Warczyński ocenia ministrów

Udostępnij:
Były wiceminister opowiedział nam o pracy w resorcie i o tym, z którymi urzędnikami najlepiej mu się współpracowało. - Minister Balicki był bardzo dobrym organizatorem. Bardzo silną osobowością był minister Religa. Współpraca z minister Kopacz była efektywna, choć trudna. Minister Radziwiłł objął stanowisko z dużą wiedzą o systemie ochrony zdrowia, a mimo to delegował uprawnienia i ufał swoim wiceministrom, co niekoniecznie w tej pracy jest oczywiste - przyznał Warczyński.
Przez 16 lat pracował pan w Ministerstwie Zdrowia. To szmat czasu. Zmieniały się ekipy rządzące, a pan zostawał. Dlaczego? Potrafił pan się dostosować czy raczej jest pan wybitnym specjalistą, którego cenią politycy z każdej partii?
- Był rok 2000. Po kilkunastu latach pracy klinicznej i naukowej zdecydowałem, że rozpocznę nowy etap mojego życia zawodowego. Wziąłem udział w postępowaniu konkursowym na stanowisko głównego specjalisty w Departamencie Ubezpieczenia Zdrowotnego w Ministerstwie Zdrowia. Wygrałem. Potem były kolejne stanowiska: zastępcy dyrektora Departamentu Ubezpieczenia Zdrowotnego, dyrektora tego Departamentu, dyrektora Departamentu Akredytacji. Miałem także przyjemność w 2003 r. być dyrektorem Centrum Monitorowania Jakości w Krakowie. To była moja mała emigracja za czasów ministra Łapińskiego i jednocześnie bardzo cenne doświadczenie. W 2005 r. zostałem dyrektorem Departamentu Organizacji Ochrony Zdrowia. Tę funkcję pełniłem najdłużej, bo aż dziewięć lat, i to tutaj udało nam się zrobić najwięcej. Potem zostałem podsekretarzem stanu w rządzie premier Kopacz i potem ponownie w rządzie premier Szydło – w sumie prawie trzy i pół roku w randze podsekretarza stanu. W końcu złożyłem rezygnację, która po trzech miesiącach została przyjęta. W swojej karierze w Ministerstwie Zdrowia miałem przyjemność współpracować z czternastoma ministrami zdrowia i z kilkudziesięcioma wiceministrami.

Przez cały czas pracy w Ministerstwie Zdrowia nie byłem związany z żadnym ugrupowaniem politycznym, choć oczywiste jest, że mam swoje poglądy. Moją pracę, bez względu na to, czy było to w Departamencie Organizacji Ochrony Zdrowia, Centrum Monitorowania Jakości, czy pełniąc funkcję podsekretarza stanu, zawsze traktowałem jako misję. Gdyby chodziło wyłącznie o umiejętność dostosowania, o którą pan pyta, pewnie praca w Ministerstwie Zdrowia skończyłaby się znacznie wcześniej – na współpracy z jednym ministrem.

Czy jestem wybitnym specjalistą? Wolałbym, żeby tej oceny dokonały osoby, z którymi współpracowałem. Najważniejsze w tym wszystkim były wysiłki mające na celu przybliżenie i ułatwienie systemu dla pacjentów. Świadomość, że w ciągu ostatnich 2,5 roku tak wielu pacjentów skorzystało z szybkiej ścieżki onkologicznej, a przez to zostało „uratowanych”, dla mnie jako lekarza jest najważniejsza. To jeden z wielu przykładów, które były siłą i motorem napędowym mojej pracy i działań, bez względu na zmieniające się koalicje i pomysły na organizację ochrony zdrowia w naszym kraju.

Z którymi urzędnikami i politykami najlepiej się panu współpracowało?
- Mimo licznych przeszkód i ograniczeń, jakie narzuca urząd i służba cywilna, przez lata udało się stworzyć bardzo dobry i twórczy zespół, nie tylko w Departamencie Organizacji Ochrony Zdrowia, lecz także w innych komórkach organizacyjnych Ministerstwa. Nie było rzeczy niemożliwych, choć muszę przyznać, że nie zawsze robiliśmy rzeczy, co do których mieliśmy przekonanie, że są słuszne. Które? Pozostanie to tajemnicą wielu urzędników. Korpus służby cywilnej to przywilej, ale też publiczna służba, misja. Misja, która wiąże się także z tajemnicami. Ministerstwo Zdrowia miało to szczęście, że od czystki za czasów ministra Łapińskiego nie było gwałtownych zmian personalnych – pomimo wielokrotnych zmian politycznych. Oczywiście, mam na myśli urzędników, a nie ministrów i wiceministrów. Współpraca z ministrami układała się różnie, to oczywiste. Byli lepsi i gorsi, mocni i słabsi, zorganizowani i chaotyczni, polityczni i merytoryczni, ale trzeba przyznać, że każdy z nich w miarę swoich możliwości chciał poprawić system ochrony zdrowia. Czasami to się udawało. Należy pamiętać, że chęci to jedno, a możliwość przeprowadzenia zmian to zupełnie co innego. Weźmy pod uwagę, że od transformacji systemu, tj. od roku 1999, do czasów minister Ewy Kopacz, która po raz pierwszy była ministrem całą czteroletnią kadencję, średni czas urzędowania ministra zdrowia wynosił około pół roku.

W tym czasie nie sposób zrealizować jakiejkolwiek reformy.
- Zgadza się. To stanowczo zbyt krótki czas nawet na poznanie systemu, a co dopiero na zaplanowanie własnej strategii i przeprowadzenie zmian ustawowych.

Czy któryś z ministrów, z którymi pan współpracował, miał wizję, która wydawała się Panu rozsądna? I jaki to był pomysł? Który ministrów, według pana, był najlepszy?
- Wszyscy ministrowie, nawet ci, którzy pełnili tę funkcję tylko przez parę miesięcy, mieli zamiary zaistnienia jako wielcy reformatorzy. Choć niektórzy zdawali sobie sprawę z nieuchronnych ograniczeń. Opowiem tylko o niektórych. Minister Balicki był bardzo dobrym organizatorem. Wypracowane za jego czasów procedury z niewielkimi zmianami obowiązują w ministerstwie do dzisiaj. Miał wolę kontynuacji zmian, jednak – podobnie jak wielu innym – polityka skutecznie mu to uniemożliwiła. Bardzo silną osobowością był minister Religa. Podczas jego urzędowania opracowano dziesięciopunktową strategię dla zdrowia na kolejne siedem lat. Ponownie zmiany polityczne sprawiły jednak, że większość projektów nie doczekała się skierowania do parlamentu, a najistotniejszy – projekt sieci szpitali – wylądował w koszu z powodu przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Kolejną osobowością była minister, potem premier Ewa Kopacz. Po raz pierwszy od reformy w 1999 r. miała ona pełne cztery lata na wprowadzenie zmian i w części jej się to udało. Pamiętajmy, że powstały wtedy ustawy o prawach pacjenta, o akredytacji i o działalności leczniczej, pojawił się też pozytywny koszyk gwarantowanych świadczeń zdrowotnych. Muszę przyznać, że współpraca z minister Kopacz była efektywna, choć trudna. Praktycznie całą kadencję urzędował także minister Arłukowicz i nie można zapomnieć, że wprowadził on pakiet onkologiczny, który po zeszłorocznej i tegorocznej nowelizacji zbliża się do najlepszych standardów europejskich i światowych.

A co z aktualnym ministrem?
- Minister Radziwiłł objął stanowisko z dużą wiedzą o systemie ochrony zdrowia, a mimo to delegował uprawnienia i ufał swoim wiceministrom, co niekoniecznie w tej pracy jest oczywiste. Delegacja uprawnień jest wielką sztuką. Współpraca w tych warunkach była bardzo efektywna.

A gdyby to pan został ministrem? Jaką pan ma wizję systemu?
- To miłe z pana strony, choć nieprawdopodobne. Tak, mam swoją wizję systemu ochrony zdrowia i jest ona, jeśli chodzi o główne kierunki, odmienna zarówno od dotychczas obowiązujących, jak i od tych planowanych. Jestem zwolennikiem systemu, który jest najbliżej obywateli, czyli potencjalnych pacjentów i oczywiście tych, którzy już są pacjentami. Żaden centralny system nie uwzględnia w dostatecznym stopniu potrzeb lokalnych, nawet wojewódzkich, a co dopiero powiatowych czy gminnych. Wszystkie centralne systemy podlegają naciskom politycznym, a to nie polityka, ale praktyka, rzeczywista potrzeba, zadowolenie, satysfakcja lokalnej społeczności, obywatelska świadomość powinny decydować o wyborze rodzaju opieki zdrowotnej. To jasne, że ogólne ramy systemu ochrony zdrowia powinny być określone w wymiarze ogólnokrajowym, jednak to ci, którzy są najbliżej nas, których niejednokrotnie znamy, powinni realizować oczekiwania wobec systemu ochrony zdrowia. Przecież rozliczymy ich z realizacji obietnic w najbliższych wyborach! W dużym uproszczeniu moją wizję systemu ochrony zdrowia można nazwać systemem samorządowym. Oczywiście funkcjonowanie szpitali klinicznych, instytutów badawczych i resortowych wymaga odrębnych regulacji. Codziennością pacjenta nie są jednak ośrodki wysokospecjalistyczne, ale te najbliżej miejscu zamieszkania, najbliższe także sercu, w których znamy lekarzy, pielęgniarki i innych pracowników. Często są to osoby będące naszymi sąsiadami lub znane naszym bliskim. Podsumowując – moja wizja sytemu ochrony zdrowia jest bliska wizji systemu państwa, państwa obywatelskiego. Patrząc na ewolucję systemu parlamentarnego, widzę, że mamy przed sobą kilkadziesiąt lat wewnętrznej ewolucji, która może zbliży nas do systemu obywatelskiego. Świadomego systemu obywatelskiego, w którym wszystko jest jawne i przejrzyste. Wszyscy wiemy, jakimi środkami dysponujemy, i rozliczamy w wyborach lokalny rząd z dobrego funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej.

Wywiad w całości do przeczytania w "Menedżerze Zdrowia" numer 4-5/2017. Czasopismo można kupić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

Przeczytaj także: "Dlaczego Piotr Warczyński odszedł z resortu?".

Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.