Ukraińcy i inne pomysły na to, jak pomóc polskim lekarzom

Udostępnij:
To przyznaje już nawet samorząd zawodowy: - Lekarzy w Polsce jest tak mało, że trzeba poważnie zabrać się za ściąganie pomocy zza granicy.
Skąd i jak? Zapytaliśmy ekspertów.

Anna Szczerbak w Polskiej Federacji Szpitali odpowiedzialna za kontakty z Brukselą:
- Cała Europa ma kłopoty z brakami kadry lekarskiej, a poszczególne kraje starają się sobie z tym prowadzić na różne sposoby. Wskazałabym trzy podstawowe kierunki. O czym mówi się najgłośniej, bo to najbardziej spektakularne i medialne to sprowadzanie lekarzy zza granicy. To pierwsza metoda, ale wcale nie najważniejsza i najskuteczniejsza. Wyliczając dalej: wiele krajów stara się zacząć od ściągnięcia swoich lekarzy pracujących i robiących kariery za granicą.

I to metoda szczególnie godna polecenia w naszych warunkach. Wielu z naszych rodaków – lekarzy pracujących za granicą stale rozważa decyzje o powrocie, deklaruje taką możliwość. Ułatwienie tych powrotów to podwójna korzyść dla naszego systemu. Powracający wnosiliby nowe pomysły, nawyki organizacyjne – powinniśmy o takie powroty zabiegać, oferując nie tylko godne warunki pracy, ale nawet stanowiska kierownicze w klinikach i innych placówkach medycznych. I reszcie zabiegi o zatrzymanie w kraju zagranicznych studentów naszych uczelni medycznych. Robi to cały świat, robią najbogatsi, dlaczego nie robimy my?

A wracając do ściągania do Polski lekarzy zza granicy: mamy naturalny kierunek, Wschód. Warunki pracy i płacy lekarzy białoruskich czy ukraińskich są jeszcze gorsze niż w Polsce. Ich imigracja do Polski stale natrafia na przeszkody, nie ma na przykład na to przyzwolenia społecznego, jest pewna nieufność środowiska. Ale ich obecność zaczyna być widoczna w szpitalach na wschodzie Polski. I sądzę, że z czasem i nasze nastawienie do lekarzy zza Buga się zmieni na lepszą.

Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej:

- Nie możemy zrezygnować z ostrych kryteriów przyjęcia kandydatów zza naszej wschodniej granicy. Tam obowiązuje inny system kształcenia, ochrona zdrowia funkcjonuje na innych zasadach, potrzebny jest okres adaptacyjny. Dlatego tym bardziej powinniśmy myśleć o ściągnięciu do pracy w polskiej ochronie zdrowia lekarzy, którzy bez żadnych specjalnych przygotowań spełniają wszystkie warunki w zasadzie od ręki: Polaków pracujących za granicą i zagranicznych studentów polskich uczelni. Jest też grupa polskich studentów medycyny, poznających tajniki zawodu w uczelniach Unii Europejskiej.

Jak ich ściągnąć? Przede wszystkim oferując atrakcyjne zarobki, szczególnie tym, którzy są u progu kariery zawodowej. A z tym właśnie mamy poważny problem. Trudno będzie nam także konkurować np. z Niemcami, którzy oferują lekarzowi „na start” kwotę dla astronomiczną, ok. 4 tys. euro. W tej sytuacji szczególnie musimy zadbać o tych kandydatów, którzy mają inne, pozamaterialne (np. rodzinne) motywacje do pozostania w Polsce. Dziś dodatkowo zniechęcają ich trudności stwarzane przy robieniu specjalizacji i rozmaite obciążenia biurokratyczne – i związana z nimi odpowiedzialność za sprawy pozamedyczne, niemerytoryczne – typu stawianie literek S na receptach. Z tym mamy poważny problem i tracimy kolejnych chętnych. Bo wiedzą, że na zachodzie Europy lekarz jest od leczenia, a koszmar rozliczeń biurokratycznych biorą na siebie wykwalifikowane w ich obsłudze komórki.

Oprac: Bartłomiej Leśniewski
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.