iStock

Jak poradzić sobie z trudnymi konsultacjami

Udostępnij:
Tagi: Jacek Bujko
Konflikt, choroba lub śmierć to tematy, przed którymi trudno uciec, będąc lekarzem lub lekarką, a które pojawiają się w trakcie konsultacji. Jak sobie radzić w takich sytuacjach? Wyjaśniamy.
Artykuł członka Naczelnej Rady Lekarskiej, wiceprezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie i lekarza rodzinnego w jednej ze szczecińskich przychodni:
Ważne jest, abyśmy – jako lekarze – wiedzieli, jak sami możemy sobie poradzić w takich ekstremalnych dla naszej psychiki sytuacjach. Chcę się podzielić wskazówkami, w jaki sposób można dbać o swoje zdrowie psychiczne, jak zarządzać swoimi odczuciami w trakcie trudnych konsultacji, aby nie doprowadzały one do wypalenia ani nie wpływały na relacje z pacjentami, których przyjmuje się zaraz po takiej ciężkiej rozmowie.

Impulsem do tych rozważań była historia, którą kilka miesięcy temu przeczytałem w mediach społecznościowych. Jeden z lekarzy podzielił się na grupie facebookowej swoimi emocjami, które towarzyszyły mu podczas konsultacji. Rozmawiał on z kobietą, której syn zmarł z powodu COVID-19. Wywołało to w lekarzu duże napięcie emocjonalne, a nawet lęk przed śmiercią, gdyż zmarły mężczyzna był w jego wieku.

Ta sytuacja w naturalny sposób niosła ryzyko związane z tym, że lekarz mógł utożsamić się z osobą zmarłą, a także przenieść historię na osobisty grunt – troski o własną rodzinę, najbliższych i swoje zdrowie. Identyfikacja emocji naszych pacjentów z własnymi to ryzyko, jakie podejmujemy, pracując w zawodzie lekarza. Czasem zdarza się tak, że w pewien sposób zaciera się dla nas granica, gdzie są jeszcze odczucia osoby, z którą rozmawiamy lub którą leczymy, a gdzie zaczynają się już nasze własne. Zdarza się, że konsultacja z pacjentem powoduje, że emocje, które się wtedy pojawiają, zagnieżdżają się w nas i później traktujemy je jako nasze własne. To właśnie te emocje nabyte mogą powodować różnego rodzaju problemy, trudności, napięcia, z którymi musimy umieć sobie poradzić.

Innym powodem, dla którego poruszam ten temat, była sytuacja, która zdarzyła się w przychodni, gdzie pracuję. Tak się złożyło, że konsultowaliśmy pacjenta bardzo wiekowego, prawie stuletniego, który dotarł do momentu naturalnego umierania. I to spowodowało, że w naszym zespole medycznym osoby, które były zajęte opieką nad tą osobą, zaczęły odczuwać pewnego rodzaju napięcie związane z tym naturalnym etapem życia. Łączy się to z tym, że jako lekarze rodzinni nie tak często patrzymy na śmierć, jak lekarze na przykład pracujący w szpitalach. My opiekujemy się osobami z rodzin, gdzie ktoś zmarł, ale rzadziej przychodzi nam opieka nad pacjentem zmagającym się z chorobą śmiertelną. Jeśli nie będziemy mieć odpowiednich narzędzi mentalnych, może się zdarzyć, że będziemy unikać tego tematu tylko dlatego, że nie potrafimy sobie z nim poradzić. Możemy nalegać wtedy na niepotrzebną hospitalizację pacjenta, by odsunąć go od siebie, aby inni mu pomogli, nawet jeżeli to nie jest najlepsze rozwiązanie dla tej osoby. W mojej opinii, o wiele lepiej dla osób starszych jest mieć szansę umrzeć we własnym domu wśród bliskich niż samotnie w szpitalu.

Mam nadzieję, że dziesięć wskazówek, które poniżej przedstawiam, pomoże Ci wzmocnić swoją odporność psychiczną i pomoże poradzić sobie z trudnymi sytuacjami w pracy zawodowej z pacjentami.

Wskazówka numer jeden
Zacznijmy od pierwszej, najważniejszej rzeczy. Upewnij się, że masz odpowiednio dużo czasu na tę konsultację. Dlaczego? Nic tak nie zabija troski i nie powoduje napięcia, jak poczucie spóźnienia. Wyobraź sobie ostatnią sytuację, kiedy miałeś lub miałaś za mało czasu na konsultację, kiedy sytuacja była skomplikowana, konfliktowa, trudna, związana z chorobą, depresją, samotnością, smutkiem i wiedziałeś lub wiedziałaś, że masz na to za mało czasu. Jak się wtedy czułeś lub czułaś? Jakie uczucia wtedy wzbudzają w Tobie irytację? Pośpiech, zirytowanie czy może właśnie zobojętnienie, chęć przesunięcia tego na inny czas? To są właśnie takie typowe rozterki.

Pamiętaj, że im mniej czasu masz na to, tym większa szansa, że będziesz czuć się pośpieszany lub pośpieszana. To jest bardzo ważne, żeby zaplanować, w miarę oczywiście możliwości, wystarczająco dużo czasu na konsultację. Jeśli masz jakiekolwiek informacje o tym, czego będzie dotyczyła konsultacja, jeśli wiesz, że pacjent jest osobą samotną, sędziwą, umierającą, to z założenia należy zaplanować na to dużo więcej czasu. W wypadku, gdy widzisz, że konsultacja wymaga więcej czasu, podejmij pewne kroki – poinformuj o tym pacjenta, rozdziel ją na kilka części albo odwołaj jakąś konsultację z tego dnia, jeżeli to możliwe.

Wskazówka numer dwa
Druga rada – nastaw się zawczasu na to, jak możesz poczuć się na tej konsultacji. Spróbuj sprawić, żeby te uczucia nie były dla Ciebie zaskoczeniem. Jeżeli wiesz, że będziesz mieć konsultację z osobą, która wzbudza w Tobie irytację albo wymaga bardzo dużo uwagi, jest bardzo smutna lub samotna, nastaw się wcześniej na to, jakie uczucia się pojawią się w Tobie. Spróbuj sprawić, żeby to nie zaskoczyło Cię w trakcie rozmowy.

Oczywiście, czasem trudno to przewidzieć. Być może osoba z personelu rejestracji może Ci pomóc podpowiedzią? W mojej ocenie, lekarze i lekarki nie powinni mieć konsultacji „w ciemno” – potrzebują mieć informacje, z czym pacjent się stawi, żeby móc się do tego przygotować emocjonalnie.

Wskazówka numer trzy
Trzecia moja rada – nie wpuszczaj do gabinetu kolejnego pacjenta, dopóki nie uporasz się z trudnymi emocjami po spotkaniu z poprzednim pacjentem. Doprowadź się do stanu, w którym nie czujesz napięcia związanego z tamowaniem tych emocji. Dlaczego? Gdy konsultacja jest trudna, pacjent jest agresywny, nieprzyjemny, wzbudza w Tobie irytację, to jeżeli zbyt szybko wpuścisz kolejną osobę do gabinetu, wówczas przeniesiesz na tę osobę emocje z poprzedniej konsultacji. Wystrzegaj się jak ognia miejsc pracy, w których pacjenci mijają się w drzwiach! Zawsze zapraszaj następną osobę dopiero wtedy, gdy jesteś gotowy lub gotowa do kolejnej konsultacji.

Wskazówka numer cztery
Czwarta moja rada to nazywanie konkretnych uczuć w myślach. Po takiej trudnej konsultacji poświęć chwilę – to naprawdę nie wymaga dużo, dosłownie paru sekund – na omówienie sobie w głowie tego, co czujesz. Powiedz sobie: „Czuję złość, czuję smutek, czuję frustrację, czuję zażenowanie, czuję rozdrażnienie, czuję wściekłość”. Nie mów o sobie: „Jestem zły, jestem rozczarowany, jestem smutny”. Spraw, żeby określenia były bardziej obiektywne, oddalone od Ciebie. Jeżeli powiesz: jestem smutny, to określasz w ten sposób swoją osobę. Możesz czuć smutek, ale nie być smutnym. To ważne rozróżnienie. Staraj się więc nazywać swoje odczucia, nie określając siebie jako osoby. A potem powiedz sobie dlaczego.

Wskazówka numer pięć
Gdy już nazwiesz konkretne uczucia w myślach, spróbuj zastanowić się, co spowodowało to uczucie, skup się na tym. Spróbuj powiedzieć sobie o powodach tego, jak na przykład: „Czuję złość, ponieważ odebrałem ton pana Andrzeja jako bardzo niemiły”, „Czuję smutek, dlatego że martwię się, że pani Jadwiga umrze”, „Czuję rozczarowanie, bo liczyłem bardzo, że pan Krzysztof będzie regularnie brał leki”. Gdy pomyślisz sobie o przyczynach tego uczucia, to trochę je oswoisz. Czasem może się okazać, że jak powiesz to sobie w głowie, to stanie się to dla ciebie bardziej akceptowalne, a napięcie emocjonalne z ciebie zejdzie.

Wskazówka numer sześć
Są takie sytuacje, kiedy zaczynamy czuć lęk, smutek lub zmartwienie dotyczące nas samych albo naszej rodziny, choćby z powodu podobieństwa zdarzenia z życia pacjenta lub pacjentki do sytuacji w naszym życiu. Jeżeli u naszego pacjenta, u dziecka, rozpoznano nowotwór, to naturalnie my też zaczynamy w pewien sposób odczuwać obawę, czy u naszego syna czy córki też nie będzie rozpoznany nowotwór, choćby poprzez podobieństwo objawów. Jeżeli mamy pacjenta lub pacjentkę w naszym wieku, który/która zmarł/zmarła w tragiczny sposób, na przykład młodą trzydziestoletnią osobę z powodu raka trzustki, to wtedy też w sposób naturalny zaczynamy szukać pewnych podobieństw, choćby podświadomie. Tego pacjenta bolał brzuch, mnie też boli, więc naturalnie mam wrażenie, że coś ze mną będzie nie tak. Tak samo odnosić się to może do małżonka, małżonki, rodziców, krewnych.

W sytuacji, kiedy tak się zdarzy, postaraj się poświęcić czas na skupienie i rozmyślanie o tym co czujesz, czego się boisz i dlaczego. Na przykład: „Martwię się, że zachoruję na raka trzustki, ponieważ pan Kamil, mój trzydziestoletni pacjent, zachorował na nowotwór i miał takie same bóle jak ja”, „Martwię się o zdrowie moich rodziców, martwię się o zdrowie mojego dziecka, dlatego że mój dzisiejszy pacjent miał podobne objawy jak członek mojej rodziny, i martwię się, że okaże się, że to będzie nowotwór”.

Rozważ w sobie, skąd przyszły takie myśli, a przede wszystkim nazwij te uczucia, aby móc stwierdzić, że wywołały je czynniki zewnętrzne.

Wskazówka numer siedem
Kolejna rada – wyznacz sobie czas na odczuwanie przykrych emocji. Dlaczego? Po to, żeby nie walczyć samemu ze sobą o ich odczuwanie. Jeżeli nie wyznaczysz sobie czasu na takie emocje, to wtedy będą one wyciekały do twojego życia i psychiki w innych, nieprzewidzianych sytuacjach. Zwłaszcza wtedy, kiedy tego nie chcesz, na przykład podczas kolejnej konsultacji. A poza tym, jeżeli wyznaczysz sobie czas na odczuwanie tych emocji, to wtedy, gdy się na tym skupisz, w pewien sposób „znudzisz” swój mózg i te emocje mogą łatwiej minąć.

Jak to działa? Jeżeli po jakiejś trudnej konsultacji czujesz w sobie lęk o swoje własne zdrowie, że zachorujesz np. na raka jądra, raka płuca, raka krtani czy jakąś inną chorobę, wyznacz sobie na to czas: kiedy zaczniesz się tym martwić i koniecznie kiedy skończysz się tym martwić. W tym czasie – to może być nawet minuta lub krócej – intensywnie rozmyślaj o tym, że czujesz lęk, martwisz się o to, że też zachorujesz albo że członek twojej rodziny zachoruje.

W ten sposób twój mózg się tym znudzi i przetrawisz te emocje. Gdy minie wyznaczony czas, te emocje nie będą już chciały się dostać do twojej psychiki, nie będą także wpływać na twoje zachowanie. A wtedy nie przeniesiesz ich na kolejnych pacjentów i w nieco lepszy sposób poradzisz sobie z przeżywaniem tego wszystkiego później po pracy, np. w domu.

Wskazówka numer osiem
Ósma rada może zabrzmieć bardzo banalnie, ale zamknij oczy, skup się i wykonaj pięć głębokich oddechów. Potem policz do dziesięciu, wdech na raz, wydech na dwa, wdech na trzy i tak dalej. Jak doliczysz do dziesięciu, na spokojnie otwórz oczy, a w tym czasie skupiaj się tylko i wyłącznie na odczuwaniu ruchu klatki piersiowej, na powietrzu wchodzącym i wychodzącym, na dźwiękach, które to powoduje. Zaufaj mi, że to proste ćwiczenie może Ci pomóc.

W momencie, gdy wyznaczysz sobie czas na rozmyślanie o swoich emocjach, które czujesz, nazwiesz je, a potem zakończysz ten czas właśnie taką serią pięciu głębokich spokojnych oddechów, wtedy jesteś w cyklu poradzenia sobie z emocjami. To może Ci zająć np. trzydzieści sekund łącznie i sprawi, że będziesz gotowy lub gotowa do przyjęcia kolejnego pacjenta, który może mieć różne inne potrzeby.

Wskazówka numer dziewięć
A teraz trochę inna rada! Skup się na momentach, kiedy nie czujesz przykrych odczuć. Na czym to polega? Jeżeli masz konsultację trudną, która wywołuje w Tobie złość, to nazywasz to, myślisz: „Czuję złość z uwagi na to, że…”. Daj sobie chwilę i jeżeli w tym momencie ta złość minie, powiedz sobie: „Nie czuję już złości”. Albo: „Uczucie smutku już minęło” lub „Już nie czuję smutku”.

Dlaczego to takie ważne? Ludzka psychika jest wyjątkowa. Jeżeli myślimy o jakichś rzeczach, to mamy tendencję do zauważania negatywnych stron i do pomijania neutralnych. Jeżeli kilkukrotnie odczujemy coś nieprzyjemnego i pominiemy ten neutralny okres, to wówczas będziemy mieli wrażenie, jakbyśmy bez przerwy czuli to coś nieprzyjemnego. Jak to działa? Jeżeli mamy konsultacje z dziesięcioma pacjentami i trzech pacjentów nas zdenerwuje, a nie skupimy się na tym, żeby odczuwać to jako mijające momenty, wówczas będziemy mieli wrażenie, że cały dzień „byliśmy wkurzeni”. Bo w głowie będziemy mieli tylko te trzy nieprzyjemne konsultacje, a reszta nam zniknie. Nie zauważymy, że większość dnia była dla nas neutralna.

Co robić? Przeżyj te emocje, nazwij, że czujesz złość, świadomie oddychaj, a gdy to minie, koniecznie zwróć uwagę na to, że już nie czujesz złości. W ten sposób zaobserwujesz te neutralne elementy i nie będziesz już tak często czuć, że ciągle czujesz złość, smutek czy irytację. Znajdź miejsce w twojej psychice na odczuwanie, że wszystko w porządku!

Wskazówka numer dziesięć
I ostatnia ważna rada: znajdź czas na rozmowę z innymi członkami zespołów medycznych. Udzielaj się nie tylko w mediach społecznościowych, lecz także podczas osobistych spotkań. Staraj się spotykać z innymi lekarzami czy innymi lekarkami, spędzajcie czas, rozmawiajcie o swoich trudnościach. Rozmawiaj z personelem pielęgniarskim i administracyjnym w swoim miejscu pracy, nawiązuj nowe znajomości. W medycynie rodzinnej próbuję od wielu lat wprowadzić takie regularne spotkania grup rówieśniczo-koleżeńskich (muszę przyznać, że z różnym skutkiem), podczas których właśnie można porozmawiać o różnych trudnościach, jakie odczuwamy i o różnych wyzwaniach, z którymi się mierzymy. Miej kogoś, z kim możesz porozmawiać o tym, co czujesz, jak radzisz sobie z emocjami. Jeżeli to nie rozwiązuje Twoich trudności, koniecznie zgłoś się do psychoterapeuty. Dlaczego? Pamiętaj, że każdy zasługuje na pomoc – Ty także!

Jeżeli sytuacje, trudności, wyzwania, z którymi mierzysz się w pracy, zaczynają się piętrzyć i zaczynasz czuć złość, częste irytacje, smutek, przygnębienie, a może nawet postępujący brak troski o swoich pacjentów, to są to pierwsze sygnały wypalenia zawodowego lub różnych innych zaburzeń adaptacyjnych. Nie przegap tego. Tak jak swoim pacjentom radzisz, by brali antybiotyki, gdy mają zapalenie płuc, tak pamiętaj o tym, że Ty też zasługujesz na pomoc w sytuacjach, kiedy jej potrzebujesz. To nie jest żadna wstydliwa rzecz. Z pomocy psychoterapeutycznej warto korzystać w chwilach dla nas trudnych.

Pamiętaj, że nasza lekarska praca jest też tak zwaną pracą emocjonalną, która bardzo nas obciąża psychicznie. To nie jest tylko praca manualna w chirurgii ani praca umysłowa przy diagnostyce chorób wewnętrznych czy w medycynie rodzinnej, ale to jest też praca emocjonalna.

Pracujemy z czyimiś emocjami, pracujemy ze swoimi emocjami, pracujemy z emocjami zespołu i trochę nam to umyka, że to też jest wydatek energetyczny, trudność, z którą się mierzymy. Praca emocjonalna też nas zużywa, a to może doprowadzić do wypalenia zawodowego.

Lekarze są grupą zawodową, która, według wielu badań, nie potrafi radzić sobie z obciążeniami emocjonalnymi, z którymi się mierzy. Współczynnik samobójstw wśród lekarzy jest wysoki, podobnie jak współczynnik uzależnień, choćby od alkoholu. Wstydzimy się często rozmawiać o depresji i o problemach psychicznych, dlatego tak bardzo duży nacisk należy kłaść na profilaktykę.

Jestem dużym przeciwnikiem izolowania się od problemów. Nie można nikomu, kto mierzy się z wypaleniem zawodowym, zaproponować jogi czy gry w golfa.

To jest ucieczka od problemu, a nie jego rozwiązanie. Dzięki temu nie nabędziemy odporności na złe emocje. To budowa emocjonalnej tamy, która wcześniej czy później nie da rady naciskowi wody – wyleje. A to może skończyć się dla nas różnie: wypaleniem, uzależnieniem lub samobójstwem.

Dlatego pomyśl o tym, w jaki sposób rozpracowujesz w swojej głowie trudne sytuacje związane ze śmiercią, chorobą lub agresją. Staraj się rozumieć uczucia swoje i swoich pacjentów, ale ich ze sobą nie mieszać. Pamiętaj o tym, że w Twoim otoczeniu są inni lekarze, z którymi warto rozmawiać o niełatwych doświadczeniach. A gdy mierzysz się z trudnościami, warto udać się do psychoterapeuty lub psychiatry, najlepiej do takiego, który Cię nie zna. Dbaj o siebie, bo czasy są trudne – gdy tylko masz z czymś jakiś problem, zgłoś się po pomoc. Nikt inny o Ciebie nie zadba tak dobrze jak Ty.

Tekst opublikowano w Biuletynie Okręgowej Izby Lekarskiej w Szczecinie „Vox Medici” 8–9/2022.

Przeczytaj także: „O nagrywaniu lekarza słów kilka” i „Będąc matką lekarką”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.