Archiwum

Wszyscy są zadowoleni

Udostępnij:
– Jak blisko jesteśmy racjonalności w publicznej ochronie zdrowia? Obawiam się, że bardzo daleko. Wszyscy bowiem znaleźli swoje miejsce w tym bałaganie. Rządzący wskazali, że winni są lekarze, pacjenci znaleźli skróty do deficytowych świadczeń, lekarze nauczyli się negocjować warunki kontraktów, a opozycja jest zadowolona, bo ma za co krytykować rząd – pisze w „Menedżerze Zdrowia” Krzysztof Bukiel.
Komentarz członka prezydium Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy dr. Krzysztofa Bukiela:
Od jakiegoś czasu minister zdrowia Adam Niedzielski i premier Mateusz Morawiecki, a także niektórzy inni przedstawiciele rządu, chwalą się, że obecny rząd bardzo poprawił sytuację publicznej ochrony zdrowia. Świadczyć o tym mają większe niż kiedykolwiek wcześniej – i nadal zwiększające się – pieniądze na lecznictwo. Podobno ustawa przewidująca odpowiedni poziom finansowania (w relacji do PKB sprzed dwóch lat) jest realizowana nawet z wyprzedzeniem. Przypomnijmy, że wynika z niej, że wydatki te to w 2023 r. 6 proc. PKB (PKB z 2021 r.), a w 2027 r. – 7 proc. (z 2025 r.). Skoro wzrostu nakładów na publiczną ochronę zdrowia domagano się od lat, a dopiero teraz jest to realizowane, świadczy najlepiej – zdaniem rządzących - że ochrona zdrowia jest priorytetem tego rządu.

Ten optymistyczny i pozytywny przekaz jest jednak zmącony innym – chyba od najważniejszej w obozie rządzącym osoby, czyli od prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Podczas niemal wszystkich spotkań z wyborcami odbywających się od kilku miesięcy prezes Kaczyński stwierdza, że „publiczna ochrona zdrowia w Polsce ciągle nie funkcjonuje dobrze, kolejki do lekarzy wcale się nie zmniejszyły, a pacjenci narzekają na służbę zdrowia tak samo jak narzekali wcześniej”.

Co wynika z zestawienia tych opinii?

Wielkość wydatków na publiczną ochronę zdrowia nie jest wyznacznikiem jej sprawności i funkcjonalności. Innymi słowy – nie o to chodzi, aby nakłady były duże, ale o to, aby pacjenci, którzy potrzebują pomocy medycznej, otrzymywali tę pomoc w optymalnym czasie i na dobrym poziomie. Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy zwracał na to uwagę – dlatego podkreślał wielokrotnie, że konieczny jest odpowiedni system publicznej ochrony zdrowia, a pieniądze są jedynie elementem, który musi być dopasowany do innych. Może być dobry system przy – stosunkowo – niewielkich nakładach i zły system przy wielkich. Jeśli były momenty, w których zwiększające się pieniądze były naszym podstawowym postulatem, wynikało to z pewnej taktyki postępowania z rządzącymi. Mówiąc wprost – uznaliśmy, że rządzący nie zrozumieją innych postulatów niż ten najprostszy, czyli więcej pieniędzy, i nie zgodzą się na postulaty „ustrojowe” inne niż ich wyobrażenia sprowadzające się do zwiększenia centralizmu i etatyzmu w publicznej ochronie zdrowia.

Obecna sytuacja, kiedy to wydatki na publiczną ochronę zdrowia zwiększyły się, a jej stan nie poprawił się – dowodzi, że przyjęty przez rządzących sposób „reformowania” ochrony zdrowia jest niewłaściwy. Co prawda prezes PiS nie dostrzega tego i winą za niepowodzeniem rządu w tej dziedzinie obarcza lekarzy, którzy – jego zdaniem – zarabiają za dużo, nie myślą o chorych, a o „biznesie”, ale trudno się takiej postawie szefa partii rządzącej dziwić. Ten etatystyczny kierunek zmian w ochronie zdrowia to jego osobisty pomysł i jego idée fixe. Przez lata był bodaj jedynym ważnym politykiem, który sprzeciwiał się wprowadzeniu kas chorych i elementów rynkowych do ochrony zdrowia i teraz – kiedy mógł zrealizować swoją wizję – przyznać się do pomyłki nie jest łatwo. Tym bardziej że pojawiło się niemałe grono ekspertów i urzędników – z ministrem zdrowia na czele – którzy go w słuszności obrania tego etatystycznego kierunku utwierdzili. Nawiasem mówiąc, nie pierwszy to przypadek w historii, kiedy porażki we wprowadzaniu centralnie i ręcznie sterowanej gospodarki (ochrona zdrowia też jest działalnością gospodarczą) były usprawiedliwiane działaniami innych czynników – sabotażystów, spekulantów, drobnych kapitalistów, sankcji gospodarczych państw kapitalistycznych. Trzeba było wielu lat, żeby rządzący przyznali, że gospodarka socjalistyczna nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom społecznym.

Jak blisko jesteśmy racjonalności w publicznej ochronie zdrowia jesteśmy? Obawiam się, że na bardzo daleko. Wszyscy bowiem znaleźli swoje miejsce w tym bałaganie – rządzący wskazali, kto jest winny, że ochrona zdrowia źle funkcjonuje, pacjenci znaleźli drogi na skróty do deficytowych świadczeń przez znajomości lub prywatne gabinety, lekarze – korzystając z ich niedoboru – nauczyli się negocjować odpowiednie warunki kontraktu, inni pracownicy medyczni mają ustawową gwarancję płac minimalnych, do których mogą dorobić w nadgodzinach i na dyżurach, dyrektorzy szpitali znaleźli sposób na uzupełnienie środków z dotacji rządowych, samorządowych albo od sponsorów i… jakoś to się kręci. Nawet opozycja jest zadowolona, bo ma za co krytykować rząd i ma co obiecywać potencjalnym pacjentom i pracownikom ochrony zdrowia.

Przeczytaj także: „Lekarz jak ksiądz?” i „Polityczna igraszka”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.