Łukasz Wądołowski/Agencja Gazeta

Kładny: Chirurgów jest jak na lekarstwo

Udostępnij:
- W Polsce pracuje niespełna 4 tys. chirurgów. W oficjalnych zestawieniach ta liczba jest zawyżona. Co to oznacza? To, że w razie konfliktu zbrojnego Polska pozostaje bez zabezpieczenia w postaci lekarzy, którzy ratują życie – ostrzega prof. Józef Kładny.
Czy w Polsce ktoś się przejmuje brakiem chirurgów?
- Absolutnie nie. Oficjalne statystyki są zafałszowane i wielokrotnie o tym wspominałem, również w Senacie. Ale widocznie nikt w naszym kraju nie przewiduje możliwości wybuchu jakiegokolwiek konfliktu zbrojnego, skoro nie dba o to, aby chirurgów ogólnych było więcej. To właśnie chirurdzy ogólni stają na pierwszej linii frontu i ratują życie w sytuacji urazów, zranień i innych zdarzeń związanych z działaniami o charakterze siłowym. Tylko oni potrafią reagować szybko i operować w warunkach polowych lub daleko odbiegających od takich, które w czasie pokoju uznajemy za optymalne.

Czyli tych chirurgów, którzy mogą zostać wezwani w sytuacji wojny jest jeszcze mniej?
- Tak, pozostało ich zaledwie kilkunastu. Dlaczego? Kiedyś lekarze byli do takich sytuacji specjalnie szkoleni, obecnie program edukacyjny odszedł od tych zagadnień, choć rzeczywiście przyznaję, że nie do końca jestem zorientowany w liczbie lekarzy wojskowych. Jednak każdy kraj zdaje sobie sprawę z tego, że oprócz wojska w państwie żyją zwykli obywatele, którzy również, a może przede wszystkim potrzebują pomocy w sytuacji konfliktu. Tymczasem nie każdy, kto ma specjalizację z chirurgii poradzi sobie w warunkach ekstremalnych. Chirurgów o różnym stopniu umiejętności jest znacznie więcej niż tych, którzy rzeczywiście dobrze czują się w tym zawodzie i potrafią operować praktycznie wszędzie bez specjalnego zabezpieczenia sprzętowego. Jeżeli jednak jest ich i tak za mało w warunkach pokojowych, to, co można powiedzieć na temat sytuacji konfliktu choćby lokalnego? Tylko tyle, że byłby to dramat.

Oczywiście nikt nie chce wojny.
- Ale to nie znaczy, że jej nie będzie. Z historii wynika, że po latach pozornego pokoju wybuchają konflikty. Pozornego, bo choć po II wojnie światowej pokój trwa 74 lata, to przecież konfliktów o charakterze regionalnym było i jest bardzo dużo. Tymczasem położenie Polski nie uzasadnia nadmiernego optymizmu, choć oczywiście dramat w chirurgii jest i bez tego. Dlaczego? Młodzi nie garną się do zawodu słabo opłacanego, wymagającego wielu lat trudnego szkolenia, które również pozostawia wiele do życzenia, bo wymyślili je urzędnicy. Kierownicy specjalizacji nie są zainteresowani szkoleniem młodych, bo biurokracja i odpowiedzialność pod groźbą surowych kar skutecznie odstrasza. Tymczasem średnia wieku chirurgów w naszym kraju wynosi 56 lat.

Co gorsze: niedofinansowanie czy biurokracja?
- Obecnie w Polsce funkcjonuje, choć to może słowo trochę na wyrost, 500 oddziałów chirurgicznych. Dlaczego to, że funkcjonują jest określeniem na wyrost? Bo, aby prawidłowo zabezpieczyć pracę takiego oddziału potrzeba sześciu lekarzy. Tymczasem w większości na tych oddziałach pracuje 3-4 chirurgów. Z czego wynikają nasze wyliczenia, że obsada trzech lekarzy to za mało? Również z finansów oraz konieczności zapewnienia standardów jakości. Co to oznacza? Chirurg musi wykonywać określoną liczbę zabiegów operacyjnych w ciągu roku, aby zachować sprawność i prawidłową ocenę sytuacji na sali operacyjnej. Innymi słowy, przekładając to na zimne kalkulacje, wskaźnik operacyjności nie może być niższy niż 70 procent dla 100 procentowego obłożenia łóżek na oddziale. Wynika on również z wyceny świadczeń narzucanej przez NFZ. Uwzględnienie tych wyliczeń przy założeniu 75 proc. obłożenia prowadzi do wniosku, że dziennie na każdym oddziale należałoby przeprowadzać co najmniej 5 zabiegów trwających średnio 2 godziny. Ponieważ do każdej operacji potrzeba minimum dwóch chirurgów to już jest 10 godzin pracy. Do tego dochodzą inne czynności, w tym wypełnianie dokumentacji medycznej oraz bezpośredni kontakt z chorymi, co oznacza, że czas niezbędny na ich przeprowadzenie wymaga kolejnych dwóch lekarzy. I jeszcze przecież nie można zapomnieć o ordynatorze i lekarzu dyżurnym. Jak spowodować, aby niemożliwe stało się możliwe? Zatrudniać lekarzy na warunkach kontraktowych. To oczywiście jest wbrew kodeksowi pracy oraz zaleceniom europejskim. Ale w Polsce pozwala na oszukanie niedoborów kadrowych kosztem czasu i zdrowia lekarzy, którzy nierzadko pracują ponad normę i w różnych miejscach, aby zarobić godziwe pieniądze. Nie muszę wspominać, że dzieje się to również, a może przede wszystkim kosztem bezpieczeństwa pacjentów.

Czyli młodzi już nie marzą o sali operacyjnej?
- Nie, choć ten zawód nadal ma w sobie wiele romantyzmu, a przede wszystkim dynamiki. Na czym polega romantyzm? Na niesieniu natychmiastowej pomocy w sytuacji zagrożenia życia, na ratowaniu tego życia pomimo wszystko i czasem wbrew rozsądkowi. Co oznacza dynamika? Chirurgia wymaga błyskawicznego podejmowania decyzji, od których nie ma odwrotu, bezbłędnej oceny sytuacji oraz niesamowitej wyobraźni przestrzennej, bo przecież operowane narządy nie są płaskie, ale każdy z nich ma swój charakterystyczny kształt,. To też determinuje konieczność posiadania zdolności manualnych. Czasem zdjęcie przekłamuje rzeczywisty obraz i dopiero podczas zabiegu okazuje się jak narząd wygląda i jakiego zakresu interwencji wymaga. Młodzi ludzie kochają ten wysoki poziom adrenaliny, bo on daje im poczucie wpływu na rzeczywistość. Efekt jest widoczny od razu, najdalej następnego dnia. I chyba chirurgia należy do zawodów, w których ten poziom adrenaliny jest jednym z największych. No, można go porównać jeszcze do tego towarzyszącego zawodowi kosmonauty lub pilota i to myśliwców. Dlaczego? Czasem operuje się bez żadnej wcześniejszej diagnostyki, w morzu krwi, kiedy obraz wnętrza zostaje mocno zaciemniony. Tym większa jednak płynie satysfakcja z uratowania życia.

Czasem jednak się nie udaje.
- Nie jesteśmy bogami. Ale to co zabija, to obcesowe żądania często nie tyle chorych, co rodzin pacjentów, aby tymi bogami być. W każdą operacje tymczasem jest wpisane ryzyko. Ale sądy tego nie rozumieją. Sprawy o błędy są od razu przegrane zarówno przez lekarza jak i kierownika oddziału. Dlaczego? Bo właśnie wymaga się od nas mocy nadludzkich i nie rozumie, że medycyna, a w szczególności chirurgia to nie jest matematyka, w której wszystko musi się zgadzać, ale każdy organizm jest inny, a na powodzenie zabiegu nie wpływają jedynie twarde umiejętności lekarza go przeprowadzającego, ale również wytrzymałość pacjenta i jego indywidualna reakcja na interwencję. Dlatego młodzi wolą większe pieniądze w spokojnej pracy lekarza rodzinnego niż stresogennym zawodzie chirurga, którego wynagradzanie w Polsce daleko odbiega od standardów przyjętych w cywilizowanym świecie.

Prof. Józef Kładny przez 20 lat pełnił funkcję konsultanta województwa zachodniopomorskiego w dziedzinie chirurgii ogólnej i onkologicznej. Zrezygnował w 2018 roku na znak protestu, że w chirurgii nic się nie zmienia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.