iStock

Życiodajna moc transplantologii

Udostępnij:
Przeszczepianie narządów stało się uznaną i osiągającą znakomite wyniki metodą leczenia, w wielu przypadkach niemającą alternatywy. Pacjenci po transplantacji mogą prowadzić normalne życie zawodowe, towarzyskie, rodzinne i uprawiać sport.
Transplantacja to pobranie narządu lub tkanki od dawcy i przeszczepienie biorcy. Narząd unaczyniony, czyli płuca, serce, wątrobę, trzustkę i nerki, można pobrać od zmarłego po rozpoznaniu śmierci mózgu lub nieodwracalnym zatrzymaniu krążenia. Fragment wątroby, płuca lub jedną nerkę można też pobrać od dawcy żywego, najczęściej członka rodziny, pod warunkiem że jest w pełni zdrowy. Zarówno pobranie, jak i przeszczepienie narządu jest skomplikowaną procedurą operacyjną, przeprowadzaną przez wieloosobowy zespół w pełni wyposażonej sali operacyjnej.

– Przeszczepić można większość narządów, jednak w praktyce najczęściej są to nerki, wątroba, serce, płuca i trzustka – mówi prof. dr hab. Zbigniew Włodarczyk, kierownik Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 w Bydgoszczy, dodając, że „w nielicznych ośrodkach przeszczepia się macicę lub jelito”.

W przypadku serca, wątroby czy płuc operacje bezpośrednio ratują życie i najczęściej nie ma dla nich alternatywy. Wyniki zależą od wielu czynników, ale są znakomite, a roczne przeżycia przekraczają 80–90 proc. W przypadku transplantacji nerki alternatywą są przewlekłe dializy, ale przeszczepienie nerki daje istotnie lepsze wyniki, zarówno w przeżywalności, jak i jakości życia.

Wyniki zarówno bezpośrednie, jak i odległe są znakomite, a należy pamiętać, że istotne jest nie tylko przeżycie, ale również, a może przede wszystkim, jakość życia po transplantacji – podkreśla bydgoski naukowiec.

– Pacjenci z przeszczepionym narządem mogą prowadzić normalne życie zawodowe, towarzyskie, rodzinne i uprawiać sport – mówi Włodarczyk.

Mimo że transplantacja szybko się rozwija, a przeszczepy narządów są jedyną nadzieją dla wielu pacjentów, liczba dawców się zmniejsza.

– Niewątpliwy wpływ miała pandemia COVID-19 – tłumaczy profesor Włodarczyk.

– Dla większości oddziałów intensywnej terapii priorytetem było leczenie chorych z niewydolnością oddechową. Wielu zmarłych, potencjalnych dawców albo było zakażonych wirusem, albo podejrzewaliśmy takie zakażenie, co wykluczało pobranie narządów. Sądzę, i powoli już to widać, że sytuacja będzie się normalizowała – wyjaśnia.

Transplantologii nie pomaga też to, że co jakiś czas, media publikują informacje o handlu narządami na świecie. Dawcy lub ich rodziny zaczynają zastanawiać się, czy pobrane narządy rzeczywiście trafią do osób najbardziej potrzebujących. Na szczęście w naszym kraju nigdy nie udowodniono handlu narządami. Tego typu „afery” pojawiają się jedynie na łamach niektórych tabloidów. Polskie prawo bardzo surowo traktuje taki proceder. Grozi za to kara do dziesięciu lat więzienia.

W Polsce obowiązuje zasada tzw. zarejestrowanego sprzeciwu, czyli zgody domniemanej – oznacza to, że każdy pełnoletni obywatel może za życia nie zgodzić się na pobranie narządów po śmierci. Sprzeciw w formie wpisu do Centralnego Rejestru Sprzeciwów, napisany własnoręcznie lub w postaci ustnego oświadczenia złożonego wobec dwóch świadków, musi być respektowany.

– Brak takiego sprzeciwu oznacza możliwość pobrania narządu, jednak za każdym razem lekarze rozmawiają z rodziną zmarłego, pragnąc uzyskać jej akceptację – zapewnia kierownik Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej UMK.

– Należy podkreślić, że nie jest to wymóg prawa, a jedynie chęć uszanowania uczuć rodziny zmarłego – dodaje.

Polskie prawo, czyli tzw. ustawa transplantacyjna, nakłada na transplantologów obowiązek zachowania w tajemnicy danych dawcy. Oznacza to, że rodzina zmarłego nie otrzymuje danych osobowych biorcy, a biorca – danych dawcy.

Przyszłość
Zespół prof. Włodarczyka, wspólnie z Zakładem Medycyny Regeneracyjnej Katedry Urologii CM UMK, przygotowuje się do programu izolacji i przeszczepiania wysp trzustkowych.

Wyspy Langerhansa to jeden z gruczołów wydzielania wewnętrznego w postaci skupisk komórek rozrzuconych w miąższu trzustki. Człowiek ma od 1 do 2 mln takich komórek wydzielających hormony regulujące węglowodanową przemianę materii organizmu. Pełnią one zasadniczą rolę w wydzielaniu dokrewnym, które regulowane jest za pomocą sprzężenia jelitowo-trzustkowego, wywołanego przez pokarm. Ich uszkodzenie lub zniszczenie, zwykle na tle autoimmunologicznym, prowadzi do powstania cukrzycy.

– Nie mam wątpliwości, że przyszłość transplantologii leży w biotechnologii – mówi prof. Włodarczyk.

Obecnie naukowcy pracują nad kilkoma rozwiązaniami. Badają możliwości druku 3D z użyciem biomateriałów. Zaawansowane prace nad drukiem trzustki prowadzi między innymi Warszawski Uniwersytet Medyczny. Badacze hodują narządy z komórek macierzystych. W warunkach laboratoryjnych wyhodowano już nerkę, a w przyszłości prawdopodobnie możliwa będzie hodowla również innych narządów. Ostatnio coraz głośniej mówi się o ksenotransplantacjach, czyli przeszczepianiu narządów pochodzących od zwierząt, głównie świń. Najpoważniejszym ograniczeniem w tym przypadku jest różnica genetyczna pomiędzy człowiekiem a świnią i związana z tym gwałtowna odpowiedź immunologiczna. Być może, dzięki zaawansowanym technikom inżynierii genetycznej, uda się przezwyciężyć ten problem. Jeśli nie, w odwodzie są sztuczne narządy. Najbardziej zaawansowane technologicznie jest sztuczne serce, problemem pozostaje jednak kwestia miniaturyzacji zasilania.

Materiał w „Menedżerze Zdrowia” opublikowano za zgodą i dzięki uprzejmości Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu – pierwotnie udostępniono go na stronie internetowej: www.umk.pl/article/zyciodajna-moc-transplantologii.

Przeczytaj także: „Niebezpieczny kult oświadczeń woli” i „Jedynie w co trzecim szpitalu rozpoznaje się śmierć mózgu”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.