Konkurencja – to brzmi pozytywnie, ale... w Polsce działa rywalizacja niedoskonała

Udostępnij:
- Słowo konkurencja od zawsze miało dla mnie wydźwięk pozytywny. Mówię o zdrowej rywalizacji, która pozwala osiągnąć wyznaczony cel. Takiej, która w przypadku ochrony zdrowia prowadzi do wzrostu jakości opieki i zmian organizacyjnych podnoszących efektywność realizacji świadczeń. Niestety, w polskim systemie ochrony zdrowia działa rywalizacja niedoskonała - pisze Beata Małecka-Libera w tekście z "Menedżera Zdrowia" numer 4-5 w 2016.
Zgodnie z definicją konkurencja jest mechanizmem regulującym funkcjonowanie gospodarki, także gospodarki zdrowotnej. Po pierwsze konkurencja reguluje wymianę dóbr i prowadzi do osiągnięcia stanu równowagi, czyli zrównania wielkości popytu i podaży. Po drugie reguluje alokację usług. Dzięki niej dostawcy i nabywcy, konkurując ze sobą, określają, jakie czynniki i w jakich ilościach są potrzebne. Po trzecie konkurencja reguluje dystrybucję dochodów będących rezultatem funkcjonowania gospodarki.

Ze względu na liczbę uczestników rynku wyróżnia się konkurencję doskonałą i niedoskonałą. Konkurencja niedoskonała to konkurencja monopolistyczna, w której mamy jednego lub dominującego kupującego usługi i produkty lub jednego ich dostawcę. Konkurencja doskonała to taka sytuacja, kiedy mamy wielu konkurentów zarówno po stronie płatnika, jak i kupca, którzy oferują i odpowiednio potrzebują produktu bądź usługi. Tyle definicja.

Konkurencja a rola państwa
Jestem przekonana, że w systemie ochrony zdrowia działa niestety konkurencja niedoskonała, w której brak konkurencji po stronie płatników jest zastępowany nieefektywną regulacją, a zasady równego traktowania świadczeniodawców są zaburzone przez błędną interwencję państwa po stronie sprzedających świadczenia.

Od wielu lat na konferencjach i spotkaniach medycznych trwają ostre dyskusje pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami konkurencji na temat roli, jaką ma ona odgrywać w ochronie zdrowia i tego, w jakim stopniu ma być ograniczana regulacją państwa. Zwolennicy widzą w niej szansę wzrostu i gwarancję jakości usług oraz możliwości poszerzania oferty medycznej.

Przeciwnicy, wspierając się doktryną misji szpitala, reprezentują zupełnie odmienny pogląd, twierdząc, że konkurencja może być realizowana tylko kosztem jakości, czemu może zapobiec tylko interwencjonizm państwa i mniej lub bardziej centralne gospodarowanie zasobami, by nie powiedzieć – centralne sterowanie rynkiem. W ich ocenie realizacja misji szpitala nie może iść w parze z konkurencją. Padają argumenty, że zdrowie nie jest towarem, a zysk nie prowadzi do wzrostu zdrowotności społeczeństwa, tylko do bogacenia wybranych. Pomijane są przy tym realia współczesnych rynków, na których motorem rozwoju nie jest dziewiętnastowiecznie ujmowany zysk ekonomiczny, ale wzrost wartości przedsiębiorstwa.

Wartości, którą tworzy wiązka celów, z których w ochronie zdrowie dominującym jest nie oderwany od realiów, jakimi żyją pacjenci, zysk ekonomiczny, tylko rola, jaką odgrywa szpital dla samorządu, lokalnej społeczności i poszczególnych chorych. Szpital, bez względu na to, czy publiczny, czy prywatny, który pomijając interes pacjentów, kierowałby się wyłącznie rezultatem finansowym, długo na lokalnej scenie miejsca by nie zagrzał.

O jakiej rywalizacji w ochronie zdrowia mówimy?
Powtórzmy, że możemy mieć konkurencję zarówno po stronie podaży, to jest świadczeniodawców, jak i popytu, czyli płatników. W naszym kraju sytuacja jest skomplikowana i w mojej ocenie patologiczna, gdyż rywalizacja odbywa się wyłącznie po stronie usługodawców. Po drugiej stronie mamy monolit, czyli Narodowy Fundusz Zdrowia, dysponujący kapitałem 70 mld zł. Taka wielkość kapitałów w innych sektorach gospodarki daje podstawy do konkurencji.

Faktem jest, że w obecnie nie jesteśmy jeszcze dobrze przygotowani do wprowadzenia konkurencyjnych płatników prywatnych, co niewątpliwie powoduje, że NFZ staje się nienaruszonym monopolem, ale faktem jest również, że należy o tej sprawie bardzo wnikliwie i merytorycznie rozmawiać.

Skupię się więc na problemach świadczeniodawców, choć uważam, że temat konkurencyjności wśród płatników wymaga podjęcia eksperckiej debaty, konsekwentnych decyzji i zmian w prawie. Najpierw muszą nastąpić działania porządkujące zasady dostępu do środków publicznych, a potem otwarcie się na konkurencję płatników. Na tym etapie poprawiajmy jednak system, a nie czyńmy zmian rewolucyjnych.
Odbyło się wiele debat, także na temat wprowadzenia ubezpieczeń dodatkowych i ich roli w systemie zdrowia publicznego.

Za najistotniejsze uważam właśnie określenie roli tego typu ubezpieczenia w zestawieniu z ewentualną konkurencją różnych płatników. Bo przez konkurencję płatników rozumiem możliwość wzrostu jakości usług medycznych, a przede wszystkim ich efektywności. Warunek nieodzowny to prawidłowo skonstruowany sposób kontraktowania na podstawie optymalnej, prawidłowej wyceny usług medycznych.

Wróćmy jednak do problemów świadczeniodawców i rywalizacji pomiędzy szpitalami. Mamy tutaj szereg różnych wariantów. Mamy całkowity brak lub tylko jednego oferenta na danym obszarze. Po drugie, mamy jednego silnego usługodawcę i szereg drobnych podmiotów, które działają też na rzecz silnego dostawcy. Wreszcie po trzecie, mamy sytuację bardzo częstą – wielu dostawców usług silnie ze sobą konkurujących przez pokrywającą się ofertę świadczonych usług.

Różnorodność organów założycielskich, ambicje polityczne i regionalne powodują silne oddziaływanie na podejmowanie decyzji przez zarządzających szpitalami. Dublowanie tych samych usług medycznych i często podejmowanie nieracjonalnych decyzji staje się jednym z problemów ekonomicznych szpitali publicznych.

Kluczowe błędy transformacji
Dlatego byłam i jestem zwolenniczką regionalnych map zdrowotnych, które na podstawie badań epidemiologicznych, demograficznych, a także na podstawie analizy obecnych zasobów i możliwości ich rozwoju dają odpowiedź, w jaki sposób planować strategię zdrowotną w danym regionie, jakie są zasoby i możliwości ich wykorzystania.

To ten rodzaj interwencjonizmu państwa, który jest jak najbardziej pożądany, prawidłowo zastosowany mądrze ogranicza swobodną konkurencję, ale nie eliminuje jej zdrowych fundamentów.

Należy też wyodrębnić coraz bardziej widoczną konkurencję pomiędzy podmiotami publicznymi a prywatnymi. O tych ostatnich najczęściej mówi się negatywnie jako o ,,spijających śmietankę”. Nie wolno jednak zapomnieć o dwóch podstawowych kwestiach. Po pierwsze realizacja tych lepiej wycenianych usług przez świadczeniodawców odbywa się zgodnie z obowiązującym prawem, a także świadomą decyzją płatnika, który pragnąc wyrównać niedobory w zdrowiu, premiował te zakresy, które w jego ocenie wymagały interwencji. Można dyskutować, czy wybrano właściwe priorytety, czy zastosowano proporcjonalne do potrzeb działania, czy jest to nadal właściwy kierunek interwencji, czy jej cele zostały już zrealizowane. Nie można jednak podważać sensu interwencji popytowo-podażowych, które także obecny rząd – jak się wydaje – pragnie realizować. [...]

Beata Małecka-Libera jest przewodniczącą sejmowej Podkomisji Stałej do spraw Zdrowia Publicznego, zastępcą przewodniczącego sejmowej Komisji Zdrowia, posłem na Sejm RP (Platforma Obywatelska).

Artykuł w całości jest opublikowany w najnowszym „Menedżerze Zdrowia”. Dostępny jest również w formacie cyfrowym na stronie "Menedżera" w zakładce: "Konkurencja – to brzmi pozytywnie".

Przeczytaj również inne teksty z "Menedżera Zdrowia" numer 4-5/2016: "Konkurowanie to walka o przetrwanie?", "Powszechny lincz", "Cienie rezydentury" i "Pozaziemska służba zdrowia".

Zachęcamy do polubienia profilu "Menedżera Zdrowia" na Facebooku: www.facebook.com/MenedzerZdrowia/ i obserwowania konta na Twitterze: www.twitter.com/MenedzerZdrowia.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.