Fot. Przemysław Ciupka

Krzysztof Kordel o XV Krajowym Zjeździe Lekarzy

Udostępnij:
– Zasadniczą różnicą między poprzednimi zjazdami a tym minionym był skład delegatów. Nigdy wcześniej nie uczestniczyło w nim aż tylu młodych. Czy to źle, że chcą w naszej korporacji odgrywać znaczącą rolę? – pyta retorycznie prezes Okręgowej Rady Lekarskiej WIL Krzysztof Kordel, oceniając to, co działo się podczas XV Krajowego Zjazdu Lekarzy.
Komentarz Krzysztofa Kordela, specjalisty w dziedzinie medycyny sądowej i patomorfologa z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej WIL:
Ocena XV Krajowego Zjazdu Lekarzy z mojej strony będzie ze wszech miar bardzo subiektywna. Uczestniczyłem w wielu zjazdach w bardzo wielu rolach – od korzystającego tylko z czynnego prawa wyborczego do kandydata na prezesa NRL, od delegata działającego w strukturach lekarskiego wymiaru sprawiedliwości do prezesa izby, a na gościu zjazdu (niebiorącego udziału w głosowaniu) kończąc. Pozwólcie, że przyznam sobie prawo do oceny tego wydarzenia z różnych stron.

Kandydując w 2018 r. na funkcję prezesa NRL, miałem pełną świadomość, że jestem tym trzecim. Co prawda dwukadencyjny prezes WIL, ale tylko doktor nauk medycznych konkurujący z dwoma profesorami. Oczywiście wiedziałem doskonale, jakie koalicje międzyizbowe zostały zawiązane i jaki jest prawdopodobny rozkład głosów, ale zdecydowałem się jednak wystartować, bo chciałem pokazać osiągnięcia naszej izby, a przy okazji – cóż, człowiek lubi być chwalony – także i to, co uważałem za swój osobisty sukces.

Nie będę ukrywać, że zawsze można liczyć na cud, bo tak traktowałbym swoją wygraną, ale jako realista nie rozważałem po przegranej popełnienia rytualnego samobójstwa. Moim zdaniem rolą prezesa jest aktywny udział w „knowaniach przedwyborczych”. W każdych kampaniach tego typu toczą się mniej lub bardziej oficjalne rozmowy między prezesami i co oczywiste – każdy chce swoje ugrać. A jest o co walczyć – przede wszystkim o miejsca dla swoich członków w radzie naczelnej oraz o funkcje w niej pełnione. Raz udaje włączyć się w zwycięską koalicję, a następnym razem niestety nie. Sukces ma wielu ojców, a w przypadku porażki winnym jest zawsze prezes.

Minione wybory były odmienne od poprzednich nie tylko z powodu tylko dwóch kandydatów, ale z powodu dużej różnicy wieku między nimi. Profesor Andrzej Matyja jest moim rówieśnikiem, a doktor Łukasz Jankowski jest w wieku mojego syna. Profesor Matyja z racji wieku ma za sobą dłuższy staż samorządowy i większe doświadczenie izbowe, z drugiej strony czteroletnie doświadczenie w kierowaniu największą izbą okręgową też jest argumentem.

Zasadniczą różnicą między poprzednimi zjazdami a tym był skład delegatów. Nigdy wcześniej nie uczestniczyło w nim aż tylu młodych. Czy to źle, że potrafili dostrzec swoje miejsce w izbie lekarskiej i co ważniejsze – potrafili skutecznie się wybrać i chcą w naszej 100-letniej korporacji odgrywać znaczącą rolę? Wielokrotnie słyszałem, że działacze izby się starzeją i że na horyzoncie nie pojawiają się następcy. I nagle się pojawili, i chcą odgrywać znaczącą rolę. Nagle słyszy się, że nie podołają i że to się źle może skończyć. Może i tak. Bo cechą młodości jest naturalna chęć zmian rewolucyjnych, a naturalną cechą wieku dojrzałego jest rozwaga i często nadmierna ostrożność. Mieszanka międzypokoleniowa może być znakomitym pomysłem na rozwój izby, jednakże pod warunkiem, że nauczymy się wzajemnie słuchać i co ważniejsze – wzajemnie się rozumieć.

Wyborcy zdecydowali, że powierzą kierowanie izbą dr. Łukaszowi Jankowskiemu. Nie będąc osobą wybierającą, uważnie słuchałem wystąpień programowych obu kandydatów i muszę stwierdzić, że wizja działania izby w kolejnej kadencji była bardzo zbieżna. Cele, jakie sobie stawiali prezesi, były moim zdaniem takie, że mogłem się pod nimi zarówno podpisać, jak i ze swojej strony siłami WIL włączyć się w ich realizację. Osobiście nie widzę tutaj tzw. młodzieżowej rewolucji. Jaka będzie realizacja tych zamiarów – czas pokaże.

Skład Naczelnej Rady Lekarskiej pod względem struktury wiekowej jest dość zrównoważony i mam nadzieję, że nowo wybrany prezes będzie miał w radzie oparcie.

Nietaktem byłoby niezłożenie podziękowań prof. Andrzejowi Matyi, któremu przyszło prowadzić izbę w najtrudniejszej kadencji w historii. Nie dosyć, że dezorganizująca pracę samorządu i medycyny pandemia, to jeszcze na koniec wojna za naszą wschodnią granicą. Andrzej Matyja z tym wyzwaniem sobie dobrze poradził. Myślę też, że przed Łukaszem zadanie wcale nie jest łatwiejsze. Oby i on sprostał wyzwaniu czasów, w których przyszło nam żyć.

Obecne wybory pozwoliły WIL wprowadzić do Naczelnej Rady Lekarskiej siedmiu naszych reprezentantów i – w nawiązaniu do moich poprzednich dywagacji – skład ten jest bardzo zrównoważony pod względem wieku. Szkoda tylko, moim zdaniem, że jest on niestety tylko męski i niestety tylko lekarski.

Tekst opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 6/2022.

Przeczytaj także: „Łukasz Jankowski nowym prezesem”, „Nowi członkowie Naczelnej Rady Lekarskiej”, „Chcemy systemu no fault” i „Czterech nowych rzeczników w obronie praw lekarzy”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.