iStock

Koronawirusowy sztorm

Udostępnij:
Zarządzający szpitalami relacjonują w „Menedżerze Zdrowia” 7-8/2020, jaka jest sytuacja w ich placówkach podczas „koronawirusowego sztormu”. Wszyscy martwią się o przyszłość – o finanse, o wykonanie ryczałtu, o wynagrodzenia dla pracowników.
Dyrektorzy szpitali są jak kapitanowie na wzburzonym i mętnym morzu systemu ochrony zdrowia. Płyną podniszczonymi statkami, bez docelowego portu, bez przyrządów nawigacyjnych, ze zdezorientowaną załogą. Część okrętów jest podtopiona, inne toną, niektóre dryfują „mimo wszystko”.

Zarządzający martwią się o przyszłość.

Jednym z nich jest Piotr Nowicki, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu, który mówi wprost, że COVID-19 spowodował pogłębienie się wszystkich trudności. – Przetrwaliśmy pierwszą falę, bo potrafiliśmy sobie poradzić, kiedy nie było nawet maseczek i informacji. Wyglądało to naprawdę źle. Przetrwaliśmy, bo system, który od lat zmaga się z niedoborem zasobów, nauczył się radzić sobie „mimo wszystko” – ocenia. Mimo wszystko i dzięki polskiej zaradności, a także dobroczynności i wolontariatowi.

Opisuje to Szczepan Cofta, przewodniczący Polskiej Unii Szpitali Klinicznych i dyrektor Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. – W sytuacji zagrożenia doświadczyliśmy szczególnej mobilizacji społeczeństwa do przekazywania darów na rzecz szpitala. Angażowały się zarówno osoby prywatne, jak i firmy. Ludzie na potęgę szyli maseczki i konstruowali przyłbice. Od marca do maja nie było dnia, abyśmy nie przyjmowali kolejnej darowizny – informuje.

To potwierdza, że potrzebujemy zapasu potencjału na wypadek takich zdarzeń jak pandemia. Bezpieczny i wydolny system musi posiadać redundancję, by móc nie tylko przetrwać, ale zachować skuteczność działania – swego rodzaju szalupę ratunkową. Tego polskiej flocie brakuje.

Brakuje też pieniędzy. Spytaliśmy dyrektorów, co z finansowaniem placówek, czy uda się zrealizować ryczałt do końca roku.

– Jeśli chodzi o realizację przychodów przez szpitale, sytuacja jest – krótko mówiąc – niepokojąca i przyprawia zarządzających o ból głowy. Lockdown wprowadzony na początku epidemii oraz zalecenia Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia, Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz konsultantów krajowych i wojewódzkich były jednoznaczne – wstrzymać wszelką planową działalność leczniczą i ograniczyć się do ratowania życia i zdrowia – komentuje Janusz Atłachowicz, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Wieluniu. Narodowy Fundusz Zdrowia rozważa wydłużenie okresu rozliczeniowego do końca pierwszego półrocza 2021 r. Czy do tego czasu uda się zrealizować ryczałt? – Będzie to bardzo trudne albo wręcz niemożliwe. Pacjenci obawiają się zakażenia koronawirusem i zgłaszają się do szpitala, gdy naprawdę muszą. Nie zgłaszają się lub przekładają hospitalizacje i wizyty w poradni AOS na okres późniejszy – komentuje Atłachowicz. Wylicza, że w jego jednostce ryczałt zrealizowano w 70 proc.

Podobnie jest w placówce Dariusza Madery, dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu. – Odnotowaliśmy istotny spadek liczby pacjentów od marca do czerwca 2020 r. W tym czasie zrealizowaliśmy zaledwie 56 proc. hospitalizacji i 52 proc. wizyt pacjentów na SOR-ze w porównaniu z tym samym okresem 2019 r. – wylicza Dariusz Madera. – Wykonanie ryczałtu za marzec–czerwiec 2020 r. wynosiło 39,04 proc. – dodaje.

Problemem jest nie tylko ryczałt. Dyrektorzy mówią o kłopotach w komunikacji z rządzącymi, przyznają, że szpitale nie dostały zaleceń ani jak zamrażać działalność, ani jak wracać do normalnej pracy w niepewnej sytuacji epidemiologicznej. Nie wiedzą, czy i jak odmrażać. A to jest konieczne, bo zamrożenie planowej działalności prawdopodobnie będzie miało poważniejsze negatywne następstwa dla zdrowia populacji niż sam wirus SARS-CoV-2. Dlaczego? Z powodu odraczania diagnostyki i leczenia chorób sercowo-naczyniowych i nowotworowych.

Zarządzający mówią też o zamieszaniu. – Wydaje się, że Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia bardziej działały w reakcji na sygnały, niż były inicjatorami stworzenia spójnych wytycznych – stwierdza Szczepan Cofta. Zgadza się z nim Jarosław Kończyło, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Kędzierzynie-Koźlu, którego placówkę przekształcono w podmiot jednoimienny: – Decyzja była zaskakująca i arbitralnie podejmował ją wojewoda opolski. Szpital miał zaledwie trzy dni na przygotowanie się do zmiany. Proces realizowano na żywym organizmie. Czy będzie lepiej? Dyrektor Cofta zapowiada, że najbliższe miesiące są dla zarządzających szpitalami wielką niewiadomą. – Musimy być przygotowani na kontynuowanie zmagania się z problemami, ale też na to, co niespodziewane – podkreśla.

I to fakt – niejednoznaczne zapowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia na temat dalszego finansowania nie pomagają w zarządzaniu placówkami. Rządzący muszą zrozumieć, że zaplanowanie zmiany funkcjonowania szpitala wymaga czasu. Im szybciej zostaną podjęte decyzje, tym łatwiej i skuteczniej dyrektorzy będą mogli zorganizować na nowo pracę.

Po raz kolejny słuszny wydaje się apel o abolicję dla szpitali. W imię lepszej jakości świadczeń i bezpieczeństwa chorych i personelu warto zapłacić więcej za wykonywanie procedur medycznych w ostrzejszym reżimie sanitarnym. A może na początek po prostu nie zabierać. To jedno z kół ratunkowych, które trzeba by rzucić zarządzającym.

Tekst pochodzi z „Menedżera Zdrowia” 7-8/2020. Czasopismo można zamówić na stronie: www.termedia.pl/mz/prenumerata.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.