Archiwum

Dr Dzieciątkowski o wyścigu z pandemią COVID-19 – i nie tylko

Udostępnij:
Historia powstania szczepionek przeciw COVID-19 wciąż emocjonuje – antyszczepionkowcy argumentują, że niemożliwe, aby były skuteczne, bo stworzono je w bardzo krótkim czasie. Czy rzeczywiście tak było? Między innymi o tym mówi dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Wydaje się, że część Polaków nie uważa wirusa SARS-CoV-2 za zagrożenie. Czy słusznie?
– Polacy nie traktują COVID-19 poważnie od dawna. W dużej mierze wynika to z braku spójności w komunikatach rządzących. Niestety, wielokrotnie słyszeliśmy, że „koronawirusa nie ma”, „wirus jest w odwrocie i nie należy się go bać”. Takie informacje doprowadziły do tego, że Polacy lekceważą wirusa, a zagrożenie nadal jest realne.

A jak to się ma do zmian w covidowych obostrzeniach – jak pan ocenia decyzję ministra zdrowia Adama Niedzielskiego o zniesieniu od 28 marca obowiązku noszenia maseczek poza podmiotami leczniczymi?
– Nie jest to dobra decyzja. To jeszcze nie jest ten moment, by zrezygnować z noszenia maseczek w zamkniętych pomieszczeniach. Badania naukowe potwierdzają, że taka ochrona ogranicza transmisję wirusa.

SARS-CoV-2 „lubi to”, gdy tłoczymy się w przestrzeniach zamkniętych. Zresztą nie tylko ten wirus, również wiele innych, które atakują właśnie teraz – w porze przesilenia wiosennego.

Zastanowiłbym się, czy nie warto czerpać z mądrości społeczeństw Dalekiego Wschodu, w których noszenie maseczki jest powszechne, niezależnie od pory roku. I ma to długą tradycję. Ludzie tam żyjący są odpowiedzialni. W Japonii nie otrzyma się zwolnienia lekarskiego z powodu przeziębienia. Dlatego, gdy podziębiony pracownik idzie do pracy, nosi maskę – by nie zarazić współpracowników. Namawiałbym do zastanowienia, czy nie przyjąć noszenia maseczek jako stałego elementu naszej kultury. Sugeruję, aby w ten sposób chronić się w sklepach, pomieszczeniach zamkniętych – tam, gdzie są duże skupiska ludzi. Poza tym – szczepmy się.

À propos szczepienia się – antyszczepionkowcy argumentują, że niemożliwe, aby szczepionki były skuteczne, bo stworzono je w bardzo krótkim czasie. Czy rzeczywiście tak było – kiedy zaczęto pracę nad szczepionkami przeciw COVID-19?
– Pierwsze koncepcje związane ze szczepionkami mRNA – które ostatecznie doprowadziły do tego, że jest szczepionka przeciw COVID-19 – powstawały w połowie lat 90. ubiegłego wieku. Można więc powiedzieć, że mają ponad 30 lat. Pierwsze prace dotyczyły wirusa SARS-CoV-1 – „starszego brata” SARS-CoV-2 – który pojawił się na przełomie lat 2002/2003. To, że czegoś nie wprowadzono na rynek, nie znaczy, że nad tym nie pracowano. Przeciwnie – pracowano i dlatego w momencie zagrożenia COVID-19 szybko można było dokończyć badania, przeprowadzić testy kliniczne i być gotowym ze szczepionką. Już podczas zajęć z immunologii – w trakcie moich studiów – pod koniec lat 90. mówiono, że właśnie szczepionki mRNA będą stanowiły przyszłość wakcynologii. I okazało się to prawdą. Ciekawie piszą o tym piszą Joe Miller, dr Özlem Türeci i dr Uğur Şahin – Türeci i Şahin to twórcy szczepionki BioNTech-Pfizer – w książce „Szczepionka. Historia wielkiego wyścigu z pandemią COVID-19”.

W jaki sposób działa szczepionka mRNA?
– Jeśli porównać przyjęcie szczepionki z kupieniem samochodu, w drugim przypadku dostajemy gotowy produkt, a w pierwszym instrukcję jego wyprodukowania od początku do końca. Jak więc działa szczepionka tego typu? Do organizmu dostaje się wspomniana „instrukcja”, z której wynika, jak nasze komórki mają wyprodukować konkretne białko wirusowe, które powoduje, że układ odpornościowy „wie”, co ma rozpoznawać i zwalczać.

Mówiąc naukowo – fragment materiału genetycznego koronawirusa, który odpowiada za budowanie białka S wiążącego się z naszymi komórkami, zostaje upakowany do nanocząstki złożonej z lipidów (lipidy łatwo przenikają przez błony komórkowe). Szczepionka wnika do naszej komórki i w cytoplazmie (na rybosomach retikulum szorstkiego) zaczyna produkować wyłącznie to jedno białko wirusa, które jest traktowane jako obce, wobec czego dochodzi do pobudzenia układu odpornościowego przeciwko niemu. Tak – w skrócie – działają szczepionki mRNA.

Czego, pana zdaniem, boją się ludzie w szczepionkach?
– To nie są proste sprawy. Kwestie pandemii wymagają znajomości zarówno wirusologii, immunologii, historii medycyny, epidemiologii, jak i zdrowia publicznego.

Jak zatem zagrożenie epidemiczne ma komentować i rozumieć przeciętny Polak, skoro nie zna się zazwyczaj na tych podstawowych pięciu dziedzinach?

Lęk to konsekwencja tego, że nie zna się na tym – coś niepotwierdzonego przeczytał w sieci, nie wie, jak działa szczepionka, nie może tego pojąć, więc staje się podatny na podszepty i plotki, że szczepienie się jest złe, że należy się go obawiać. Namawiam do edukacji, czytania, dowiadywania się, a dopiero potem do wydawania opinii, szczególnie, gdy robi się to publicznie w internecie.

Wracając do Polski – mówi się o czwartej dawce szczepionki. Czy z COVID-19 będzie jak z grypą – sezonowe, powtarzalne szczepienie?
– Najprawdopodobniej będzie rekomendacja do stosowania dawek przypominających. Na temat czwartej dawki mamy wstępne badania z Izraela, że sprawdza się u seniorów i osób z zaburzeniami odporności. W tej chwili rekomenduje się ją dla grup zagrożonych, dla ogółu populacji – jeszcze nie.

Dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog, mikrobiolog, diagnosta laboratoryjny i adiunkt w Katedrze i Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.