PAP/Grzegorz Michałowski

Dr Krzyżanowski: Rząd przedmiotowo traktuje lekarzy, decyzje zapadają ponad naszymi głowami

Udostępnij:
– Postulujemy wprowadzenie tzw. systemu skandynawskiego, w którym pacjent ma ubezpieczenie – nazwijmy je – OC i niezależnie od charakteru niepożądanego zdarzenia medycznego, otrzymuje odszkodowanie. Do sądu kieruje sprawę tylko w spornych kwestiach. Problem w tym, że rząd nie liczy się ze zdaniem lekarzy – mówi dr n. med. Grzegorz Krzyżanowski, rzecznik praw lekarza Naczelnej Izby Lekarskiej.
19 czerwca Sejm przyjął kolejną tarczę antykryzysową, tak zwaną „Tarczę 4.0”. Poza pomocą dla przedsiębiorców, w ustawie znalazły się także przepisy wprowadzające zmiany w Kodeksie karnym. Niepokój medyków wywołuje art. 37a kodeksu karnego dotyczący „błędów medycznych”. Jeśli ustawę podpisze prezydent, to sąd będzie miał bardzo ograniczone możliwości wymierzania kary grzywny lub ograniczenia wolności zamiast kary pozbawienia wolności. Oznacza to, że lekarzy czekają surowsze kary za zdarzenia niepożądane.

Dr n. med. Grzegorz Krzyżanowski w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” przypomina, że od wielu lat środowisko medyczne stara się o zmianę prawa dotyczącego zdarzeń niepożądanych w medycynie tak, żeby nie każda sprawa kończyła się w sądzie. Szczególnie w sytuacji epidemii, medycy nie spodziewali się zaostrzenia kar. Projekt ustawy nie był konsultowany ze środowiskiem lekarskim.

Publikujemy fragment wywiadu z dr. Krzyżanowskim.

W jaki sposób epidemia zmieniła sytuację lekarzy?
– Na sytuację lekarzy w największym stopniu wpłynęło nieudolne zarządzanie w czasie epidemii i wieloletnie niedofinansowanie oraz zaniedbania w opiece zdrowotnej w Polsce. W wielu przypadkach lekarze zostali pozostawieni sami sobie. Na początku roku rząd zapewniał, że jest doskonale przygotowany do pandemii. A kiedy rozpoczęła się w Polsce, to nie mogliśmy doprosić się o powszechność wykonywania testów. Bałagan organizacyjny był wszechobecny. Taka niedbałość o bezpieczeństwo lekarzy, była dla środowiska bardzo bolesna. Stąd się wzięła zwiększona zachorowalność personelu medycznego. A przecież chroniąc przed zakażeniem lekarzy, chronimy pacjentów.

Szybko okazało się też, że brakuje podstawowych środków ochrony osobistej; nie było kombinezonów, rękawiczek i masek. Oddziały zabiegowe radziły sobie z brakiem masek biorąc je z bloku operacyjnego. Ale ratownicy po 8 godzin pracowali w tym samym kombinezonie, ponieważ nie mieli na zmianę. Docierały do mnie informacje, że niektórzy sami sobie kupują maseczki i rękawiczki. Bezpieczeństwo epidemiologiczne lekarzy pozostawiało wiele do życzenia. Pierwsze momenty epidemii były tragiczne. Skrajnym przykładem był szpital w Radomiu gdzie personel przeżył gehennę, zaraziła się duża część załogi.

Ministerstwo Zdrowia tłumaczyło się, że trudno przygotować się na epidemię o takiej skali, ponieważ wcześniej nie spotykaliśmy się z podobną sytuacją. Wiele decyzji należało podejmować na bieżąco.
– Oczywiście, wcześniej nie spotkaliśmy się z taką sytuacją jak pandemia na taką skalę. Niemniej koronawirus zaskoczył Chiny, ale polski rząd wiedział kilka miesięcy wcześniej, że epidemia do nas dotrze. I nie zrobił nic, żeby nie być zaskoczonym. Usilnie przekonywał, że nie mamy się czym martwić, że wszystko jest pod kontrolą.

W pewnym momencie testów i środków ochrony osobistej było więcej.
– Dziś sprzęt jest w odpowiedniej ilość. Ale można było nie dopuścić do tego, żeby lekarze się zarażali, a placówki ochrony zdrowia stawały się inkubatorami zakażeń. Obecnie jest też znacznie większa dostępność do testów, ale nadal nie są one wykonywane rutynowo. Testy teoretycznie są, natomiast w praktyce laboratoria, które je wykonują, nie są w stanie ich „przerobić”, czyli opracować je szybko i na większą skalę. Kiedy mówiłem Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Łodzi, że prześlę 50 testów pracowników medycznych, to usłyszałem że oni mają taki dobowy przerób, a nie jesteśmy ich jedynymi klientami. Zdarzało się, że wyniki przychodziły nie w ciągu kilku godzin, ale 5-7 dni. To zdecydowanie za późno. Duża liczna zakażeń w szpitalach była jednym z powodów dla których pacjenci bali się wizyt lekarskich, odkładali planowane zabiegi i diagnostykę. Teraz mamy ogromne zaległości. Dlatego nie możemy dłużej czekać z odmrożeniem ochrony zdrowia na inne choroby niż COVID-19, ponieważ straty zdrowotne społeczeństwa związane z brakiem opieki medycznej mogą być trudne do nadrobienia i większe niż te spowodowane epidemią. Powoli otwieramy się, przyjmując nie tylko pacjentów ostrych ale również wracając do diagnostyki i zabiegów planowanych. Chcemy jednak, na ile to tylko możliwe, być zabezpieczeni przed zakażaniem personelu i pacjentów. Cały czas apelujemy o powszechność i skrócenie czasu wykonywania testów a w zamian słyszymy, że sami ich nie zlecamy. To jakaś paranoja (...).

W tej sytuacji ważną kwestią jest też odpowiedzialność cywilna personelu medycznego. Izba lekarska po raz kolejny wnioskowała o wprowadzeniu tzw. szwedzkiego systemu ubezpieczeń. Podczas epidemii ta kwestia nabiera szczególnego znaczenia.
– Oczywiście, dzisiaj mamy sytuację, że pacjent zakażony koronawirusem w placówce ochrony zdrowia może wytoczyć lekarzowi proces. Dlatego tak ważne było objęcie personelu ubezpieczeniem. Problem w tym, że firmy ubezpieczeniowe zwykle zgadzały się ubezpieczyć lekarzy tylko do 60 roku życia. Tymczasem w Polsce wielu z nas przekroczyło już ten próg wiekowy. Nie wiemy jak to się dalej potoczy.

Od lat czekamy też na rozwiązania systemowe. Postulujemy wprowadzenie tzw. systemu skandynawskiego, w którym pacjent ma ubezpieczenie – nazwijmy je w cudzysłowie – OC. Niezależnie od charakteru zdarzenia, pacjent otrzymuje odszkodowanie, nie musi iść do sądu albo idzie tylko w spornych kwestiach. Nie powinniśmy też mówić o „błędach medycznych” ale o „zdarzeniach niepożądanych”, które nie zawsze są zawinione przez lekarza. Nie ma na świecie systemu ochrony zdrowia, który byłby wolny od takich zdarzeń. Wprowadzenie tego systemu w Polsce jest jak najbardziej uzasadnione, o co od lat upomina się środowisko lekarskie (...).

Czy uda się usiąść do wspólnego stołu i wspólnie wypracować najlepsze rozwiązania?
– Nie ma nic gorszego jak arogancja, buta, nieliczenie się ze środowiskiem albo pozorne prowadzenie rozmów oraz zapewnienie o tym, że nastąpią zmiany i nie wywiązywać się z ustaleń. Uczestniczyłem w wielu rozmowach z ministrami, kończyły się deklaracjami, z których nic wynikało. Środowisko lekarskie z obawami patrzy w przyszłość, ponieważ nic nie wskazuje na to, że epidemię łatwo i szybko uda się opanować. Jeszcze ta się nie skończyła, ale w przyszłości możemy się spodziewać nowych. Zmiany klimatyczne powodują, że wirusy i bakterie coraz częściej mutują. To, co działo się pierwszej fali epidemii, pokazało jak bardzo lekarze byli traktowani przedmiotowo, łamane były ich prawa i konstytucja. Mimo wszystko, mam nadzieję że w przyszłości uda się przekonać rząd do tego, żeby usiąść do wspólnego stołu, wypracowywać możliwie najlepsze rozwiązania i wprowadzić je w życie, nie kończyć jak dotychczas jedynie na deklaracjach (...).

Wywiad w całości opublikujemy w „Menedżerze Zdrowia” 5-6/2020. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

Zachęcamy do polubienia profilu „Menedżera Zdrowia” na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia i obserwowania kont na Twitterze i LinkedInie: www.twitter.com/MenedzerZdrowia i www.linkedin.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.