Materiały prasowe

Czy COVID-19 może zmienić przebieg tocznia? Badania trwają

Udostępnij:
– Chcemy wykazać, czy przechorowanie COVID-19 przez pacjentów cierpiących na toczeń rumieniowaty układowy ma długofalowy wpływ na przebieg choroby podstawowej – mówi dr hab. Anna Wardowska z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, ubiegłoroczna beneficjentka grantu Naukowej Fundacji Polpharmy.
W jakim obszarze prowadzi pani badania? Co one mają przynieść pacjentowi, systemowi ochrony zdrowia i pozostałym użytkownikom rynku medycznego?
– Z wykształcenia jestem biotechnologiem, jednak zawodowo od samego początku byłam związana z Gdańskim Uniwersytetem Medycznym. Robiąc habilitację, zainteresowałam się toczniem rumieniowatym układowym i na materiale pochodzącym od tej grupy pacjentów głownie pracuję. Toczeń to trudna diagnostycznie choroba autoimmunologiczna, która przebiega w bardzo zróżnicowany sposób. Jest wiele czynników, które mogą nasilać objawy choroby, wywoływać zaostrzenia, nawet wtedy, gdy pacjenci dostają silne leczenie. Takimi czynnikami, które mogą wywołać chorobę albo indukować jej zaostrzenia, są wszelkiego rodzaju infekcje. Dlatego pacjenci z toczniem byli i są w grupie wysokiego ryzyka, jeśli chodzi o infekcję COVID-19. W okresie piku pandemicznego chorzy na toczeń obawiali się zachorowania, nie wiedząc, jak ich organizm zareaguje na nowego wirusa i jak to długofalowo wpłynie na ich losy.

W tamtym momencie, gdy pisałam projekt, danych na temat wpływu COVID-19 na pacjentów z toczniem prawie nie było. Sporadyczne informacje pochodziły głównie z ankiet telemedycznych, a jeśli pojawiały się dane kliniczne, to uzyskiwane z niezbyt licznych grup pacjentów. Warto podkreślić, że wówczas nie do końca było wiadomo, jak w ogóle układ immunologiczny zareaguje na tą formę koronawirusa, także u osób zdrowych, a co dopiero u pacjentów, którzy mają jakieś dysfunkcje układu odpornościowego. Praca w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym znacznie ułatwiła nam obserwację naszych pacjentów pod kątem zakażeń COVID-19. W placówce, z którą współpracujemy – Katedrze i Klinice Nefrologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych GUMed – z powodu tocznia leczonych jest kilkadziesiąt osób. Dzięki temu możemy zbierać informacje dotyczące odsetka zachorowań na COVID-19 i wpływu na przebieg choroby podstawowej.

Na jakim etapie był projekt, gdy zdecydowała się pani aplikować o grant Naukowej Fundacji Polpharmy? Jak przyjęła pani informację, że go zdobyła?
– Był na bardzo wstępnym etapie – można powiedzieć, że był to dobrze opisany pomysł, który stworzyłam wspólnie ze współpracownicami. Ponieważ nie mieliśmy żadnych funduszy na tak szeroko zakrojone badanie, zakładałyśmy jedynie podstawowe analizy prowadzone przy okazji jakichś innych badań. Oczywiście miałyśmy nadzieję, że może ktoś nas wesprze w ich realizacji, jednak zupełnie się nie spodziewałam, że to się uda. Stąd też zdobycie grantu zaskoczyło mnie, chociaż mam na swoim koncie różne badania, w tym kierowanie projektami naukowymi. To był okres, kiedy moje pomysły w obszarze tocznia, nie tylko w kontekście infekcyjnym, nie miały pozytywnego odbicia w projektach badawczych. Dlatego nie liczyłam na to, że i ten się spodoba, chociaż mnie samej od początku wydawał się bardzo atrakcyjny.

To, co mnie ujęło, to sposób, w jaki działa ta fundacja. Jest to wyjątkowy na rynku polskim system oparty na bezpośrednim kontakcie z recenzentem. Polega on na tym, że recenzenci zwracają się do projektodawców z zapytaniami, dlaczego coś tak, a nie inaczej zostało ujęte, czemu ma to służyć itp. Dzięki temu badacz ma szanse rozwiać wątpliwości recenzenta. W naszym przypadku były to pytania o grupy badawcze, kwestie rekrutacji pacjentów, jaki mamy odsetek pacjentów, którzy przebyli COVID-19. To jest bardzo rozwijające, ponieważ recenzent wyłapuje aspekty, które można udoskonalić, czy chociażby zastanowić się nad nimi.

Co dzięki grantowi udało się pani zrobić?
– Kiedy spłynęły do nas środki finansowe, ruszyliśmy z badaniami pełną parą. Prowadzimy je już od roku, skupiając się na długofalowych skutkach COVID-19. W bazie mamy ok. 80 pacjentów, z czego połowa została już przynajmniej jednokrotnie przebadana. Każdego tygodnia badamy po kilku pacjentów, którzy są pół roku, rok lub dwa lata po infekcji. W tej chwili wykonywana jest tzw. laboratoryjna praca na mokro, czyli pobieranie krwi do badań oraz podstawowe analizy cytometryczne. Oznaczamy populacje komórek układu immunologicznego – limfocyty T, limfocyty B, komórki dendrytyczne, monocyty czy aktywność komórek żernych. Rozkład populacji i poziom aktywności komórek pozwala na ocenę różnic pomiędzy pacjentami, którzy przebyli COVID-19, i tymi, którzy nie chorowali. Będziemy te grupy porównywać również w odniesieniu do leczenia i dominujących objawów infekcji. Mamy więc grupy porównawcze: pacjentów po COVID-19, tych bez niego i grupę zupełnie zdrowych pacjentów, bez tocznia i chorób autoimmunologicznych w wywiadzie, którzy nie przebyli COVID-19. Część materiałów zostawiamy do badań molekularnych. Wyciągamy też wnioski pośrednie z poszczególnych analiz. Obecnie obserwujemy pewne zmiany, ale nie są to jeszcze analizy wiążące, które pozwalałyby nam wyciągnąć jednoznaczne wnioski.

Jak grant wpłynął na dalsze pani życie zawodowe?
– Tak się złożyło, że nie był to jedyny grant, o który w tym czasie aplikowałam. Toczniem rumieniowatym interesuję się od lat, dlatego mam kilka wybranych ścieżek. Wcześniej badałam wybrane subpopulacje komórkowe, wchodziłam w mechanizmy molekularne, które nadal mnie interesują, ale nie są obecnie mocniej eksplorowane. Mam też ścieżkę, która jest oparta na związkach chemicznych będących ligandami punktów kontroli immunologicznej. W tym zakresie współpracuję z Katedrą Chemii Biomedycznej Uniwersytetu Gdańskiego, z dr Martą Spodzieją. Związki, o których mowa, mogą wpływać na reaktywność komórek immunologicznych. Zastanawiałyśmy się, czy ich podanie może wyciszyć układ immunologiczny pacjentów z toczniem. W momencie, kiedy pojawił się projekt Naukowej Fundacji Polpharmy, wspólnie z panią doktor, składałyśmy nasz drugi – toczniowy. I tak się złożyło, że uzyskałam oba granty, chociaż Naukowa Fundacja Polpharmy była pierwsza. Jeśli prawdą jest, że istnieje zielona fala, to w moim przypadku tak było. Mogę powiedzieć, że fundacja rozpoczęła dobry czas dla projektów. Warte podkreślenia jest również to, że Naukowa Fundacja Polpharmy ma pozytywny wpływ na naukowców, tworząc atmosferę docenienia. Pokazuje, że to, co robi badacz, jest ciekawe i wartościowe oraz daje poczucie wyjątkowości. To uskrzydla i dodaje wiary we własne siły, jeśli chodzi o pracę naukową.

Jak pani przewiduje, jakie mogą być dalsze losy pani projektu?
– Są dwie podstawowe opcje, albo wykażemy, że COVID-19 wpłynął długofalowo na stan zdrowia pacjentów z toczniem, albo się okaże, że on tego wpływu nie ma. Niezależnie od tego, jakie będą wnioski, każda informacja będzie dobrą wiadomością. Jeśli się okaże, że COVID-19 nie wpływa na pacjentów z toczniem, to chory nie będzie musiał żyć w strachu, że pod wpływem zachorowania pogorszy się jego stan zdrowia związany z chorobą podstawową. Jeśli zaobserwujemy jakieś zmiany, to będziemy musieli się zastanowić nad sposobami zabezpieczenia chorego. Dlatego, niezależnie od wyniku, który otrzymamy, będzie on korzystny dla pacjenta. Z punktu widzenia naukowca, a nie klinicysty, dzięki projektowi mamy szansę zdobywać wiedzę podstawową, od której możemy rozpocząć różne bardzo zaawansowane badania. Czegokolwiek się dowiemy, będzie to dla nas wartość dodana.

Przeczytaj także: „Bazy danych – jak zapewnić do nich dostęp użytkownikom rynku?”, „Granice dostępu do baz danych wyznacza prawo” i „Debaty naukowe dla lekarzy i pacjentów – na to stawia Naukowa Fundacja Polpharmy”.

 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.