Eksperci komentują wypowiedzi wiceministra zdrowia

Udostępnij:
O komentarz do słów wiceministra zdrowia Cezarego Cieślukowskiego, który poinformował w Sejmie (24 września), że „za politykę płacową placówek medycznych odpowiadają ich dyrekcje, a podwyżki dla pielęgniarek oraz innych zawodów medycznych to zadanie dla przyszłego ministra”, a także stwierdził, że koszty kompromisu z pielęgniarkami będą dopiero liczone, poprosiliśmy ekspertów.
Sprawę skomentowali: Longina Kaczmarska, wiceprzewodnicząca zarządu krajowego OZZPiP, Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie, Sabina Jaworowska, prezes Stowarzyszenie Szpitali Małopolski i dyrektor Szpitala Powiatowego w Oświęcimiu, Michał Danowski, z-ca dyrektora ds. finansowo-ekonomicznych, Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Olsztynie i Marek Balicki, były minister zdrowia, dzisiaj polityk Socjaldemokracji Polskiej.

Longina Kaczmarska zaakcentowała, że dyrektorzy szpitali nie mają na to pieniędzy. Jej zdaniem należy pomyśleć, co zrobić, by uzdrowić system, a nie stosować „spychoterapię”, jak myśli wiceminister.

- Porozumienie dotyczące wzrostu wynagrodzeń pielęgniarek i położnych jest podpisane. Myślę, że rozporządzenie w tej sprawie także zostanie podpisane. Wierzę, że minister Zembala nie zawiedzie nas. Należy przypomnieć, że my tylko zawiesiliśmy swoje spory, czekamy na rozporządzenie, o którym była mowa podczas spotkania i negocjacji – mówi Longina Kaczmarska. Wypowiedź wiceministra zdrowia Cezarego Cieślukowskiego traktuje, jako niezręczność, nieprzemyślaną wypowiedź, może nieskonsultowaną wypowiedź.

Dorota Gałczyńska-Zych, przyznała, że to, że podwyżki dla pielęgniarek leżą w gestii dyrektorów szpitali to dobrze, bo tak powinno być.

- W tej chwili sprawozdajemy do NFZ liczbę etatów pielęgniarskich. Mam tylko nadzieję, że te podwyżki zostaną stosownie zapisane, bo fakt, że mają zostać włączone do podstawy wynagrodzenia pogarsza sytuację szpitali. Może się okazać, że pierwsza transza 400 złotych zostanie nam zapewniona centralnie, ale już o kolejne będziemy musieli martwić się sami - przyznała Dorota Gałczyńska-Zych i dodała: - Resort musi znaleźć na nie pieniądze, ale rzeczywiście obecny minister będzie decydował jedynie o pierwszej transzy, kolejne będą już leżały w kompetencjach nowej władzy. I muszą o tym wiedzieć też pielęgniarki, bo rzadko kto jest ministrem przez cztery lata.

Z kolei Sabina Jaworowska stwierdziła, że porozumienie między ministrem zdrowia a pielęgniarkami jest faktem i na pewno pielęgniarki nie pozwolą sobie odebrać złożonych obietnic, które ujrzały światło dzienne przed wyborami.

- Ta obietnica to oczywisty efekt kampanii i pielęgniarki tez o tym wiedzą i doskonale wiedziały kiedy zwrócić się o większe pieniądze, a to zadziałało. W tej chwili przekazujemy do NFZ informacje o zatrudnionych pielęgniarkach, także tych na urlopach macierzyńskich i świadczących usługi w sterylizatorni, czy na bloku operacyjnym. Największy problem mamy z innymi pracownikami szpitala, którzy czują się pokrzywdzeni. Oczywiste jest jednak to, że obecna władza zrealizuje pierwszą transze podwyżek, a kolejne już nie tym bardziej, że szpitale nawet nie mają tak długich kontraktów. Także można powiedzieć, że stanowią one prezent dla przyszłych rządzących – przyznała Sabina Jaworowska.

Michał Danowski skomentował zamieszanie słowami: - Mamy dużą niejasność jeśli chodzi o sfinansowanie podwyżek dla pielęgniarek. Pierwsze rozporządzenie mówiło o kwocie 300 zł, teraz mówimy o kwocie 400 zł do podstawy wynagrodzenia, co oznacza z pochodnymi wynagrodzenia jeszcze o 30 procent więcej. Podwyżka obejmuje pielęgniarki kontraktowe, czyli takie, które za swoje usługi wystawiają faktury rzędu 9 tys zł. Według naszych wyliczeń te 1,6 zł podwyżki wraz z pochodnymi będzie oznaczało dla szpitala średni wydatek w kwocie 13 mln zł rocznie. Zakładamy, że NFZ, czy inna instytucja zrefinansuje nam go, ale nie mamy pewności, czy wszystko pokryje – na przykład ZUS. Podwyżki dla pielęgniarek pociągną za sobą żądania płacowe innych grup zawodowych, na przykład lekarzy rezydentów. Może też oznaczać konieczność redukcji liczby zatrudnionych pielęgniarek w szpitalu.

Marek Balicki stwierdził, że Cezary Cieślukowski „wygadał się” i przyznał tym samym, jak resort traktuje pielęgniarki. – Świadczy o tym, to, że ministerstwo nie wie ile będą kosztować podwyżki dla białego personelu – podkreślił Marek Balicki i wyjaśnił: - W mojej opinii rozmowy resortu z pielęgniarkami z nie miały na celu stworzenia kompromisu i rozwiązania problemu, a jedynie wyciszenie sprawy i niedopuszczenie do protestów. Świadczy o tym choćby fakt, że o jakiejkolwiek ustawie wprowadzającej zmiany w wynagrodzeniu do tej pory nie słychać.

- Koniecznie jest powiedzenie sobie wprost: pan Cieślukowski nie ma racji co do polityki płacowej i dyrekcji szpitali. W przypadku takich sporów jak te z pielęgniarkami potrzebne są rozwiązania systemowe. To obietnica przedwyborcza. Szkoda, że ofiarą padają pielęgniarki - podsumował Marek Balicki
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.