Konstanty Radziwiłł: Opt-out to uderzenie w rząd Morawieckiego. Lekarze: To nieprawda.
Redaktor: Bartłomiej Leśniewski
Data: 02.01.2018
- Na początku to tak nie wyglądało, ale teraz jestem przekonany, że to uderzenie polityczne w rząd Mateusza Morawieckiego – mówił Konstanty Radziwiłł. Nie zgadzają się z tym protestujący.
- Lekarze rezydenci od początku podkreślają, że ich protest nie jest polityczny. Domagają się przede wszystkim zwiększenia nakładów na leczenie pacjentów – podaje TVN.
I to od lat, niezależnie od tego, czy rządzi PO, czy PiS. Trudno też przypisać im intencję uderzenia w rząd Mateusza Morawieckiego, bo protest zaczęli znacznie wcześniej, a same klauzule zaczęli wypowiadać na długo przed tym, gdy ogłoszono zmianę na stanowisku premiera.
Lekarze-rezydenci, którzy od października protestują domagając się zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB od 2021 r. oraz wzrostu wynagrodzeń wypowiadają - w placówkach na terenie całego kraju - klauzulę opt-out. Wcześniej próbowali mniej dotkliwych form protestu: manifestacji ulicznych, zbierania podpisów pod aktami prawnymi kierowanymi do Sejmu, wreszcie strajku głodowego.
Czy protest lekarzy ma kontekst polityczny? Ma i mieć musi. Nie może być inaczej w kraju, gdzie w zdrowiu decyzją polityka jest wszystko: od wysokości składki, poprzez pensje i wskazanie szpitali, które dostają do sieci. Dość powiedzieć, że tak naprawdę pracodawcą rezydentów, wyznaczającym ich płace - nie jest menedżer prywatnej, czy publicznej instytucji, a polityk z krwi i kości w osobie… samego ministra zdrowia.
Tyle, że akurat ten stan rzeczy nie jest winą rezydentów, a samych polityków. Protest z pewnością ma swój kontekst polityczny, ale nie jest wymierzony w żadną konkretną opcję, żadnej też nie faworyzuje. - Mieliśmy 20 ministrów od czasu odzyskania niepodległości i nikt nie zwrócił uwagi, że kiedyś będzie zupełny krach - mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, która przyłączyła się do protestu.
Przeczytaj także: Czy protest rezydentów jest polityczny? Oczywiście, że tak.
I to od lat, niezależnie od tego, czy rządzi PO, czy PiS. Trudno też przypisać im intencję uderzenia w rząd Mateusza Morawieckiego, bo protest zaczęli znacznie wcześniej, a same klauzule zaczęli wypowiadać na długo przed tym, gdy ogłoszono zmianę na stanowisku premiera.
Lekarze-rezydenci, którzy od października protestują domagając się zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do 6,8 proc. PKB od 2021 r. oraz wzrostu wynagrodzeń wypowiadają - w placówkach na terenie całego kraju - klauzulę opt-out. Wcześniej próbowali mniej dotkliwych form protestu: manifestacji ulicznych, zbierania podpisów pod aktami prawnymi kierowanymi do Sejmu, wreszcie strajku głodowego.
Czy protest lekarzy ma kontekst polityczny? Ma i mieć musi. Nie może być inaczej w kraju, gdzie w zdrowiu decyzją polityka jest wszystko: od wysokości składki, poprzez pensje i wskazanie szpitali, które dostają do sieci. Dość powiedzieć, że tak naprawdę pracodawcą rezydentów, wyznaczającym ich płace - nie jest menedżer prywatnej, czy publicznej instytucji, a polityk z krwi i kości w osobie… samego ministra zdrowia.
Tyle, że akurat ten stan rzeczy nie jest winą rezydentów, a samych polityków. Protest z pewnością ma swój kontekst polityczny, ale nie jest wymierzony w żadną konkretną opcję, żadnej też nie faworyzuje. - Mieliśmy 20 ministrów od czasu odzyskania niepodległości i nikt nie zwrócił uwagi, że kiedyś będzie zupełny krach - mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, która przyłączyła się do protestu.
Przeczytaj także: Czy protest rezydentów jest polityczny? Oczywiście, że tak.
