WUM

Medycyny nie da się nauczyć zdalnie

Udostępnij:
O scenariuszu nowego roku akademickiego, tworzeniu wydziałów medycznych na uczelniach niemedycznych i sensie udostępniania pytań z LEK „Menedżer Zdrowia” rozmawia z prof. dr. hab. med. Zbigniewem Gaciongiem, rektorem Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jaki jest scenariusz na nadchodzący rok akademicki? Wiemy, że rządzić będą fale wirusa. Co w pierwszej kolejności chciałby pan zmienić lub zintensyfikować w życiu studenta? Kontakt z pacjentem, pracę w laboratorium, udział w wykładzie – czy w takiej kolejności?
– Obecnie, na początku września, zakładamy, że wszystkie zajęcia w nowym roku akademickim będą odbywały się stacjonarnie. Rok temu, kiedy zostałem rektorem, moją pierwszą decyzją był powrót w maksymalnym zakresie do kształcenia tradycyjnego, łącznie z odbywaniem zajęć tzw. kontaktowych w klinikach. Oczywiście działamy zgodnie z obowiązującym prawem, jeśli zatem pojawią się inne wytyczne ze strony organów państwa, będziemy dostosowywać funkcjonowanie uczelni do tych wymogów.

Szczególnie staramy się, aby nasi studenci mieli jak najwięcej zajęć praktycznych, bo medycyny nie da się nauczyć zdalnie. Kontaktu z pacjentem nie można zastąpić ekranem laptopa, telefonu czy rozmową telefoniczną. Także praktyczna weryfikacja umiejętności studentów jest możliwa wyłącznie na pacjencie. Zdecydowana większość naszych studentów została zaszczepiona dość wcześnie, zatem zachowując zasadę „dystans, dezynfekcja, maseczka”, mogli kontynuować praktyczną naukę w roku ubiegłym. Wielu studentów pomagało też w szpitalach covidowych, to była dla nich przyspieszona lekcja medycyny.

Baza naukowo-dydaktyczna – jak należy ją wzmocnić lub zmienić?
– Zależy nam, żeby zwiększyć liczbę oddziałów szpitalnych, w których studenci mogą zdobywać wiedzę i umiejętności praktyczne. Jedynym rozwiązaniem jest obecnie rozszerzenie tzw. bazy obcej. Prowadzimy negocjacje z partnerami, którzy dysponują potrzebnymi nam zasobami. Baza własna WUM jest dosyć duża – obejmuje pięć szpitali klinicznych – ale proszę zauważyć, że kształcimy nie tylko lekarzy, ale również m.in. pielęgniarki, położne, fizjoterapeutów i rehabilitantów. To sprawia, że są sytuacje, gdy do jednej kliniki wchodzi jednego dnia 75 studentów, a celem studiów medycznych jest praktyczne przygotowanie do zawodu, co przy takiej liczbie ciężko wykonać. Dlatego zabiegamy o nowe miejsca do kształcenia.

Tworzenie wydziałów medycznych przez uczelnie niebędące uniwersytetami medycznymi – jak pan ocenia tę sytuację w Polsce: kształcenie zawsze trochę gorszej jakości czy cenne uzupełnienie?
– Generalnie zamysł jest dobry. Natomiast konieczne jest ustalenie, poprzez zapisy w odpowiednich aktach normatywnych, warunków współpracy uczelni i podmiotów leczniczych, w których możliwe jest prowadzenie kształcenia praktycznego, aby uczelnie nie konkurowały o miejsca w szpitalach dla studentów. Prowadzi to bowiem do niekontrolowanego wzrostu kosztów nauczania.

Warto też pamiętać, że tworząc wydział medyczny, uczelnia powinna mieć nauczycieli akademickich, naukowców z dziedziny nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Wiele uczelni chciałoby utworzyć u siebie wydziały medyczne, ale brakuje im tej kadry i nie spełniają warunków ustawowych.

Fundamentalne w podejściu do planów tworzenia nowych wydziałów medycznych na uczelniach niemedycznych jest zapewnienie jakości kształcenia na kierunkach związanych z ochroną zdrowia. Organizacja sprawnego funkcjonowania uczelni medycznej i kształcenie dobrych jakościowo pracowników ochrony zdrowia jest sprawą naprawdę bardzo skomplikowaną.

Wszystkie zmiany, które zachodzą w zakresie umożliwiania powstawania nowych wydziałów muszą na pierwszym miejscu stawiać jakość edukacji, a nie liczbę studentów. Mówimy przecież o kształceniu osób, od których będzie zależało zdrowie i życie ludzkie. W WUM stawiamy na najlepsze, najzdolniejsze i najbardziej pracowite osoby. W naszych analizach widać korelację między tym, jakie dana osoba dostaje oceny w liceum, jakie wyniki osiąga później na maturze i jak zdaje egzamin lekarski. To nie jest jednak tak, że do WUM przychodzą zdolne osoby, więc uczelnia może tylko im się przyglądać, bo i tak były, są i będą znakomite. To tak nie działa. Bardzo angażujemy wszystkie zasoby uniwersytetu, aby nasi studenci byli maksymalnie dobrze wykształceni. Robimy wszystko, aby studenci mieli możliwość spędzenia jak najwięcej czasu z kadrą medyczną. To się przekłada na jakość kształcenia i wyniki osiągane później przez studenta.

Uczelnia ma długą listę grantów, studenci też je otrzymują. Jak WUM wspiera ich w działaniach?
– Nasi studenci mają możliwość starania się o minigranty. Wsparcie uczelni dotyczy m.in. faktu, że granty te realizowane są w jednostkach uniwersytetu. Studenci mają udostępnione całe zaplecze administracyjno-finansowe i zapewnioną pomoc pracowników naukowo-dydaktycznych. Dobrze funkcjonuje również fundusz publikacyjny WUM, przeznaczony na finansowanie wartościowych publikacji, także studenckich.

Baza pytań do lekarskiego egzaminu końcowego jest jawna od początku tego roku. Jak pan ocenia kompromis z rezydentami – na egzaminie 70 proc. pytań z bazy, 30 proc. nowych? Czy w ogóle baza powinna być udostępniana?
– Odpowiem pytaniem na pytanie: czy egzamin jest z wiedzy, czy ze znajomości części materiału, której dotyczą pytania? Bo można zaryzykować stwierdzenie, że egzamin jest w 70 proc. z okrojonego materiału, a w 30 proc. z wiedzy. Nie jestem zatem zwolennikiem udostępniania bazy pytań. W niektórych krajach można kupić przykładowe zestawy pytań, ale nie są to literalnie pytania z egzaminów. Dodatkowo również warto dyskutować o jakości pytań do LEK. Co ciekawe, w niektórych państwach osoby, które układają pytania, mają zakaz ujawniania tego faktu, nie mogą również wykładać na kursach przygotowujących do takich egzaminów.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.