Tomasz Stańczak/Agencja Wyborcza.pl

Czy lekarzy faktycznie brakuje?

Udostępnij:
– Rząd przyjął, że zwiększy istotnie liczbę przyjęć na studia medyczne aż do 10 tysięcy studentów na rok w skali kraju. Kompletnie nie wziął jednak pod uwagę przygotowania uczelni do takiego kroku – nauczycieli akademickich jest mało, a jakość kształcenia jest trudna do jakiejkolwiek oceny – twierdzi członek Naczelnej Rady Lekarskiej Filip Pawliczak.
Komentarz członka Naczelnej Rady Lekarskiej i sekretarza Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi Filipa Pawliczaka:
Drodzy nowi członkowie Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi, lekarze i lekarze dentyści, którym miałem przyjemność uścisnąć dłoń w chwili odbierania przez was prawa wykonywania zawodu, gratuluję przejścia przez jedne z najtrudniejszych studiów i życzę, aby radość i szczęście dopisywały wam przez całe życie zawodowe. Chciałbym dodać wam otuchy, mówiąc, że dalej będzie już łatwo – ale nie będzie. I to nie tylko z powodu trudności pracy czy skostniałych mechanizmów szkolenia specjalizacyjnego. Na to wszystko niebawem nałoży się całkowita zmiana realiów praktykowania – i to dla wszystkich lekarzy, niezależnie od wieku. Ma to związek ze strategią, jaką rząd przyjął w kwestii planowania kadry medycznej. Celowo nie mówię, że Ministerstwo Zdrowia, gdyż jawny udział ma w tym także Ministerstwo Edukacji i Nauki, posłowie partii rządzącej z sejmowej Komisji Zdrowia, a nawet sam prezes Prawa i Sprawiedliwości. Przyznaję się do błędu w ocenie działań władz, gdyż do tej pory byłem przekonany, iż nie ma w nich znamion długofalowego planowania. Myliłem się – o tyle że życzeniowo liczyłem na dobre efekty dla nas jako grupy zawodowej, lecz także dla pacjentów, którzy zasługują na dobry system ochrony zdrowia.

Przyczyny
Strategia przyjęta przez władze państwowe opiera się na kilku podstawach, ale jedną z najważniejszych były nieaktualne dane dotyczące liczby lekarzy w Polsce, z których wszyscy wyciągaliśmy wnioski, że w Polsce brakuje lekarzy. Stało się to mantrą większości organizacji walczących o dobro środowiska medycznego, pozwoliło zmienić mentalność i stworzyć de facto rynek pracownika, w którym stawki zarówno w niektórych podmiotach publicznych, jak i większości prywatnych stały się raczej satysfakcjonujące. Trend ten jest optymalny z perspektywy medyków, ale niekoniecznie z perspektywy pracodawców, szczególnie publicznych szpitali, które są od lat niedofinansowane i w większości zadłużone.

Lekarze specjaliści częściej pracują w sektorze prywatnym, rzadziej w publicznym, a jeśli nawet, to na dużo gorszych warunkach. Ta dysproporcja powoduje częściowy odpływ lekarzy z ośrodków szpitalnych do własnych praktyk po ukończeniu „darmowej” z perspektywy kierownictwa podmiotu rezydentury. Mniejsza liczba medyków w jednostkach mających kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia powoduje wydłużenie kolejek z powodu ograniczonych mocy przerobowych. Pacjent widzi to jako niewydolność systemu ochrony zdrowia.

Założenia
Tutaj pojawia się ekonomia. Rząd przyjął, że zwiększy istotnie liczbę przyjęć na studia medyczne aż do 10 tysięcy studentów na rok w skali kraju. Kompletnie nie wziął jednak pod uwagę przygotowania uczelni do takiego kroku. Nauczycieli akademickich jest mało, a jakość kształcenia jest trudna do jakiejkolwiek oceny – egzaminy LEK i LDEK nie mają takiej funkcji, od kiedy jest baza pytań z CEM. Do nowo powstających wydziałów lekarskich pompowane będą duże pieniądze, a w konsekwencji za mniej więcej 10 lat będziemy mieli 40 tysięcy nowych lekarzy, a za lat 16 – 100 tysięcy nowych medyków, czyli więcej niż 50 procent obecnej liczby praktykujących.

Wiadomo, że w tym czasie też nas trochę ubędzie z przyczyn naturalnych, ale przyrost liczby czynnych zawodowo lekarzy będzie lawinowy.

Władza sugeruje, że ten fakt poprawi dostępność do świadczeń zdrowotnych, ale pojawiają się kolejne problemy: gdzie się specjalizować, skoro już w tym roku rezydentur jest mniej niż kończących staż podyplomowy? Owszem, istnieje tryb pozarezydencki, ale każdy, kto próbuje robić drugą specjalizację, wie, że stawki w tym trybie są uwłaczająco niskie. Jeśli znów ma wygrać ekonomia, to te tysiące przyszłych lekarzy będzie pracowało poza rezydenturą, zatem znów obciążone będą szpitale. Jeśli ta grupa się w końcu wyspecjalizuje i będzie chciała podjąć pracę w sektorze prywatnym, to czy ogromna konkurencja pozwoli jakkolwiek utrzymać się na rynku? Wygrają najlepsi, a zatem napięcia między lekarzami urosną, bo część – aby pracować w zawodzie – będzie musiała albo wyjechać, albo zgodzić się na budżetowe propozycje sektora publicznego. Rynek pracownika się skończy… I ten scenariusz się już zrealizował w Hiszpanii.

Efekty
Błędnym założeniem jest, że wyjściowo poprawi się sytuację chorych – pacjent nie będzie miał zwiększonego dostępu do świadczeń zdrowotnych. Szpitale nie będą miały pieniędzy, by zatrudnić rzesze lekarzy. W sytuacji gospodarczej, jaką mamy teraz, finansowanie NFZ nie wzrośnie tak lawinowo. Ponadto polska demografia raczej nie będzie sprzyjała większym wpływom do kasy płatnika. A wystarczyłoby zwiększyć finansowanie podmiotów medycznych (względem uczelni) – przełożyłoby się to na wzrost pensji lekarzy w publicznym systemie, który stałby się kuszącą alternatywą dla sektora usług komercyjnych. Do tego zatrudnienie rzeszy dużo tańszych od lekarzy asystentów medycznych rozwiązałoby wiele problemów – lekarze zwolnieni byliby z masy pracy biurokratycznej, a to pozwoliłoby zwiększyć ich dostępność dla pacjentów. Kolejki skróciłyby się i wszyscy byliby zadowoleni. Niestety mamy perspektywę walki rządu z naszym środowiskiem i totalne zapomnienie, iż dla pacjenta zmianą będzie szybki dostęp do dobrze wykształconego lekarza specjalisty, który ma dla niego czas. Pacjent nie oczekuje produkcji lekarzy, tylko efektów ich dobrze wykonanej pracy.

Nowa nadzieja
Dla was, młodych lekarzy i lekarzy dentystów, pozostają opcje: szybko i dobrze się wyspecjalizować, zdobywać rzadkie umiejętności, stawać się ekspertami, którzy zaoferują więcej, być dobrymi ludźmi, by pacjenci i współpracownicy was pozytywnie odbierali. To pozwoli wam zdobyć pozycję na przyszłym rynku usług lekarskich. Alternatywą jest zdobywanie umiejętności językowych i otwartość na inne kultury, by móc wyjechać – tego jednak bym nie chciał…

Pamiętajcie tylko, proszę, że pomimo trudnej i wyboistej drogi, jaka jest przed wami, wszyscy jesteśmy z jednego środowiska i powinniśmy sobie wzajemnie pomagać oraz za wszelką cenę nie dać się podzielić. Tego wam i sobie życzę.

Artykuł opublikowano w Piśmie Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi „Panaceum” 10/2022.

Przeczytaj także: „Spór o liczbę studentów medycyny – pismo Naczelnej Rady Lekarskiej”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.