Łukasz Cynalewski/Agencja Gazeta

Czego o COVID-19 nie dowiemy się od rządzących ►

Udostępnij:
– Dane o COVID-19 prezentowane przez rząd są… na poziomie embrionalnym. Informacje o liczbie zakażeń, zgonów, zajętych łóżek i wykonywanych testów w praktyce mają niewielkie znaczenie. Nie robi się żadnych porównań i omówień – mówi „Menedżerowi Zdrowia” gen. Andrzej Trybusz, były główny inspektor sanitarny.
Jak pan generał ocenia działania rządzących w związku z pandemią COVID-19 – te z ostatnich tygodni?
– Gdybym zaczął od złośliwości, to powiedziałbym, że trudno ocenić coś, czego nie ma.

Słyszymy od przedstawicieli rządu, że obostrzenia zostały wprowadzone – chodzi im o obowiązek noszenia maseczek, konieczność dezynfekcji, przestrzeganie limitów w miejscach publicznych. Tyle że wprowadzono je wiele miesięcy temu – i nikt nie reagował, kiedy pojawiały się odstępstwa od tych zasad. Niestety, znaczna część społeczeństwa uznała, że nie ma czym sobie głowy zawracać.

Nie jestem nachalnym klientem galerii handlowych, ale zdarza mi się w nich bywać – jeszcze nie widziałem, żeby ktoś komuś zwracał uwagę.

Kolejna sprawa – limity.

Z uporem powtarzam, że to fikcja. Ustalono je i powiedziano, że osoby zaszczepione do tego ograniczenia nie są wliczane. Chcąc się jednak dowiedzieć, czy limity są zachowywane, trzeba byłoby weryfikować, kto do danego miejsca wchodzi – a to się nie dzieje.

Od kilku tygodni „płyniemy” z kolejną falą zakażeń bez istotnych reakcji i – niestety – odnotowywany jest wzrost liczby osób zakażonych, zajętych łóżek i zgonów.

Poza tym – stopień zaszczepienia naszego społeczeństwa jest niezadowalający. Można mówić, że to aż 53 proc. populacji i 60 proc. populacji dorosłych, ale to wskaźnik niewystarczający. Co gorsza – w związku z tym nie wprowadzono żadnych mechanizmów, który miałby to zmienić. Powtarzanie, że trzeba się szczepić, jest mało efektywne. Ci, którzy rozumieją ten problem, są odpowiedzialni, już się zaszczepili – natomiast ci, którzy szczepić się nie chcą, uodpornili się na te hasła.

Fala jest coraz wyższa, a wszystkie działania podejmowane teraz, to jakby chcieć zatrzymać w miejscu pędzący pociąg.

Gdyby to od pana generała zależało, jakie obostrzenia by pan wprowadził?
– Nie trzeba specjalnie przenikliwie do tego podchodzić, wystarczy się rozejrzeć, co się dzieje na świecie i w Europie – we Francji, Niemczech, Włoszech, Czechach i na Słowacji.

Przede wszystkim trzeba kontrolować tak zwane paszporty covidowe w miejscach publicznych, w których możliwa jest największa transmisja wirusa SARS-CoV-2.

Chcesz wejść ro restauracji, kina i teatru? Musisz okazać paszport, certyfikat covidowy albo negatywny wynik testu koronawirusowego z ostatnich 48 godzin, albo dowód, że jesteś ozdrowieńcem i chorowałeś nie dawniej niż pół roku temu.

Kolejna sprawa – należałoby wprowadzić szczepienia obowiązkowe niektórych grup. Mam na myśli personel medyczny.

Poza tym – obowiązek szczepienia dla nauczycieli, dla osób, które mają często kontakt z klientami.

Mimo buńczucznych zapowiedzi z września 2021 r., że „żaden wirus nam nie jest straszny i nie ma powodów, dla których nauka miałaby się nie odbywać w trybie stacjonarnym”, dostrzegamy, że ten koronawirus nie za bardzo słucha ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, który te słowa wypowiedział. Wiele szkół prowadzi lekcje w trybie zdalnym.

I ostatnia rzecz – w której przypadku dyskusji o problemie nie rozumiem – to możliwość sprawdzenia statusu zaszczepienia personelu przez pracodawcę. Nie rozumiem sprzeciwu wobec pomysłu. Podam przykład – jeśli pracownik ma być zatrudniony w gastronomii, to musi zrobić badanie na nosicielstwo salmonelli i schigelli. Jak zrobi to badanie, to nie chowa wyników do kieszeni, ale pokazuje je pracodawcy. Jeśli jest nosicielem i nie zostanie zatrudniony, to jest to restrykcja? Nie, to stworzenie takich warunków, aby nie był zagrożeniem dla konsumentów. Po prostu zatrudni się tego, który nie jest nosicielem. Czy to jest przywilej? Nie, to jest wymóg zdrowotny. W przypadku COVID-19 powinien obowiązywać podobny sposób myślenia.

Wspomniał pan o „buńczucznych zapowiedziach jednego z przedstawicieli rządu”. Jak pan generał ocenia komunikację rządzących ze społeczeństwem – w ogóle?
– Oceniam ją źle. Oddano ją w ręce polityków – przy czym mam na myśli pewne oficjalne komunikaty, bo rzecz jasna eksperci, członkowie Rady Medycznej przy premierze, wypowiadają się w mediach, ale nie uznaję tego za oficjalne stanowiska.

Komunikacja dotycząca koronawirusa jest – jak powiedziałem – w rękach polityków. To oni występują na konferencjach prasowych, nie budząc przy tym żadnego zaufania w społeczeństwie. O koronawirusie powinni mówić eksperci – przedstawiciele Rady Medycznej przy premierze. Dobrze byłoby, aby po posiedzeniu rady organizować oficjalną konferencję, podczas której przewodniczący tej rady lub rzecznik prasowy powiedziałby, czym specjaliści się zajmowali, jakie są ich rekomendacje i z czego one wynikają. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć, jakie jest stanowisko ekspertów i co z ich zaleceń jest wdrażane przez rządzących.

Nie dzieje się tak, więc dochodzi do absurdów.

Ponownie podam przykład – dane o COVID-19 prezentowane przez rządzących, są… na poziomie embrionalnym. Informuje się na co dzień o liczbie zakażeń, zgonów, zajętych łóżek i wykonywanych testów. Te statystyki w praktyce mają niewielkie znaczenie. Podaje się też, że w województwie X jest tyle zakażeń, a w województwie Y tyle. Nie robi się żadnych porównań. I znów przykład – hipotetycznie w województwie mazowieckim odnotowano 1000 przypadków zachorowań na COVID-19, a w województwie lubuskim 500. Wydaje się, że na Mazowszu jest dużo gorsza sytuacja, ale kiedy odniesie się do liczby ludności w regionie – która w województwie mazowieckim wynosi około 5,5 mln, a w Lubuskiem milion – i przeliczy się na 100 tys. mieszkańców, to okazuje się, że na Mazowszu 18 osób na 100 tysięcy jest zarażonych, a w województwie lubuskim 50. Tego nie dowiemy się od rządzących, nikt tego nie wyjaśnia i nie omawia.

Dobrze byłoby, aby – przynajmniej raz w tygodniu – organizować oficjalną konferencję prasową, podczas której eksperci medyczni przedstawialiby i omawiali aktualną sytuację epidemiczną i dane epidemiologiczne. Taka merytoryczna „rozmowa” ze społeczeństwem przekonałaby tych nieprzekonanych do szczepień.

Rozmowa w całości do obejrzenia poniżej.



Przeczytaj także: „Zakażenia, wyzdrowienia i zgony na wykresie”, „Trzeba ważyć ryzyko” i „Andrzej Trybusz: Jestem za centralizacją inspekcji sanitarnej”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.