400) u danego pacjenta. Sprawdzamy występowanie mutacji, których rola w powstawaniu konkretnych typów nowotworów jest udowodniona i mało tego: my od razu dostajemy odpowiedź na pytanie, czy ten pacjent z racji swojej kompozycji genomowej, będzie podatny na leczenie tym czy innym lekiem! Tak, jak już Rafał powiedział – to kwestia doboru optymalnej terapii w danym momencie wiedzy. A wiedzy mamy coraz więcej – może się okazać, że za trzy miesiące będziemy wiedzieli jeszcze coś więcej, że zostanie odkryte nowe powiązanie, zostanie opisany nowy szlak metaboliczny w rozwoju nowotworu i być może pojawi się nowy lek, który na ten szlak oddziałuje: przerywa go, modyfikuje, przekierowuje na inną ścieżkę. To się dzieje! To jest współczesność diagnostyki molekularnej. Mówimy o nowościach. Te technologie mają po kilka lat. Niektóre kraje się zdecydowały na ich finansowanie w ramach swoich systemów. To są całkiem świeże, ubiegłoroczne decyzje refundacyjne. Taką decyzję podjęła np. Japonia.

A Niemcy, które często sobie stawiamy za wzór, jeśli chodzi o dostępność technologii medycznych?
AF: – Niemcy jeszcze się zastanawiają, ale proszę sobie wyobrazić, że Chorwacja się zdecydowała. Podjęto tam decyzję o refundacji diagnostyki molekularnej w przypadku niektórych nowotworów i uważam, że my też powinniśmy się z tym zmierzyć, tym bardziej, że jakiś przyczółek w diagnostyce molekularnej mamy. Finansujemy m.in. NGS (next-generation sequencing) natomiast wykonujemy tam dosłownie kilka oznaczeń a zaletą tego, o czym Rafał mówił, jest to, że otrzymujemy oznaczenie kilkuset zmian w genomie. I to rzeczywiście daje pełną odpowiedź na pytanie, na jakie leczenie pacjent ma szanse zareagować. Te badania są droższe od zaawansowanych, natomiast korzyść jaką otrzymujemy jest olbrzymia.

Racjonalność i celowość tej refundacji wydaje się bezsprzeczna, trudno jednak nie zadać pytania, które w rozmowie o polskim systemie ochrony zdrowia musi się pojawić zawsze, tzn.: Czy nas na to stać?
RJ: -To ja od razu odpowiem innym pytaniem: Czy nas stać na to, żebyśmy tego nie robili? Nie mam żadnych wątpliwości, że jest tak, jak mówi Artur i trzeba się poważnie zastanowić, w przypadku których nowotworów diagnostykę molekularną należałoby wdrożyć w pierwszej kolejności. Ja bym dziś wybrał tego raka, w którym Polacy otrzymują najmniej efektywne leczenie. I od razu mocno zaznaczam: na pewno celem wprowadzenia takiej diagnostyki do standardu nie jest ograniczenie stosowania leków dlatego, że je uznamy za nieskuteczne. Nie! Podejście trzeba mieć porządne, czyli wprowadzamy taką diagnostykę po to, żeby leczyć pacjentów w sposób bardziej celowany. A przy okazji może rzeczywiście odsiejemy te mniej celowane terapie, bo o tym, że one są nieskuteczne nie mieliśmy wiedzy przed wdrożeniem diagnostyki molekularnej.

W pierwszej kolejności postulujecie panowie upowszechnienie takiej diagnostyki w raku płuca?
AF: – Tak. Wystarczy popatrzeć na programy lekowe. Jest w nich już blisko dziesięć leków i w przypadku niektórych z nich pojawia się konieczność oznaczenia mutacji EGFR, rearanżacji ALK. Już dziś po to, by pacjenta włączyć do programu, te badania trzeba wykonać. Tyle, że wykonujemy je bardzo kierunkowo, punktowo i pytanie, na które odpowiedź wydaje się oczywista, brzmi: Czy byłoby sensowne uzyskanie pełnej wiedzy? Czy potrzebujemy pełnego zmapowania genomu pod względem tych mutacji, które mają znaczenie w nowotworzeniu?

RJ: A może pójść krok dalej? Konkretniej? W przypadku raka płuca zastosowanie tych technologii diagnostycznych miałoby swoje racjonalne umiejscowienie w systemie. Byłoby dla lekarza jednym
z narzędzi. Pytanie, w którym momencie lekarz powinien to narzędzie dostać?

W którym?
AF: – Przed podjęciem decyzji terapeutycznej! W momencie, kiedy mamy rozpoznanie cytologiczne lub histopatologiczne potwierdzające niedrobnokomórkowego raka płuca. Występuje w tym przypadku potężny problem systemowy, na który chciałem zwrócić uwagę. Staramy się diagnostykę onkologiczną w Polsce unowocześnić, przyspieszyć, dopasować do potrzeb pacjenta, a jednocześnie dziś zaawansowane badanie genetyczne jest możliwe tylko z poziomu szpitala. To szpital zleca je i jest to powiązane z hospitalizacją. Tutaj widzę pewną systemową niekonsekwencję, którą łatwo usunąć, a mianowicie powinno to być powiązane również z ambulatoryjną opieką specjalistyczną. Uważam za słuszne wprowadzenie do AOS diagnostyki onkologicznej wstępnej i pogłębionej. Zwłaszcza w efekcie pogłębionej diagnostyki możemy uzyskać badanie histopatologiczne czy cytologiczne, co nam umożliwia postawienie rozpoznania nowotworu, a to jest przecież kluczowe. Ja nie wiem, dlaczego dziś nie można zlecić pacjentowi badania genetycznego z poziomu AOS? Przecież zależy nam na tym, żeby te badania wykonywać u pacjentów, którzy ich potrzebują a nie na tym, żeby je reglamentować! Skoro przeszło dwa lata temu minister zdrowia uznał za sensowne finansowanie diagnostyki molekularnej właśnie w takim układzie, warto by było ją udostępnić również w innych rodzajach świadczeń. Wcześniej w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” mówiliśmy o tym, że widzimy złą organizację procesów diagnostycznych i leczniczych. Procedury u nas nie idą gładko. W naszym systemie leczenia onkologicznego można by na poziomie organizacyjnym osiągnąć postęp, gdyby podjąć pewne racjonalne kroki. Weźmy współpracę pulmonologii z onkologią. Na szybszej diagnostyce moglibyśmy sporo wygrać. A z drugiej strony mamy nowoczesne badania, które nie są refundowane. Powinniśmy naprawdę popatrzeć na to, co się dziś dzieje w innych krajach. Byłem pod dużym wrażeniem informacji o tym, że Chorwacja zdecydowała się finansować badania molekularne i nie mam żadnych wątpliwości, że my również powinniśmy te rozwiązania wdrażać.

W którym miejscu w naszym systemie widzi pan na to miejsce?
AF: – Myślę o ustawie o Funduszu Medycznym. Ona wprowadza subfundusz diagnostyczno-terapeutyczny, który ma służyć poprawie diagnostyki. Jednak ku mojemu zmartwieniu ustawa w tej chwili – co można zmienić, bo nic nie jest tak dobre, żeby nie można było tego poprawić – wymienia, jako narzędzie tylko współczynniki w POZ i nagradzanie za skuteczną diagnostykę i profilaktykę. Czyli jeżeli te dodatkowe środki na diagnostykę… Czy one są dodatkowe to ja mam wątpliwości, ale to może zostawmy na inną rozmowę, ale one mają być przeznaczone tylko na POZ. Szkoda! Bo jeżeli mamy ekstra pieniądze przeznaczone na diagnostykę nowotworów to być może one powinny pójść właśnie na pilotaż tych najnowocześniejszych form diagnostyki? Tutaj korzyść jest ewidentna: odnosi ją pacjent, bo ma dobraną terapię, ale odnosi ją też system, bo nie finansujemy subefektywnych, suboptymalnych terapii. To narzędzie potrafi dobrać terapię najlepiej, bo trzeba mieć świadomość tego, że jako wynik otrzymujemy nie tylko mapę, nie tylko profilowanie genomowe, ale również informacje wyciągnięte z analizy danych. Z big data. To jest system, do którego trafia wynik każdego przeprowadzonego na świecie badania i dzięki temu ten system cały czas się uczy. W ten sposób wiedza jest nieustannie poszerzana, aktualizowana. Niewykorzystanie tego potencjału wydaje mi się systemowym zaniedbaniem. I to dość dużym. Ja rozumiem i doskonale znam ograniczenia naszego systemu ochrony zdrowia. Nie stać nas na wszystko co się pojawia na świecie. Są rzeczy bardziej i mniej wartościowe, Natomiast akurat tutaj na pewno powinniśmy podjąć decyzję o finansowaniu ze środków publicznych. Oczywiście, wykorzystując nasze doświadczenia w zmniejszaniu kosztów. Inna jest cena pojedynczego badania, a inna jeśli zamawiamy tych badań – powiedzmy w przypadku raka płuca – 25 tysięcy.

RJ: Wdrożenie tej technologii do finansowania to jest racjonalna, rozsądna decyzja. Jeszcze raz powtórzę, że podejmując ją powinniśmy przede wszystkim spojrzeć na kwestie priorytetów, a widzę je tam, gdzie jesteśmy najsłabsi diagnostycznie kontra powszechność problemu, a rak płuca bezsprzecznie powszechnym jest. Drugi aspekt jest taki, że spodziewamy się poprawić efekt terapeutyczny w dwojaki sposób – poprzez lepsze celowanie terapii dla pacjenta oraz identyfikację takich miejsc, w których niekoniecznie tę terapię powinniśmy w ogóle prowadzić.

AF: – Potencjał tej technologii jest bardzo duży. Oznaczenie genetyczne można stosować również w hematologii, można to robić również, gdy nie jest dostępny materiał z badania histopatologicznego. Wtedy robimy badanie z krwi, które nieco traci na dokładności niemniej jest to opcja. Deloitte przygotował swego czasu raport, który dowodził celowości i sensowności wykonywania badań populacyjnych. W tym raporcie skupiono się głównie na diagnostyce genetycznej w kontekście ryzyka wystąpienia choroby nowotworowej. Mamy przykład Angeliny Jolie, która na podstawie takich badań poddała się operacjom mastektomii wyprzedzającej, prawda? Dziś to się dzieje powszechnie w świecie. W Polsce kobiety również robią takie badania genetyczne a mastektomia profilaktyczna jest finansowana przez NFZ. Wracając do tego raportu firmy Deloitte: dowodzono w nim, iż opłaca się wykonywanie badań profilaktycznych profilowania genomowego w kontekście populacyjnym. Być może to jest przyszłość? Być może za dziesięć, dwadzieścia lat, będziemy sobie w ramach badań okresowych skanować genom w poszukiwaniu poszerzającego się zestawu mutacji, o których wiemy, że mogą mieć znaczenie zdrowotne i to być może nie tylko
w nowotworzeniu, ale – jak Rafał powiedział – w kontekście zdrowia uwarunkowanego genetycznie.

Daleko w przyszłość wybiegliśmy!
AF: – Wracając do tu i teraz i znając ograniczenia naszego systemu: idźmy tam, gdzie będzie największa korzyść. Jestem przekonany, że w ten sposób pomożemy pacjentom i sprawimy, że system stanie się bardziej racjonalny.

RJ: - Trzeba wybrać priorytety i numerem jeden może być rak płuca, ponieważ tu mamy najwięcej do zrobienia, natomiast oczywiście źle by było, gdybyśmy z góry zakładali, że będziemy się ograniczać. To jest to, co powiedziałem na samym początku: kiedy poznajemy jakiś nowy obszar, pojawia się w nas głód zastosowania tej wiedzy i trudno by mi było powiedzieć, co jest ważniejsze: Czy rak płuca, czy rak jelita?

AF: – Dziś odpowiadamy, że rak płuca, chociażby dlatego, że pod względem zachorowalności to jest pierwszy nowotwór w kraju, a perspektywa przeżycia pięcioletniego wynosi 13 proc., zatem potencjalny zysk zdrowotny może być największy. Spójrzmy na to również w kontekście miesięcznych kosztów terapii nowoczesnymi lekami.

To może być spokojnie kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie dla jednego pacjenta.
AF: – Dlatego jeśli mówimy o perspektywie półrocznej terapii, to wydaje się, że wydanie ułamka tej kwoty po to, by się upewnić, czy wdrażanie takiej terapii jest celowe, jest ze wszech miar sensowne.

RJ: - Z systemowego punktu widzenia rak płuca byłby najlepszym polem do rozpoczęcia diagnostyki molekularnej, która by ukierunkowywała leczenie. Jak wspominałem, genetyka to wielki, fascynujący świat, który chcemy otworzyć przed polskimi pacjentami, ale od czegoś trzeba zacząć.

AF: – Więc na początek proponujemy taką „furtkę”.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.