Eksperci głośno krytykują najnowszą mapę. Mówią: Nie wiemy nawet ile mamy szpitali w Polsce!

Udostępnij:
Poprosiliśmy o ocenę mapy potrzeb zdrowotnych w zakresie lecznictwa szpitalnego. Eksperci wypunktowali jej wady. Główny zarzut dotyczy nieaktualnych danych, które pochodzą z 2014 roku. Skrytykowali także sugestię zmniejszenia liczby łóżek: - To poprawi wskaźniki, ale nie dostępność do usług zdrowotnych.
Po onkologii i kardiologii przyszedł czas na leczenie szpitalne. Ministerstwo opublikowało trzecią mapę potrzeb zdrowotnych. Zawiera ona najnowsze analizy dotyczące liczby szpitali, ich struktury i wykorzystania łóżek. Według tego, co resort opublikował w dokumencie, w Polsce jest 1234 szpitali posiadających kontrakt z NFZ i 159 tysięcy łóżek.

Mapa zawiera wnioski i rekomendacje dotyczące poszczególnych specjalizacji. W dokumencie jest sugestia zmniejszenia liczby oddziałów lub ich połączenia oraz prowadzenia terapii w warunkach ambulatoryjnych lub jednodniowych. Dotyczy to między innymi oddziałów alergologicznych, diabetologicznych, endokrynologicznych, gastroenterologicznych, reumatologicznych i dermatologicznych, ale także ginekologiczno-położniczych, neonatologicznych, chorób wewnętrznych i chirurgii dziecięcej. Mapa zdrowotna sugeruje również konieczność połączenia niektórych oddziałów. Na przykład diabetologii z oddziałami wewnętrznymi czy gastroenterologii z oddziałami chorób wewnętrznych lub chirurgii ogólnej.

Z mapy można dowiedzieć się również, że najwięcej nowoczesnych urządzeń diagnostycznych w przeliczeniu na liczbę mieszkańców jest w województwie lubuskim. Z kolei Wielkopolska jest "najsłabsza" pod względem liczby gammakamer, rezonansów magnetycznych i nowoczesnych rentgenów.

Z treścią dokumentu można zapoznać się na stronie ministerstwa w zakładce: "Mapy potrzeb zdrowotnych w zakresie leczenia szpitalnego"

Co o dokumencie - zarówno w kwestii merytorycznej, jak i metodologicznej - twierdzą eksperci? Mówią, że nie jest dobrze.

Maciej Biardzki, prezes Wielospecjalistycznego Szpitala w Miliczu i były dyrektor do spraw medycznych wrocławskiego NFZ:
- Lektura map potrzeb zdrowotnych dotyczących lecznictwa szpitalnego budzi mieszane uczucia.

- Z jednej strony wrażenie robi nakład pracy twórców, a co za tym idzie objętość dokumentu. W mapie opisano szczegółowo wskaźniki demograficzne i epidemiologiczne dla poszczególnych województw oraz przeanalizowano istniejącą bazę łóżkową i wykonywane świadczenia na podstawie danych z 2014 roku posiadanych przez NFZ.

- Z drugiej jednak wnioski z nich wypływające są jakby nieadekwatne do tej objętości. Po pierwsze analizowane były świadczenia sprawozdawane do NFZ, co przy dążeniu do optymalizacji rozliczeń nie jest do końca równoznaczne z tym, co rzeczywiście u pacjentów wykonywano. I to jest pierwszą wątpliwością przy porównywaniu działających jednostek i wyciąganiu wniosków. Po drugie – sugestie dotyczące zmniejszenia bądź zwiększenia liczby łóżek w województwach w perspektywie krótko- i długoterminowej nie mają znaczenia, bo powinniśmy mówić o zwiększeniu lub zmniejszeniu nakładów na poszczególne dziedziny medycyny.

- Autorzy sami zwracają uwagę na znaczną liczbę oddziałów z długimi kolejkami i małym obłożeniem łóżek, słusznie podejrzewając, że jest to związane z niskim kontraktem. W wielu oddziałach można zlikwidować część łóżek, co poprawi wskaźniki, ale nie zwiększy dostępności do usług zdrowotnych, ani nie doprowadzi do sanacji sytuacji finansowej szpitali.

- Podsumowując – dobrze, że mapy stworzono, ale trzeba się zastanowić nad sposobem agregowania niektórych danych, zaś wnioski z nich wypływające należałoby jeszcze raz przemyśleć.

Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali i ekspert "Formedis Management and Consulting":
- Opublikowana właśnie mapa potrzeb zdrowotnych w zakresie lecznictwa szpitalnego jest dla mnie dokumentem zagadkowym. Liczące niemal 580 stron opracowanie składa się praktycznie z trzech części: analizy aspektów demograficznych i epidemiologicznych, analizy stanu i wykorzystania posiadanych zasobów oraz prognozę demograficzną wraz z prognozą liczby łóżek. Cytowane analizy wzbudzają sporo zastrzeżeń formalnych i metodologicznych (o których za chwilę) w związku z czym wysnuwane z nich prognoz na przyszłość - szczególnie w zakresie liczby łóżek - traktowałbym z dużym marginesem ostrożności.

- Po pierwsze, bazowe dane wyjściowe pochodzą z 2014 roku, a mamy dzisiaj rok 2016. Cytowana liczba ludności Polski 38,5 mln nie obejmuje osób, które wyemigrowały z kraju (według danych oficjalnych ok. 2,5 mln, a prawdopodobnie więcej), a także nie uwzględnia faktu, że ludzie nieustannie migrują wewnątrz kraju nie zmieniając zameldowania przy faktycznej przeprowadzce. Dla przykładu: liczba mieszkańców Opola wynosi oficjalnie 120 tysięcy, a faktycznie to 100 tysięcy, Kraków z kolei jest prawdopodobnie zamieszkały nie przez 750 tys., ale przez ponad 900 tys. osób, podobnie Warszawa liczy niemal dwa razy więcej mieszkańców niż oficjalnie zameldowanych w stolicy osób.

- Po drugie, zabrzmi to paradoksalnie, ale tak na dobrą sprawę nie wiemy ile mamy szpitali w Polsce. Według rocznika statystycznego GUS na koniec 2014 roku mieliśmy w Polsce 979 szpitali, zaś w dokumencie Ministerstwa Zdrowia czytamy, że było ich 1 234. Różnica w liczbach zaiste znacząca – o 255 szpitali, tj. o 26 proc. I którą z tych liczby brać za wiarygodną do dalszych analiz?

- Kolejny problem związany z tzw. „fotografią” stanu aktualnego polskich szpitali, będącą podstawą projektowania map potrzeb zdrowotnych, wiąże się z liczbą procedur wykonywanych w szpitalach. Nie wiemy bowiem, czy placówki raportują do NFZ rzeczywiście wykonane procedury czy tylko te, które są najlepiej wyceniane.

- Wydaje się zatem, że kreślenie dzisiaj map potrzeb zdrowotnych na podstawie niekompletnych, a niekiedy wręcz nieprawdziwych danych wyjściowych i polegające jedynie na opisaniu stanu zastałego może szybko doprowadzić nas wszystkich donikąd. Sporym kosztem i wysiłkiem został stworzony dokument, który po krótkim czasie może okazać się nieprzydatny, a być może nawet szkodliwy.

Grzegorz Ziemniak, wiceprezes zarządu Instytutu Zdrowia i Demokracji:
- Opublikowane ostatnio mapy szpitalnictwa nie wskazują niestety dróg osiągnięcia wzrostu efektywności systemu. Nie odpowiadają jak powinna być zorganizowana, w jaki sposób, jakimi środkami i zasobami koordynacja opieki medycznej, by potrzeby zdrowotne społeczeństwa realizować poprzez POZ, AOS i interwencje jednodniowe z nie poprzez najdroższe kosztowo szpitale.

- Kilka lat temu niektórzy analitycy rynkowi wskazywali (nie wnikam, czy to wyliczenia prawidłowe czy nie), iż liczba łóżek szpitalnych do likwidacji waha się w granicach aż od 50 do 60 tysięcy. Oznaczałoby to, że - biorąc pod uwagę fakt, iż wszystkich łóżek szpitalnych w Polsce z kontraktem NFZ (według przedmiotowej mapy szpitalnictwa) jest 159 tysięcy, przeciętny szpital to 129 łóżek, a przeciętny oddział to 28 łóżek - z krajobrazu szpitalnictwa zniknąć powinno około 380 szpitali (na ogólną liczbę wszystkich 1591). Opublikowane mapy leczenia szpitalnego w ogóle nie odnoszą się do tak postawionej, kluczowej dla przyszłości szpitali kwestii, nie polemizują ani nie zgadzają się z takimi wyliczeniami. One sobie po prostu są.

- Zastanawiające jest z kolei, że np. prognoza zapotrzebowania łóżek jest w mapach podawana bardzo precyzyjnie… aż do 2029 roku. Tyle, że niewiele z faktu podania tej liczby wynika dla szpitali, AOS, POZ, dla samorządów, prywatnych i publicznych świadczeniodawców czy inwestorów rozważających swoje zaangażowanie w Polsce. I dlatego szkoda, że duży i drogi zapewne wysiłek przygotowywania map nie ma waloru wizji i ukierunkowania koniecznych zmian. Para w gwizdek? Miejmy nadzieję, że nie i obecne kierownictwo ministerstwo zdrowia uzupełni metodologię tworzenia map o brakujące elementy.

Rafał Staszewski, zastępca dyrektora Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu:
- Mapy potrzeb zdrowotnych to ważny i potrzebny dokument. Niewątpliwie trzeba docenić ogrom pracy, który włożono by je przygotować. Koncepcyjnie przyjęto ciekawe założenia, zwłaszcza związane z estymacją zapotrzebowania na świadczenia zdrowotne. Szkoda, że w tak niewielkim stopniu poddane były jednak konsultacjom ze środowiskiem medycznym. Dialog zawsze sprzyja najlepszym rozwiązaniom. Trochę lepiej wyglądało to w przypadku kardiologii i onkologii, gdzie opracowania mają solidniejszy kształt merytoryczny.

- W pozostałych specjalnościach, zagregowanych razem w jeden dokument widać już pośpiech i czasem trywialne wnioski (jak np. że główną przyczyną hospitalizacji na oddziale okulistycznym były choroby oka).

- Niestety, ale konsultacje były raczej rodzajem fasady, bo jak w ciągu trzech lub czterech przeanalizować tak złożony materiał, nie mając jednocześnie dostępu do metodologii opracowania, a nawet podstawowych wiadomości (np. jakie zabiegi włączono w grupę zabiegów kompleksowych czy dużych). Rozumiem wymogi unijne i konieczność przyjęcia map dla celów uruchomienia dotacji, ale taka forma procedowania nie sprzyja tworzeniu społeczeństwa obywatelskiego. Co do zasady, podzielam pogląd zaprezentowany przez autorów opracowania o braku konieczności zwiększania liczby łóżek szpitalnych w Polsce, a w dużej części wskazujący nawet na konieczność ich redukcji. Pewnie możemy się spierać w danych specjalnościach, ale jest ro trend ogólnoświatowy. By jednak zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne zgodnie z przyjętym założeniem potencjału łózek, trzeba bezwzględnie zwiększyć finansowanie lecznictwa ambulatoryjnego.

- Widać to już dziś, jak słaby jest dostęp choćby do diagnostyki. Pomijając bezsprzeczny fakt zbyt niskich nakładów na opiekę zdrowotną, trzeba dostrzec że w większości krajów, to właśnie na ten cel przeznacza się coraz więcej zasobów finansowych. Wg ostatniego raportu OECD na lecznictwo ambulatoryjne przeznacza się średnio około 35-40 procent budżetu przeznaczonego na zdrowie, podczas gdy w Polsce to zaledwie 30 procent. Dobrze, że w dokumencie dodano analizę potencjału ochrony zdrowia, choć to ona w moim odczuciu jest najsłabszą jego częścią. Za kilka lat nie będziemy mieli problemu z dostępem do łóżek szpitalnych czy infrastruktury diagnostycznej. Najpoważniejszym wyzwaniem dla polskiego systemu opieki zdrowotnej będzie rynek pracy kadr lekarskich, a zwłaszcza pielęgniarskich. Tu trzeba odważnej i strategicznej decyzji na lata, wykraczającej poza perspektywę wyborczą. A w mapie skromnie analizuje się zasoby kadrowe, nie mówiąc nic o drogowskazach i wytyczeniu drogi zmian.

Opracował: Krystian Lurka

Jeśli również chcesz skomentować mapę potrzeb zdrowotnych w zakresie lecznictwa szpitalnego, to napisz o tym na adres: k.lurka@termedia.pl.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.