iStock

Przepychanki

Udostępnij:
– Jeśli mamy transformować system, zacznijmy od budżetu NFZ, zmieniając proporcje wydatków i wycenę, finansujmy solidnie AOS, inwestujmy w POZ i profilaktykę. Nie w wielkich miastach, ale na wsi. Nie zmarnujmy czwartego dziesięciolecia na bezsensowne przepychanki i obronę stanu posiadania – pisze Robert Mołdach w „Menedżerze Zdrowia”.
Komentarz Roberta Mołdacha z Instytutu Zdrowia i Demokracji:
Jarosław Kozera – wskazując w „Menedżerze Zdrowia”, że „60–70 proc. usług szpitalnych można by realizować gdzie indziej” – słusznie pokazuje, jak nieefektywny system zbudowaliśmy. Pytanie, jak go zmienić, bo prób przez ostatnie ćwierćwiecze podejmowaliśmy aż za wiele.

O zmianie struktury świadczeń szpitalnych, efektywności, wykorzystaniu zasobów i środków publicznych, a także odwróceniu piramidy świadczeń rozmawiamy od wczesnych lat 90. zeszłego stulecia. Pierwszy kompleksowy plan transformacji sektora szpitalnego pod nazwą „Krajowy plan rozmieszczenia zakładów stacjonarnej opieki zdrowotnej (Krajowa Sieć Szpitali)” został opracowany przez zespół Centrum Organizacji i Ekonomiki Ochrony Zdrowia pracujący pod kierunkiem Macieja Murkowskiego i Andrzeja Koronkiewicza. Opublikowano go w 1997 r. Nie wszedł w życie.

Kolejny plan – „Wskaźniki do projektu tworzenia sieci szpitali z elementami analizy sytuacji demograficznej i stanu zdrowia ludności” – opracował Państwowy Zakład Higieny w 2006 r. Tworzył on założenia ilościowe i rodzajowe do ustawy o sieci szpitali prof. Zbigniewa Religi. Także nie wszedł w życie.

Potem mieliśmy ustawę o działalności leczniczej, czas komercjalizacji i niespełnionych nadziei na regulacyjną rolę NFZ z rosnącymi ambicjami władz lokalnych i części środowisk medycznych. Zepsuliśmy to na całej linii, w dodatku wykorzystując do tego europejskie środki pomocowe w perspektywach 2007–2013 i 2014–2020, które zamiast transformacji posłużyły zabetonowaniu systemu pod hasłem inwestycji w podniesienie jakości infrastruktury zdrowotnej. Tak, pojawiło się wiele nowych obiektów, ogrom nowoczesnych urządzeń, ale nie było w tym nadrzędnej logiki kreatora systemu (było kilka wyjątków, np. organizacja LPR).

Po drodze odbyliśmy olbrzymią liczbę rozmów o transformacji systemu we wszystkich możliwych konfiguracjach, ale poza punktowym postępem w onkologii czy kardiologii kończyło się to zawsze kolejnymi falami jego suplementacji.

I tak dotarliśmy do lat współczesnych, niewykorzystanej szansy map potrzeb zdrowotnych, sieci szpitali utworzonej pod polityczne dyktando, kryzysu pandemicznego i dyskusji nad planem odbudowy, który kolejny raz zamiast tworzyć podwaliny nowego świata przemawia do nas słowami: „to lista sprzętów odpowiadająca na potrzeby zebrane od naszych szpitali”. Tak, upraszczam, ale trzeba to jasno nazwać.

Jarosław Kozera słusznie pokazuje, jak nieefektywny system zbudowaliśmy. Pytanie, jak go zmienić, bo prób przez ostatnie ćwierćwiecze podejmowaliśmy aż za wiele. Wskazuje na kwestie wyceny i organizacji. Racja! Transformacja polskiej okulistyki dokonana w ostatnich trzech latach dowodzi, że jest to możliwe. Co było do tego potrzebne? Wycena premiująca jakość kliniczną i efektywność finansową (nie te nieszczęsne pomalowane na kolorowo ściany) oraz determinacja konsultanta krajowego w trudnym – powiedzmy to szczerze – ale jednak dialogu ze środowiskiem i towarzystwami naukowymi przy konsekwentnym wsparciu ze strony Ministerstwa Zdrowia i NFZ.

Na tle ostatniego przykładu nie uważam za trafiony pomysłu centralizacji szpitali. Dobrze, że jest modyfikowany. Byłem i pozostaję zwolennikiem konsensusu z decydującą rolą organizatora świadczeń, którym lokalnie powinien być najprawdopodobniej wojewoda przy wzmocnionej roli płatnika publicznego (ale nie poprzez wchłonięcie CMJ!). Owszem, popieram większą kontrolę i uzależnienie inwestycji publicznych od planów transformacji na wzór tych, jakie tworzyli Murkowski z Koronkiewiczem. Od lat powtarzam, że nie chodzi o potrzeby infrastruktury i środowisk, które jej bronią, ale potrzeby pacjentów. Jakże to trywialne!

Teoretycznie wszyscy o tym wiemy. Możemy mieć różne wizje rozwiązania, ale nie spieramy się o sedno sprawy. Dotychczas praktycznie zawsze wygrywały interes polityczny lub lokalne ambicje. Przecięta wstęga przy szpitalu z czekiem w tle zawsze lepiej wygląda w obiektywie kamery niż remont lokalnej przychodni lekarza rodzinnego, nie wspominając już o tej kompletnie niezrozumiałej deinstytucjonalizacji.

Jeśli mamy transformować system, to zacznijmy od budżetu NFZ, zmieniając proporcje wydatków i wycenę, finansujmy solidnie ambulatoryjną opiekę specjalistyczną, inwestujmy w podstawową opiekę zdrowotną i profilaktykę. Ale tak na serio – nie w wielkich miastach, tylko na wsi. Wykorzystajmy do tego mądrze środki wspólnotowe i nasze własne. Nie zmarnujmy czwartego dziesięciolecia z rzędu na bezsensowne przepychanki i obronę stanu posiadania.

Tekst opublikowano w „Menedżerze Zdrowia” 7–8/2021. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

Przeczytaj także: „Jesteśmy zbyt szpitalocentryczni” i „Za dużo leczymy w szpitalach”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.