
Likwidacja ustawy podwyżkowej w ochronie zdrowia to mrzonki?
Zdaniem Mariusza Trojanowskiego z Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych nikt ustawy podwyżkowej nie zamrozi, nie zlikwiduje – to mrzonki – jednocześnie wskazując, że coś trzeba zrobić, bo „nie będzie pieniędzy na nic”, ponieważ wynagrodzenia, w tym kontrakty, pochłaniają większość pieniędzy szpitali.
Prezydium Trójstronnego Zespołu do spraw Ochrony Zdrowia przy Ministerstwie Zdrowia ma przygotować plan rozmów o ustawie podwyżkowej. Ustawa zakłada coroczny wzrost płac minimalnych w ochronie zdrowia od 1 lipca. Jej efektem jest także wzrost wynagrodzeń osób zatrudnionych na podstawie kontraktów, czyli większości lekarzy. Według Trojanowskiego nikt ustawy podwyżkowej nie zlikwiduje. Ekspert zaznaczył jednocześnie, że namawia do współpracy wszystkie strony, by pomóc rządowi „coś z tą ustawą zrobić”.
Trojanowski powiedział, że obecnie średnio 75 do 80 procent wszystkich pieniędzy, które szpital dostaje, pochłaniają wynagrodzenia, w tym kontrakty. Dodał, że podwyżka wynagrodzeń od 1 lipca ma wynieść 14 proc., a szpitale dostaną na to 6–7 proc. Podkreślił, że dlatego OZPSP rozważa akcję protestacyjną.
Trojanowski uważa, że obecnie publiczny system to maszynka do zarabiania pieniędzy. Zaznaczył, że pieniądze ze składki zdrowotnej nie idą na leczenie ludzi, ale na „wielkie zyski dla prywatnych podmiotów gospodarczych”.
– Prywatne przychodnie topią swoje koszty w publicznych szpitalach. Powstają spółdzielnie – tylko po to, by wyrabiać najlepsze procedury, a gdy coś poważnego dzieje się z pacjentem, to jest on odsyłany do publicznego szpitala. Lekarz na kontrakcie to prywatna działalność prowadzona na publicznym mieniu, na szpitalnym sprzęcie – stwierdził.
Według Trojanowskiego dyrektorzy szpitali podpisują kontrakty z lekarzami, bo nie mają wyjścia. Zauważył, że jeśli ze szpitala powiatowego odchodzi lekarz, to często oddział trzeba zamknąć.
– Przerażające jest to, że ze składki zdrowotnej finansujemy milionowe zyski prywatnych firm, które idą na mercedesy, ferrari i pałace, a jednocześnie cała Polska wpłaca miliony na zbiórki na leczenie za granicą chorych dzieci – dodał.
Pytany o zapowiadaną przez resort zdrowia reformę szpitali, podkreślił, że nie można oddłużyć szpitala, dając mu zaniżoną wycenę świadczeń.
– To nie jest reforma. Obecnie procedury są wycenione tak, że wielkie szpitale i kliniki mają pieniądze, z którymi nie wiedzą, co zrobić, a szpitale powiatowe są celowo głodzone, żeby można je było łatwo sprywatyzować – zauważył Trojanowski, zaznaczając, że szpital musi mieć wszystkie zakresy – chirurga, internistę, ginekologa, pediatrę i anestezjologa – bo jeśli w nocy trzeba szybko przenieść pacjenta z jednego oddziału na drugi, to nie ma czasu na dyskusje, który szpital go przyjmie.
– My na dole, w małych miastach i na wsiach, też zasługujemy na to, żeby nami się zająć. Jesteśmy tak samo warci, jak ci, którzy mieszkają w wielkich miastach. Nie może być tak, że na jednej ulicy w Warszawie będzie pięć klinik, a w siedmiu powiatach żadnej. Nie można ludzi traktować jak idiotów. To już nie te czasy – podkreślił Mariusz Trojanowski.
– Poza tym proszę mi znaleźć chętnych, którzy oddadzą koledze oddział przynoszący jeszcze jakiekolwiek przychody i weźmie taki, co nie przynosi ich wcale. To jest utopia – dodał.