Andrzej Jaczewski o tym, czy powrót lekarzy do szkół jest realny

Udostępnij:
Profesor doktor habilitowany medycyny i pedagogiki na swoim blogu pisanym pod szyldem "Tokfm.pl" skomentował obecność lekarzy w szkołach i przypomniał jak ta sprawa wyglądała w przeszłości.
Na blogu dostępnym pod adresem "Tokfm.pl/blogi/cicer-cum-caule" czytamy:

- Ostatnio rządy (już nie tylko nowy, ale i poprzedni) postulowały wprowadzenie powrotu lekarzy do szkół. Postulować łatwo – a jeszcze łatwiej było zniszczyć to, co już było. Ile oszczędności! Ponownie zorganizować medycynę szkolną nie będzie łatwo. Wiąże się to z kosztami, ale też z brakiem zapału lekarzy do pracy w szkole. W latach sześćdziesiątych nie było łatwo zachęcić lekarzy do pracy w szkole. Już łatwiej było nakłonić do sporadycznych wizyt i badań kontrolnych – których praktyczne znaczenie dla ucznia było jednak dość dyskusyjne. [...]

- W PRL było kilku prominentnych lekarzy, którzy widzieli sens i potrzebę opieki lekarskiej nad uczniem. Nieskromnie do tego grona zaliczyłbym i siebie – mając już dość mocną pozycję w pediatrii wybrałem marginalną wówczas medycynę szkolną.

- Moja koncepcja była może utopijna, ale sam ją realizowałem. Lekarz miał być także współnauczycielem, pedagogiem, a jego miejsce pracy to miała być szkoła. Zdaję sobie sprawę z utopijności mojej koncepcji. Ale w praktyce było coś pośredniego – i działało. Jak to wyglądało? Była higienistka szkolna na pełnym etacie – jedna na tysiąc uczniów. I był lekarz, który miał pod opieką dwa tysiące uczniów –a więc przeważnie dwie szkoły. I był w każdej szkole gabinet lekarski. Tam dokonywano badań okresowych, szczepień ochronnych i udzielano pierwszej pomocy. W wielu szkołach personel gabinetu był także nieformalnie ośrodkiem wiedzy, porad dla nauczycieli - często uczestniczył w edukacji seksualnej. Bo był wtedy ważny i cenny przedmiot „przysposobienie do życia w rodzinie”, z czym nie wszyscy nauczyciele dobrze sobie radzili.

- Był też – i to szczególnie ważne – gabinet dentystyczny. Były przeglądy stanu uzębienia: wczesne leczenie próchnicy, profilaktyka. Dziś korzystanie z pomocy stomatologów stało się rarytasem dla zamożnych i praktycznie obejmuje (dzięki prywatnej interwencji zamożnych rodziców) tylko zaawansowane stany chorobowe (jak dzieciaka bolą zęby i jak ma już zaniedbaną próchnicę, często ze zmianami ropnymi ). Zaniedbane stany chorobowe zębów są jak wiadomo przyczyną różnych poważnych schorzeń, których już prawie nie było – no i cierpień dzieci. Uważam, że likwidacja szkolnej stomatologii jest największą zbrodnią w stosunku do młodego pokolenia.

- Czy szkolna służba zdrowia była idealna? Nie. Było wiele do poprawienia, wiele do zmienienia i udoskonalenia. I to się stopniowo działo. Po kilku latach była już rzesza lekarzy autentycznie zaangażowanych, nietraktujących (jak w początku lat sześćdziesiątych) pracy w szkole jako zesłania. I były poradnie specjalistyczne, środowisko naukowe, kontakty międzynarodowe – kongresy medycyny szkolnej i akademickiej w ramach Międzynarodowej Unii Medycyny Szkolnej. Nasz model, organizacja i dorobek liczyły się w świecie naukowym. Jeden kongres odbył się w Polsce. [...]

- To wszystko kosztowało. To oczywiste. [...] Obecnej władzy zabraknie pieniędzy na spełnienie obietnic. Najłatwiej będzie zaoszczędzić na tej dziedzinie. Działalność szkolnej służby zdrowia jest mało spektakularna (poza rozwiązaniem problemu leczenia zębów). Dlatego o jej dalszy brak nie będzie awantur. A szkoda. Dla mnie łączenie medycyny z pedagogiką było pasją zawodową. I na starość mam wiele przemyśleń także na temat. Miło wspominam swoją pracę, marzy mi się lekarz-pedagog w każdej szkole. Przy obecnym poziomie zawodowym mogłaby to być choćby pielęgniarka-pedagog.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.