Archiwum

Polityczna igraszka

Udostępnij:
– Politycy nie lubią i nie chcą się zajmować ochroną zdrowia. Traktują ją tylko jako dobry pretekst do walki politycznej. Dlatego nie mają spójnych i trwałych poglądów, nie potrafią dyskutować merytorycznie. Swoje stanowiska dopasowują do doraźnych potrzeb – pisze w „Menedżerze Zdrowia” Krzysztof Bukiel, komentując uchwalenie przepisów zwiększających zakres opłacanych przez NFZ świadczeń.
Komentarz byłego przewodniczącego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dr. Krzysztofa Bukiela:
Wśród osób zajmujących się ochroną zdrowia – inni pewnie tego nawet nie zauważyli – głośną sprawą stało się niedawne uchwalenie przepisów zwiększających zakres opłacanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia świadczeń, między innymi takich, które dotychczas finansowane były z budżetu państwa. Niektórzy szacują, że na ten cel NFZ wyda ok. 13 mld zł rocznie. Opozycja krytykuje rząd, twierdząc, że zmniejsza on w ten sposób nakłady na publiczne lecznictwo, które i bez tego jest bardzo niedofinansowane. Rządzący uzasadniają zmianę chęcią uporządkowania finansów publicznej ochrony zdrowia przez zmniejszenie liczby zasilających ją strumieni i powrotem do pierwotnej zasady powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego – pieniądze na publiczne lecznictwo pochodzą z ubezpieczalni, czyli obecnie z NFZ. Twierdzą też, że zmniejszenia nakładów na publiczną ochronę zdrowia nie będzie, bo obowiązuje ustawa przewidująca minimalny poziom jej finansowania w odpowiedniej relacji do PKB sprzed 2 lat (6 proc. w 2023 r. do 7 proc. w 2027 r.). Jeśli więc NFZ będzie miał mniej pieniędzy, niż przewiduje ta ustawa, budżet państwa będzie zobowiązany dopłacić brakującą część.

Z tego – drobnego w sumie – wydarzenia płynie kilka wniosków.

Upada mit, że składka zdrowotna, zwłaszcza ustalona w odpowiedniej relacji do osobistych dochodów, chroni nakłady na publiczne lecznictwo przed politycznym przetargiem. Twierdzenie to często powtarzali eksperci i politycy sprzeciwiający się budżetowemu finansowaniu lecznictwa publicznego. W praktyce istnienie takiej składki nie ograniczyło politycznego przetargu, a jedynie nieco go skomplikowało. Opisany przykład jest jednym z wielu. Od 1999 r., gdy wprowadzono powszechne ubezpieczenie zdrowotne, politycy wpływali na wysokość nakładów na publiczne lecznictwo wielokrotnie i na różne sposoby: zmieniano liczebność – krąg – zwolnionych z płacenia składki, wysokość składki opłacanej przez państwo za osoby niepłacące składki, wysokość składki opłacanej przez ubezpieczonych, zakres i liczbę świadczeń finansowanych ze składek, wprowadzano i likwidowano dodatkowe budżetowe fundusze na publiczne lecznictwo. Pomimo istnienia politycznie niezależnego finansowania, politycy mieli takie same możliwości wpływania na jego wysokość jak w wypadku finansowania budżetowego, bezpośrednio zależnego od decyzji politycznych. Okazało się też, że składka liczona od dochodów obywateli nie zapewnia ochrony nakładów na lecznictwo przed dewaluacją. Ochrona ta miała wynikać z zasady, że nakłady będą się zwiększały wraz ze wzrostem płac. Okazało się jednak, że płace przez wiele lat wzrastały stosunkowo wolno, np. wolniej niż PKB, a zatem nakłady na ochronę zdrowia w relacji do PKB malały. To właśnie z tego – między innymi – powodu zdecydowano o podniesieniu wysokości składki z 7,5 do – ostatecznie – 9 proc.

Przytoczone na wstępie wydarzenie skłania też do innego, pesymistycznego wniosku, choć na pewno nieodkrywczego. Po raz kolejny zostało udowodnione, że politycy zajmujący się ochroną zdrowia i podejmujący w tej sprawie najważniejsze decyzje nie mają trwałych i spójnych poglądów, nie kierują się względami merytorycznymi ani nawet dobrem ochrony zdrowia. Partia obecnie rządząca od lat powtarzała, że jest za budżetowym finansowaniem publicznej ochrony zdrowia, a przeciwko systemowi ubezpieczeniowemu. Skąd zatem obecna miłość do NFZ i chęć likwidacji budżetowych strumieni pieniędzy?

Najprawdopodobniej rządzący chcą skorzystać z okazji, że wpływy do NFZ są większe, niż się spodziewano, i ograniczyć inne strumienie pieniędzy płynących do lecznictwa (pod pretekstem uporządkowania systemu). Kłóci się to z wcześniejszymi deklaracjami polityków PiS, że chętnie przeznaczyliby na ochronę zdrowia więcej, gdyby to było możliwe. Dzisiaj – dzięki większym wpływom do NFZ – jest to możliwe, ale rządzący z tego rezygnują.

Ostateczna konstatacja jest taka: politycy nie lubią i nie chcą się zajmować ochroną zdrowia. Traktują ją tylko jako dobry pretekst do walki politycznej, przedmiot politycznej igraszki. Dlatego nie mają spójnych i trwałych poglądów, nie potrafią dyskutować merytorycznie. Swoje stanowiska dopasowują do doraźnych potrzeb, wynikających zwykle z politycznych kalkulacji. Jakiekolwiek pozytywne zmiany można na nich jedynie wymusić – korzystając z chwilowej słabości lub sprzyjających okoliczności (tak było z ustawą o nakładach na ochronę zdrowia). Trzeba się jednak liczyć z tym, że przy pierwszej nadarzającej się okazji będą próbowali się z tych zmian wycofać. Jeżeli ta postawa polityków się nie zmieni, o poprawę w publicznej ochronie zdrowia będzie trudno.

Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia” 7–8/2022. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

Przeczytaj także: „Od ściany do ściany”, „Każdy z pacjentów straci” i „O 13 mld zł mniej na leczenie”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.