Specjalizacje, Kategorie, Działy
Tomasz Pietrzyk/Agencja Gazeta

Prof. Drobnik o tym, dlaczego mutacja SARS-CoV-2 wywołała panikę

Udostępnij:
Co wiemy o odkrytym w Wielkiej Brytanii wariancie koronawirusa? Czy rzeczywiście jest groźny? Na ile może zniweczyć nadzieje związane ze szczepionką? Na te i inne pytania, w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia”, odpowiada prof. dr hab. n. med. Jarosław Drobnik, naczelny epidemiolog Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Odmiana koronawirusa VUI-202012/01 co najmniej od września rozprzestrzenia się w południowo-wschodniej Anglii. Przypadki tego wariantu stwierdzono już w Danii, Holandii i Australii. Natomiast nie zaobserwowano ich na terenie Polski. Uważa się, że ta mutacja po raz pierwszy albo pojawiła się u pacjenta w Wielkiej Brytanii, albo została sprowadzony z kraju o niższej zdolności monitorowania pandemii SARS-CoV-2. Naukowcy wciąż przyglądają się nowej wersji SARS-CoV-2. Na razie zidentyfikowano 17 potencjalnie ważnych różnic w porównaniu z pierwotną.

– Pamiętajmy, że przecież nie jest to pierwsza mutacja SARS-CoV-2. Kolejne warianty na szczęście nie mają przełożenia na ciężkość przebiegu choroby. Nawet wydawało się, że z czasem COVID-19 przechodzimy nieco łagodniej. Dane, którymi dysponujemy, nie wskazują, że również ten odkryty w Wielkiej Brytanii, może być groźniejszy dla zdrowia i życia niż dotychczas obserwowane – mówi prof. Jarosław Drobnik.

W VUI-202012/01 epidemiologów najbardziej zaniepokoiły zmiany w białku kolca SARS- CoV-2, co mówiąc obrazowo jest swego rodzaju kluczem, którego wirus używa do „odblokowania drzwi” do komórek naszego organizmu. Może to powodować, że będzie się szybciej rozprzestrzeniał.

– Pierwsze analizy pokazują, że ta mutacja może prowadzić do wyższej zaraźliwości. Ale po pierwsze, co najmniej od lata tego roku obserwujemy taki kierunek zmian, więc nie jest to wielkie zaskoczenie. Po drugie, co prawda w ostatnim czasie więcej osób zaraziło się tą odmianą koronawirusa, ale jesteśmy w specyficznym okresie; przedświąteczny czas, zakupy i wszystko, co się z tym wiąże, intensyfikuje kontakty społeczne. Dlatego trudno powiedzieć, na ile ten wirus jest rzeczywiście bardziej zaraźliwy, a na ile wzrost zakażeń jest spowodowany zwiększoną interakcją. Świat nauki przygląda się temu, ale potrzebujemy kolejnych badań i obserwacji, żeby wyciągnąć wiążące wnioski – zauważa prof. Jarosław Drobnik.

Liczne ograniczenia
Rząd Wielkiej Brytanii nie czekając na kolejne badania znacząco ograniczył plany poluzowania restrykcji na Boże Narodzenie, a kolejne państwa europejskie wstrzymują ruch pasażerski z Wielką Brytanią. W Polsce w poniedziałek rano (21 grudnia) odbyło się posiedzenie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, który zajmował się sprawą nowej odmiany koronawirusa. Podjęto decyzję, że o północy z poniedziałku na wtorek (21/22 grudnia) wstrzymane zostaną wszystkie loty z Wielkiej Brytanii do Polski. A minister zdrowia Adam Niedzielski wydał dyspozycje inspekcji sanitarnej, aby każda osoba, która dzisiaj lub w ostatnich dniach przybyła z Wielkiej Brytanii miała możliwość przeprowadzenia szybkich testów. Wiele osób nie będzie jednak mogło wrócić na święta do kraju.

Zdaniem prof. Drobnika takie środki ostrożności mają swoje uzasadnienie. – Boimy się efektu skali. Jeśli prawdą jest, że mutacja może mieć nawet o 70 proc. większą zdolność do zakażania, wtedy jakiekolwiek uchybienia związane z dystansowaniem, używaniem maseczek czy higieną mogą prowadzić do infekcji. Nawet jeśli kilkanaście procent zakażonych wymaga pomocy medycznej, a kilka tlenoterapii, to system ochrony zdrowia może okazać się niewydolny, przy dużym wzroście zachorowań – mówi prof. Jarosław Drobnik.

Skuteczność szczepionki
Naukowcy twierdzą, że dotychczas opracowane szczepionki przeciwko koronawirusowi będą skuteczne także w przypadku tej nowej odmiany. Ale jak zauważa prof. Drobnik sprawnemu przeprowadzaniu akcji szczepień może zaszkodzić duży odsetek osób zakażonych.

– Nie mamy żadnych dowodów, że ta mutacja wpływa na efektywność szczepień, jednak do ich sprawnego prowadzenia potrzebujemy zasobów systemu ochrony zdrowia, które przy wzroście zachorowań zostaną skierowane do leczenia COVID-19. Jeśli dzisiaj mamy zachorowalność na poziomie kilkunastu tysięcy, to jej wzrost dwa, trzy razy mógłby doprowadzić do zapaści systemu ochrony zdrowia. Stąd taka ostrożność Wielkiej Brytanii, Polski, ale też i innych krajów Europy – wyjaśnia prof. Jarosław Drobnik.

Przeczytaj także: „Czy szczepionki wyprzedzą wirusa?”.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.