123RF

Metafory wojenne najczęściej używane w odniesieniu do epidemii

Udostępnij:
– Wirus nazywany był zabójcą, groźnym przeciwnikiem, natomiast personel medyczny określany był jako bohaterowie toczący walkę na pierwszej linii frontu – powiedziała prof. Władysława Bryła, językoznawca z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Prof. Władysława Bryła stwierdziła, że kiedy pojawiła się na świecie pandemia, to w kontekście językowym trzeba było przede wszystkim nazwać to, co dotąd nie istniało. Jak wyjaśniła, stąd „covid” na nazwanie choroby wywołanej wirusem SARS-CoV-2, który z kolei potocznie był po prostu określany „koronawirusem”. – Te dwa słowa stały się również takimi gniazdami słowotwórczymi. Pojawiło się dużo określeń z nimi związanych, jak np. koronawakacje, koronabiznes, pacjent covidowy, szpital covidowy – powiedziała ekspertka.

Podkreśliła, że podczas epidemii nazwy już istniejące nabierały nowych znaczeń, tworząc tzw. neosemantyzmy. Jako przykład podała wyraz „odległość”. – W czasie pandemii każdy wiedział, że nie chodzi tu o odległość np. z Lublina do Warszawy, lecz konkretnie o 2 metry, jeśli ktoś zwracał się z apelem: zachowaj odpowiednią odległość – wyjaśniła prof. Bryła.

Ekspertka zaakcentowała również potrzebę upowszechnienia, zdefiniowania niektórych nazw, terminów, które dotąd istniały, ale nie były powszechnie używane. W tym przypadku jako przykład wskazała wyrazy: kwarantanna, izolatorium, pulsoksymetr, respirator. – Tak samo jest ze szczepionkami – już wiemy, że są różnego typu: żywe, inaktywowane, DNA, RNA. Te wyrazy weszły podczas epidemii do ogólnego języka współczesnej polszczyzny – zwróciła uwagę badaczka.

W jej ocenie językoznawcy powtarzające się wyrażenie „nowa normalność” jest absurdalnym zestawieniem. Jak wyjaśniła, za „normalne” uznawane jest to, co jest teraz zgodne z normą, prawidłowe. – Niektórzy mówili: „nowa normalność się dopiero wykrystalizuje”. Chodziło o nowy stan rzeczy, stąd nieuprawnione jest odwoływanie się do słowa „normalność” – podkreśliła prof. Bryła.

Zwróciła również uwagę, że metafory wojenne były najczęściej używane w odniesieniu do epidemii np. przez polityków, ekspertów, lekarzy. Wyjaśniła, że metaforyka wojenna od zawsze była powszechnie stosowana w odniesieniu do chorób, szczególnie gdy wykryto bakterie.

– Metafora wojenna w medycynie upowszechniła się po raz pierwszy w latach 80. XIX wieku, kiedy mikrobiolog polskiego pochodzenia Ludwik Fleck twierdził, że pojęcie zaraźliwej choroby opiera się na koncepcji zamkniętego organizmu i wrogich najeźdźców, którymi są właśnie bakterie, wirusy dokonujące inwazji, ataku. Ludzki organizm zaś odpowiada na nie obroną. Fleck twierdził, że cała immunologia jest przesiąknięta takimi prymitywnymi obrazami wojny – powiedziała ekspertka.

Zwróciła uwagę, że także podczas ostatniej epidemii wirus nazywany był zabójcą, sprawcą, groźnym przeciwnikiem, natomiast personel medyczny określany był jako bohaterowie toczący walkę na pierwszej linii frontu. – Powtarzane były określenia typu: wszyscy musimy walczyć; walka z koronawirusem; jesteśmy na wojnie z koronawirusem – wyliczyła.

Jak zaznaczyła prof. Bryła, używanie terminologii wojennej w odniesieniu do koronawirusa z pewnością wpływało na mobilizację społeczeństwa, ale niosło też za sobą pewne niebezpieczeństwa. – Wojna kojarzy się z głodem, cierpieniem. Wojna to też poczucie przegranej, w której są ofiary. Takie metafory mogą nasilać strach i stres, a zamiast solidarności – budzić niskie instynkty – oceniła.

Prof. Bryła zauważyła, że podczas trwania epidemii używane były również w tym kontekście odniesienia do sportu – np. maraton, gramy do jednej bramki, gra zespołowa, walczymy o zwycięstwo itd.

Kolejną grupą metafor stosowanych do opisywania epidemii były określenia związane z różnego typu zjawiskami przyrodniczymi. Jako przykłady wskazała burzę cytokinową i ognisko epidemiczne.

– Jednak wiodącym wyrazem była „fala” w odniesieniu do opisywania etapów epidemii. To jest dobra metafora, bo kojarzy się z przypływem i odpływem, a jednocześnie wznosi się i opada – stwierdziła badaczka.

Podkreśliła również, że fala ruchu powietrza sama w sobie jest niewidzialna, dopiero po jej skutkach – np. połamanych drzewach, drżących liściach – widać efekty. – Dlatego jest to też bardzo dobra metafora dla niewidzialnego wirusa, którego skutki dopiero widać – dodała prof. Bryła.

Według niej po pandemii w języku zostanie sporo słownictwa z nią związanego. Jak zaznaczyła, nie chodzi tylko o słowo „zdalny”. Przypomniała, że w 2020 r. słowem roku został „koronawirus”, a w 2021 r. – „szczepionka”. – Z pewnością bardziej upowszechnią się terminy medyczne, takie jak: pacjent covidowy, post-covid, odporność, pulsoksymetr, respirator, kardiomonitor. Kto przed epidemią słyszał na przykład o amantadynie? A teraz większość z nas ma na jej temat zdanie – stwierdziła badaczka.

Prof. Władysława Bryła i dr Agnieszka Bryła-Cruz są autorkami książki „Retoryka okołokoronawirusowa. Szkice językowo-kulturowe” wydanej w 2021 r. przez Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.