Adam Stępień/Agencja Wyborcza.pl

System no fault jak świadek koronny

Udostępnij:
– Z systemem no fault jest trochę jak ze świadkiem koronnym. Mimo udziału w przestępstwie przyznajemy mu specjalną ochronę (a więc uwalniamy od winy), aby móc dotrzeć do istoty przestępstwa i je wyeliminować. Godzimy się na mniejszą niesprawiedliwość, aby móc wyeliminować większą – pisze w „Menedżerze Zdrowia” prof. Wiesław W. Jędrzejczak.
Komentarz prof. Wiesława W. Jędrzejczaka, hematologa, onkologa klinicznego i transplantologa z Kliniki Hematologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego:
Jest takie powiedzenie, że są trzy rodzaje ludzi – ci, którzy uczą się na cudzych błędach, ci, którzy uczą się na własnych błędach, i ci, którzy na żadnych błędach się nie nauczą. Jednak, aby móc się uczyć na błędach, trzeba je zidentyfikować, przeanalizować i zastanowić, jak ich uniknąć w przyszłości.

Medycyna, jak wiadomo, nie opiera się na cudach, czyli jednorazowych trudno wytłumaczalnych zjawiskach – lecz na zdarzeniach powtarzalnych. Przede wszystkim na powtarzalnych sukcesach.

Oto ktoś zauważył, że w konkretnej sytuacji określone działanie daje powodzenie, opisał to, inni przeczytali i powtarzają. Jeśli ktoś tego nie opisze, to inni nie przeczytają i nie będą mogli powtórzyć – ale to samo odnosi się do błędów i zdarzeń niepomyślnych. Jeżeli jakiś błąd nie zostanie opisany i nikt o nim się nie dowie, to prędzej czy później ktoś go powtórzy. Medycyna, mówiąc dokładniej, to powtarzanie sukcesów i unikanie powtarzania niepowodzeń.

O ile mamy w miarę dobrze opracowany i funkcjonujący system generowania sukcesu leczniczego w medycynie, o tyle wciąż zawodzi system identyfikacji błędów i niepowodzeń.

Zaczyna się to od samej góry – znacznie łatwiej opublikować wyniki badania klinicznego dokumentującego powodzenie jakiegoś działania niż takiego, które wykazało, że coś nie działa. A jeżeli się wyników tego drugiego badania nie opublikuje, to jest duże ryzyko, że inni, nie wiedząc o wcześniejszym niepowodzeniu, wpadną na ten sam pomysł i będą to badanie niepotrzebnie powtarzać. Jeszcze gorsza jest sprawa z błędami. Tu ujawnienie błędu często grozi bardzo poważnymi konsekwencjami prawnymi i życiowymi dla osób, które je popełnią. A człowiek jest człowiekiem, czyli osobą popełniającą błędy niezależnie od tego, czy jest profesorem czy sanitariuszem. Tylko skutki błędu bywają różne. W dodatku na to nakłada się normalne ryzyko wszelkich procedur medycznych. Ludzie są gotowi ogólnie zaakceptować, że ryzyko jakiegoś zabiegu wynosi np. 50 proc., ale indywidualnie następnie uważają, że to wina lekarza, że oni znaleźli się wśród 50 proc. niepowodzeń.

System, w którym na straży perfekcjonizmu lekarzy stoją prawnicy, służy przede wszystkim prawnikom i instytucjom ubezpieczeniowym, gdyż przenosi uwagę lekarzy z ratowania życia pacjenta na chronienie się przed agresją prawną. Lekarz nie skupia się na ratowaniu życia, co jest związane z ryzykiem, lecz na upewnianiu się, że pacjent umiera (w końcu wszyscy muszą umrzeć) po wypełnieniu standardowych działań – tak, aby prawnicy nie mieli się do czego doczepić. A jeśli błąd się zdarzy, to wszyscy są zainteresowani, aby go ukryć, co – jeśli się udaje – uwalnia od ewentualnej kary, ale także uniemożliwia opracowanie działań, które mogą zapobiec jego powtórzeniu.

System, w którym na straży perfekcjonizmu lekarzy stoją inni lekarze, jest o tyle lepszy, że błędy są zgłaszane, analizowane i wykorzystywane do poprawiania systemu.

Na przykład we Francji pielęgniarka omyłkowo podała pewien lek podskórnie zamiast dożylnie. Sprawę zaraportowano i zanalizowano. Po pierwsze, okazało się, że lek jak najbardziej zadziałał, a po drugie, że miał znacznie mniejsze skutki uboczne. Ostatecznie zmieniono rejestrację leku, dopuszczając podawanie podskórne, i zaoszczędzono tysiącom ludzi na świecie (również w Polsce) działań niepożądanych. O ile oczywiście ta historia jest szczęśliwa, o tyle zdarzają się błędy, które kosztują życie, oraz błędy, które skutkują kalectwem. Z systemem no fault jest trochę jak ze świadkiem koronnym. Mimo udziału w przestępstwie przyznajemy mu specjalną ochronę (a więc uwalniamy od winy), aby móc dotrzeć do istoty przestępstwa i je wyeliminować. Jest to swoista cena – godzimy się na mniejszą niesprawiedliwość, aby móc wyeliminować większą. I tak też można podejść do problemu błędów lekarskich – za odstąpienie od karania jednostkowego zyskujemy możliwość systemowego zmniejszenia ryzyka dla następnych podobnych chorych.

Przeczytaj także: „System no fault niezgodny z konstytucją”, „System no fault trudny politycznie”, „Spór między ministrami”, „Unikajmy błędów, a nie szukajmy winnych” i „System no fault fundamentem”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.