Archiwum

Wojciech Pacholicki punktuje zmiany w NiŚOZ ►

Udostępnij:
Ministerstwo Zdrowia planuje zrezygnowanie z NiŚOZ. Zamiast tego proponuje platformę pierwszego kontaktu – czyli możliwość skorzystania z teleporad – którą mają obsługiwać pielęgniarki, położne i lekarze, oraz centra medycznej pomocy doraźnej. Rozporządzenie w tej sprawie krytykuje wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki.
Ekspert podkreśla na wstępie, że „na szczęście jest to tylko pilotaż, który dotyczy czterech powiatów”.

– To, że trzeba zmodyfikować nocną i świąteczną opiekę zdrowotną, wiedzą wszyscy, ale sposób, jaki wybrał minister zdrowia Adam Niedzielski, jest zastanawiający z trzech powodów – mówi „Menedżerowi Zdrowia” Wojciech Pacholicki i je wymienia.

– Po pierwsze – pomoc udzielana za pomocą teleporady przez personel fachowy, który nie zna pacjentów, jest wątpliwa. Takie działanie prawdopodobnie skończy się tym, że i tak większość chorych będzie musiała zostać przekierowana do centrów pomocy. Propozycja utworzenia krajowej platformy porad telefonicznych udzielanych nieznanym pacjentom na podstawie wypełnionego kwestionariusza to zdziwienie i zaskoczenie dla specjalistów medycyny rodzinnej – są wątpliwości co do rzeczywistych możliwości udzielenia w tej formie porady zdrowotnej w sytuacji nagłego pogorszenia stanu zdrowia – zaznacza specjalista.

– Po drugie – kwestia organizacji centrów, o których mowa w rozporządzeniu. Nie wiedzieć czemu, ograniczono w nich liczbę specjalności lekarzy, którzy mogą udzielać świadczeń, do bardzo niewielkiej grupy. Oznacza to, że będzie kłopot z dostępnością do specjalistów. Obawiam się, że o tylu chirurgów i ortopedów – a oni mają pomagać w centrach – ilu jest potrzebnych, aby pomagać w centrach w skali całego kraju, może być bardzo trudno. Podkreślę też, że te placówki mają zapewnić całodobowo działające laboratorium i możliwość badania rentgenowskiego. Nikt tego nie zorganizuje nagle – twierdzi Pacholicki.

– Po trzecie – ograniczenie do jednego centrum w powiecie. To już było, kiedy urzędowała minister zdrowia Ewa Kopacz. Wtedy zmodyfikowano ratownictwo i wprowadzano takie placówki – jedną, dwie w powiecie. To była katastrofa, bo właśnie wtedy pacjenci trafiali na szpitalne oddziały ratunkowe. Chorzy zachowują się w sposób racjonalny. Jeśli mieliby pojechać do punktu nocnej pomocy 15–20 km, mając w swoim mieście szpital, to wiadomo, że wybraliby się do szpitala. Założenie, że centra pomocy odciążą szpitale, jest optymistyczne. To może się nie udać – ocenia ekspert.



Przeczytaj także: „Nocna i świąteczna opieka zdrowotna – dokąd zmierzamy?”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.