Po co komu płace minimalne w ochronie zdrowia? Projekt trzeba wycofać

Udostępnij:
Bo tak w zasadzie nikt nie jest zadowolony. Pracodawcy - bo wiąże im ręce, pracownicy – bo te „minimalne” z natury rzeczy są śmiesznie niskie. Skąd pomysł na specjalne płace minimalne dla jednej branży i skąd upór, by w projekt beznadziejnie brnąć?
Zapytaliśmy ekspertów i praktyków.

Ewa Książek-Bator, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali:
- W zasadzie jedynym racjonalnym wytłumaczeniem projektu była chęć uspokojenia nastrojów w środowisku medycznym. Ale i tego celu nie osiągnięto. Podwyżki wynikające z ustawy są na tyle niewielkie, że nie satysfakcjonują nikogo. Na dodatek rząd ogłaszając projekt dał licznym środowiskom wyraźny sygnał, że ich wynagrodzenie będzie negocjowane na poziomie centralnym, z konkretnymi grupami pracowników przy konsultacji projektów odpowiednich aktów prawnych. Skoro taki sygnał wyszedł z centrali – grupy te zaczęły się organizować na poziomie ogólnokrajowych, szykować najpierw do negocjacji, a z czasem do protestów. Jednym udało się dojść do porozumienia, innym nie, wrzenie rośnie i obawiam się, że jesienią i tak dojdzie do licznych akcji protestacyjnych.

Efekt jest taki, że pracodawcy mają słuszny żal, że w kolejnych turach negocjacji z kolejnymi grupami zawodowymi obiecują im pieniądze, których szpitale po prostu nie mają. Pracodawcy mają słuszny żal do resortu o takie praktyki, a pracownicy i tak są wściekli, że pułap podwyżek jest niski. Ani wilk syty, a ni owca cała.

Najlepszym sposobem na efektywny podział pieniędzy jest scedowanie decyzji o finansach i zarobkach na rzecz odpowiednich podmiotów, działających w konkretnych warunkach lokalnych, mających doskonałe rozeznanie w lokalnych rynkach pracy. Oczywiście można od tej metody odejść, gdy w grę wchodzi osiągnięcie wyższych celów. Ale w tym wypadku nie są one osiągane.

Tomasz Dybek, przewodniczący Porozumienia Zawodów Medycznych:
- Zaczynam się zastanawiać czy w całym tym projekcie nie chodzi o to by konkretne podwyżki od zaraz nie zastąpić obietnicą wypłaty ich w przyszłości. Proszę zauważyć, że projekt odpowiedniej ustawy właśnie taką obietnicę zawiera, oferując niskie podwyżki na początek, a solidniejsze – dopiero po dłuższym czasie. Tymczasem podwyżki potrzebne są tu i teraz.

Jak dotychczas zapisy projektu mają dla pracowników ten skutek, że często negocjując swoje zarobki słyszą, że nic ponad zapisy o płacach minimalnych nie dostaną. A idea płacy minimalnej ulega przekręceniu, bo te „minimalne” z definicji, zamieniają się w praktyce na „maksymalne”.

Krzysztof Czerkas, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali, ekspert Formedis Medical Management & Consulting w Poznaniu oraz wykładowca i ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku:
- Zaiste, przedziwna to praktyka i chyba wyjątkowa w całej polskiej gospodarce, że minister resortowy – w tym przypadku minister zdrowia – ustala minimalne pensje dla wybranego personelu tzw. działalności podstawowej pracującego w podmiotach gospodarczych jego resortu, jakimi bez wątpienia są podmioty lecznicze, nie gwarantując tym podmiotom żadnych dodatkowych środków finansowych i przerzucając całość kosztów tej operacji na dyrektorów placówek medycznych, które od dawna mają poważne kłopoty z utrzymaniem płynności finansowej. Nie po to co roku strona rządowa oraz przedstawiciele reprezentatywnych organizacji pracowniczych i organizacji związkowych spotykają się celem uzgodnienia wysokości płacy minimalnej obowiązującej w całym kraju, aby dla określonych grup zawodowych robić od tej zasady wyjątki. Zastanawiam się, czy którykolwiek z pozostałych ministrów Rządu R.P. pokusiłby się o określenie minimalnego poziomu płacy zasadniczej dla wybranego personelu w sektorze górnictwa, energetyki, finansów, czy gospodarki morskiej.

Podpisując umowy z wybranymi protestującymi grupami zawodowymi, resort zdrowia próbuje antagonizować środowisko medyczne i jednocześnie ręcznie sterować szpitalami, z których tylko niektóre należą do niego. Bo to niezależne od rządu samorządy są podmiotami tworzącymi zdecydowanej większości polskich szpitali i to one będą ponosiły konsekwencje decyzji ministra zdrowia. Koszty zawartych umów poniosą przecież placówki ochrony zdrowia od lat będące w tarapatach finansowych spowodowanych głównie zaniżonymi przychodami z NFZ.

Zamiast co jakiś czas realizować postulaty płacowe kolejnych zawodów medycznych minister zdrowia powinien przygotować systemowy, strategiczny plan naprawy sytuacji w służbie zdrowia, albowiem obecny sposób łatania kolejnych „dziur" w polskim systemie ochrony zdrowia do niczego dobrego nas nie doprowadzi.

Oprac. Bartłomiej Leśniewski
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.