Wymarzone normy zatrudnienia Grażyny Cebuli-Kubat
– Normy zatrudnienia lekarzy specjalistów zatrudnionych na etatach to mój cel na przyszły rok. Marzę, by zaczęły obowiązywać. Chcę zrobić coś dobrego dla lekarzy, dla pacjentów, zanim odejdę z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy – mówi „Menedżerowi Zdrowia” przewodnicząca Grażyna Cebula-Kubat.
- Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Grażyna Cebula-Kubat rozmawiała z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia o normach zatrudnienia – są konkrety
- Związkowcy przygotują normy zatrudnienia dla trzech grup oddziałów – niezabiegowe, zabiegowe i oddziały psychiatryczne
- Grażyna Cebula-Kubat w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” wylicza, jakich wskaźników można się spodziewać
- Przewodnicząca zapowiada koniec kariery związkowca. W przyszłym roku chce załatwić sprawę z normami
- Z ekspertką rozmawiamy o wynagrodzeniach
- Trzy średnie krajowe dla lekarza specjalisty? Lekarka ocenia, że nas na to stać, podając, ile to mogłoby kosztować
16 września uczestniczyła pani w spotkaniu z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia w sprawie pracy lekarzy w szpitalach. Co pani postulowała?
– Wprowadzenie norm minimalnego zatrudnienia lekarzy specjalistów zatrudnionych na etatach z uwzględnieniem specyfiki oddziałów, na których pracują, i w przeliczeniu na liczbę pacjentów, a nie łóżek – bo tych, mimo że od dwóch lat to powtarzam, nie ma. Nie możemy mówić o jakości leczenia i bezpieczeństwie pacjentów, jeśli nie zostaną zapewnione odpowiednie warunki, a w tym bezpieczna liczba personelu. Jest to ważne dla medyków i pacjentów.
Rozmawiając – między innymi z wiceministrem zdrowia Jerzym Szafranowiczem, dyrektorem Departamentu Lecznictwa w Ministerstwie Zdrowia Michałem Dzięgielewskim i dyrektorem Departamentu Dialogu Społecznego Jakubem Bydłoniem – apelowałam, że konieczne jest zlikwidowanie patologii, jaką jest pozostawanie bardzo dużej liczby pacjentów pod opieką jednego lekarza dyżurującego – często rezydenta – który w tym samym czasie musi wykonywać inne zadania. W ten sposób zapewnilibyśmy bezpieczeństwo zarówno pacjentom, jak i personelowi.
Powtórzę – obecnie norm zatrudnienia nie ma, a jedynym aktem prawnym, określającym minimalną liczbę lekarzy przypadających na oddział – poza szpitalnym oddziałem ratunkowym i oddziałem intensywnej terapii – jest rozporządzenie ministra zdrowia z 22 listopada 2013 r. w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu leczenia szpitalnego. Są tylko normy kontraktowania – w warunkach autoryzacji jest zapis, że do uzyskania kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia na dany oddział potrzebne są tylko dwa etaty lekarzy specjalistów. W jaki sposób ci dwaj lekarze mają się opiekować pacjentami? Nie możemy mówić o jakości i bezpieczeństwie, gdy podczas dyżuru na kilkuset chorych – w monospecjalistycznych szpitalach psychiatrycznych – przypada jeden lekarz, który pod opieką ma nie tylko własny oddział, ale konsultuje w izbie przyjęć i na innych oddziałach, a przy tym powinien szkolić rezydentów i wypełniać dokumentację medyczną.
Chcemy, żeby pacjenci i lekarze byli bezpieczni…
I co na to przedstawiciele resortu?
– Wydaje się, że rozumieją sprawę. Na polecenie wiceministra zdrowia Jerzego Szafranowicza wytypowaliśmy trzy grupy oddziałów do przeprowadzenia symulacji i analiz, na podstawie których ustalimy pierwsze wskaźniki norm zatrudnienia lekarzy. Pierwsza to odziały niezabiegowe, czyli na przykład interna, pediatria, nefrologia i neurologia, druga to zabiegowe – chirurgia, chirurgia onkologiczna, ortopedia, okulistyka i laryngologia, trzecia – oddziały psychiatryczne. Wybierzemy pięć szpitali różnych poziomów referencyjności i we współpracy z dyrektorami i lekarzami ustalimy wytyczne co do bezpiecznej liczby lekarzy w przeliczeniu na liczbę pacjentów. Chodzi o to, żeby nie było pretensji do przedstawicieli resortu, do związkowców – abyśmy przygotowali takie wskaźniki, z których wszyscy będą zadowoleni.
Jeszcze przed symulacjami i analizami – jakich wskaźników pani by sobie życzyła?
– Chcę po sobie coś zostawić, marzeniem byłyby właśnie normy zatrudnienia – dla ordynacji dziennej i dyżurowej, w zależności od stopnia referencyjności podmiotu leczniczego.
Jakie?
– Dla oddziałów niezabiegowych, przyjmując, że pracujemy w czasie równoważnym, byłoby to sześciu specjalistów na 25-osobowy oddział.
Dla zabiegowych – 1,3 pacjenta na jednego lekarza. Dlaczego aż tyle? Bo siedmiu chirurgów na 25-osobowym oddziale nie wystarczy. Przykład – dwóch lekarzy, będąc po dyżurze, nie może pracować, dwóch kolejnych operuje, dwóch przyjmuje w poradni, a więc zostaje jeden. Nie mówię przy tym o urlopach.
Jeśli chodzi o oddziały psychiatryczne, to życzyłabym sobie, aby na oddziale stacjonarnym był jeden lekarz na 20 pacjentów, a w czasie dyżurów co najmniej trzech lekarzy, w tym specjalista.
Te normy to mój cel na przyszły rok. Marzę, by zaczęły obowiązywać. Chcę zrobić coś dobrego dla lekarzy, dla pacjentów, dla polskiego systemu ochrony zdrowia. Przede mną jeszcze kilka lat pracy jako związkowca.
Nie chcę, aby za kilka lat były zamykane oddziały z powodu niemożliwości zapewnienia ciągłości świadczeń zdrowotnych dla potrzebujących – zależy mi, by pacjenci mieli zagwarantowaną kompleksową i skoordynowaną opiekę, a lekarze mogli bez obaw leczyć z wykorzystaniem najnowszych osiągnięć medycyny.
Czy obowiązywanie norm zatrudnienia nie spowoduje nadmiernych ograniczeń możliwości pracy i zarabiania?
– Nie. Pytaliśmy lekarzy o ich opinię w tej sprawie. Przeprowadzaliśmy ankiety, z których jasno wynika, że dla lekarzy najważniejsze jest bezpieczeństwo ich pracy, a zarobki są na czwartym miejscu. Lekarze nie chcą pracować do kresu fizycznych możliwości, nie chcą umrzeć na dyżurze albo po przyjściu do domu. Skłonność lekarzy do pracy na wielu etatach maleje. Szacuję, że około 80 proc. specjalistów w publicznej ochronie zdrowia chciałoby pracować na jednym etacie. Oczywiście są też tacy, którzy będą chcieli pracować więcej. Tych jednak wcale nie jest wielu. Podkreślę, że mają do tego prawo.
Załóżmy, że się udało – wymarzone normy obowiązują. Co by to zmieniło?
– Nie byłoby problemów z dyżurami, miałby kto szkolić rezydentów. Szpitalnictwo i system ochrony w ogóle, byłyby stabilniejsze, spokojniejsze, gwarantujące bezpieczeństwo dla pacjentów i lekarzy. Konieczne byłoby jednak jeszcze jedno…
Płace?
– Zgadza się. Jestem zirytowana sytuacją na rynku pracy lekarzy zatrudnionych w publicznych placówkach opieki zdrowotnej. Chodzi o wynagrodzenie zasadnicze lekarzy specjalistów, zatrudnionych na umowę o pracę, na jednym etacie. To dzięki nam szpitalnictwo i system ochrony zdrowia jako tako działają. To my pracujemy ciężko, zapominając przy tym o swoim życiu osobistym, zaniedbując rodziny, i przedwcześnie umieramy. To przez nasze zaangażowanie jesteśmy wypaleni zawodowo. Lekarze na umowach o pracę mają zwykle pensje uwłaczające godności, które wynoszą mniej więcej tyle, co wypłata osoby sprzątającej mieszkania w dużym mieście.
Przypomnę – ustawowa pensja przewidziana dla lekarza specjalisty zatrudnionego na umowę o pracę na jednym etacie w placówce publicznej wynosi 65 zł za godzinę brutto, czyli mniej więcej 46 zł netto. Wynagrodzenie miesięczne, przy 160 godzinach pracy specjalisty, wynosi około 10 375 zł brutto i 7400 zł netto. Tyle płaci się lekarzowi za etat.
Czy takiej opieki zdrowotnej chcemy? Ja nie. Oczekuję trzech średnich krajowych dla lekarza specjalisty – co jest oczywistą normą w większości krajów Unii Europejskiej.
Rano 14 lutego 2024 r., pamiętam jak dziś, minister zdrowia Izabela Leszczyna w jednej z audycji radiowych stwierdziła, że podpisze trzy średnie krajowe nawet dzisiaj, jeśli lekarze będą pracować na umowie o pracę. Pani minister odniosła się w ten sposób do postulatu lekarzy z OZZL, aby tzw. współczynnik pracy, zawarty w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych dla lekarzy specjalistów wynosił 3, zamiast obecnego 1,45.
Trzy średnie krajowe to 21 465 zł brutto i 14 946 zł netto na miesiąc, 134 zł brutto i 93,50 zł netto na godzinę.
Deklaracja pani minister byłaby satysfakcjonująca. Wielu lekarzy, słysząc to, ucieszyła się. Słyszałam to od koleżanek i kolegów, którzy mówili mi, że byliby skłonni zrezygnować z zatrudnienia na wielu etatach, spokojnie pracowaliby w publicznych szpitalach.
Ile by to kosztowało?
– W sierpniu 2023 r. było 20 010 etatów na umowę o pracę – 23 889 pracowników. To jest niewielka grupa ludzi. Powinniśmy ich docenić.
Z naszych obliczeń wynika, że koszt dla budżetu na rok – uwzględniając to, co wróci w podatkach w wyniku zatrudnia na umowę o pracę dla tych lekarzy – nie powinien przekroczyć półtora miliarda złotych. A zyskujemy za to normalność i bezpieczeństwo, że ci lekarze nie odejdą z publicznego systemu.
Stać nas na to?
– Musi nas stać...
Przeczytaj także: „Wszystkiemu winni są cykliści i… lekarze”.